czwartek, 13 września 2012

Chcąc wzlecieć.


Cześć! Założyłam tego bloga, by móc w jakimś miejscu zamieszczać swoją marną twórczość, co by poczytać parę opinii i krytyki, a co! Piszę od 6 klasy, aczkolwiek przez pierwsze lata było to raczej zaprzyjaźnianie się z mózgiem i Wordem, dlatego nie stworzyłam jak do tej pory jakiegoś wielkiego dzieła. Nie jestem wielką pisarką, mam bardzo oklepany, chaotyczny styl, ale robię to bo lubię, także...enjoy!
Dzisiaj zaczynam z małą dawką Kaisoo (EXO) - historia wymyślona na całkowitym spontanie, brak jakiegokolwiek sensu, napaćkanie metaforami i wszechobecna dysharmonia. Czyli norma u mnie ^^
Dedykowane najprawdopodobniej największej shiperce Kaisoo w Polsce, osobie, która w większym stopniu zaraziła mnie miłością do nich - Sinn.
PS. Tytuł póki co roboczy, ponieważ mam braki w kreatywności.

~*~
W życiu człowieka w końcu przychodzi taki czas gdy zdaje sobie on sprawę z tego, że właśnie stał się dorosły. Czasami dzieje się to zbyt szybko, momentami za późno. W niewielu, wyjątkowych przypadkach zdarza się to idealnie - wtedy kiedy człowiek ma jeszcze siłę na ciężką pracę, a jednocześnie wystarczająco inteligencji by dobrze z tego korzystać. Dla Kyungsoo ukończenie studiów i otrzymanie dyplomu było najlepszą chwilą na zrozumienie, że od tego dnia nie ma już nastolatka z ambicjami i marzeniami do spełnienia, a istnieje młody mężczyzna z planami do realizacji. Nie był już pisklęciem przytwierdzonym do gniazda. Był ptakiem, który nauczył się latać i musiał wykonać pierwszy lot.

Do Kyungsoo można było określić mianem pracusia, kujona, sztywniaka, może nawet nudnego człowieka. Na uczelni wyśmiewano jego brak jakichkolwiek przejawów życia towarzyskiego bądź zazdroszczono chwalenia przez prawie każdego wykładowce. 22-letni Kyungsoo nie przejmował się jednak takimi rzeczami. Będąc nastolatkiem wykazywał już nieodkryty jeszcze talent kucharski - gotował ze zmysłem i niezwykłą swobodą. Piekł, smażył, doprawiał jakby urodził się wyłącznie dla tego. Kuchnie mianował swoją oazą, a fartuch świętą relikwią. Formując marzenie z prawdziwego zdarzenia w wieku 16 lat zrodziła się w nim pewna determinacja i ślepa potrzeba osiągnięcia celu, postanowienie, że cokolwiek się nie stanie – uda mu się. Jeszcze w szkole średniej uczęszczał na kursy doszkalające, osiągając na nich same sukcesy. Zdecydował się na studia tylko i wyłącznie z potrzeby posiadania dyplomu. Chciał żyć ze świadomością, że jest mistrzem. Szefem.

Szefem kuchni jednak nie został. Będąc dzieckiem szczęścia niemalże od razu znalazł pracę, która go satysfakcjonowała. Mal była tą restauracją, do której przychodzili głównie politycy, biznesmeni, zamożne rodziny. Zdarzali się ewentualnie zakochani chcący pokazać jak bardzo im zależy zapraszając do tak dobrego miejsca. Bardzo szybko ujawnił swoje umiejętności, serwując nowo przybyłym klientom obiad z polecenia szefa w celu utwierdzenia go, że nie zatrudnia kogoś pospolitego. Kyungsoo nie należał do kucharzy zwyczajnych. Jego kuchnia była wyjątkowa, wręcz magiczna, dlatego niczym specjalnym było wychwalenie „mistrza kuchni, który zaserwował nam kawałek nieba”. Szczęście jakie ogarnęło go gdy usłyszał „Przyjdź jutro” było niewyobrażalne.

Kyungsoo mieszkał sam w niewielkiej kawalerce, piętnaście minut autobusem bądź pół godziny piechotą do pracy. Mieszkał na drugim piętrze i miał balkon z widokiem na panoramę miasta. Był samotnikiem z wyboru, więc często siadał na krześle i obserwując rozpływające się nad budynkami słońce, udawał, że jest ptakiem. Podziwiał je za ich wolność i niezależność. Pomimo iż sam dokonywał wyborów w całym swoim dotychczasowym życiu – czuł się w pewien sposób uwiązany, jakby obciążony własnymi marzeniami. Wydawało mu się, że zatracił się w swoich celach i planach, zapominając o tym co najważniejsze. Czasami jego zawziętość i aspiracje zbyt mocno przytwierdzały go do gruntu, sprawiając, że był jak ptak, który rozpościera okazale skrzydła, lecz w rzeczywistości nie potrafi latać.

Był lubiany, dobrze traktowany. Jako uroczy chłopak o ufnym spojrzeniu wzbudzał w ludziach względnie dobre uczucia. Chętnie wymieniano się z nim uwagami, pytano o porady, proponowano pomoc. Choć był indywidualistą zawsze się zgadzał. Próbował, naprawdę się starał być towarzyski, zawrzeć znajomości, udawać pełnego luzu zabawnego kolesia. Bardzo subtelnie odmawiał wychodzenia na drinki bądź wszelkiego rodzaje imprezy. Wymawiał się ważnymi spotkaniami rodzinnymi, wizytami u lekarza lub innymi sprawami, które powinno się stawiać na pierwszym miejscu i łatwo było ich użyć jako ucieczka. Usiłował być tacy jak oni, jednakowoż nie potrafił zmienić się w tak drastyczny sposób bez czyjejś pomocy.

Jongin pojawił się nagle. Arogancki i niebezpiecznie pociągający kelner zdobył serca wszystkich naokoło. Ze swoim nonszalanckim uśmiechem i znudzonym życiem spojrzeniem oczarowywał klientów nawet płci męskiej. Tace z jedzeniem podawał z niezwykłą gracją, wręcz nieludzką lekkością. Podchodząc do stolików miało się wrażenie, że unosi się nad ziemią, nie mając z nią żadnego fizycznego kontaktu, jak gdyby posiadał za plecami niewidzialne skrzydła. Traktował swoją pracę raczej swobodnie - nie czuł potrzeby zgłaszania się do dodatkowej roboty bądź pomagania innym. Był centrum towarzystwa, umiał się dobrze bawić, a jednocześnie trzymał się na dystans, obserwując wszystko z ubocza. Był jak ptak. Był jak ptak, który potrafił odnaleźć się w kluczu razem z innymi, tym samym doskonale radząc sobie w samotnym locie.

Drapieżnik. Łowca. Człowiek, który dostrzegając cel nie boi się złamać kilku bądź kilkunastu zasad. Mógł mieć wszystko, jeśli tylko tego chciał. Czarował, manipulował, uwodził, fascynował. Za pstryknięciem palców ludzie padali przed nim na kolana, gotowi zrobić co zechce, chętni by oddać siebie. Kobiety biły się o niego zaciekle, przekonane, że pokazując swój zapał i spryt – wzbudzą w nim zainteresowanie. Bóg wiedział jak bardzo się myliły. Jongin, owszem, mógł mieć wszystko. Zapragnął jednak jedynej rzeczy, której posiąść nie mógł tak łatwo.

Kyungsoo miał niskie doświadczenie z randkowaniem. Nie przejawiał zainteresowania kobietami, mężczyznami tak samo. Zastanawiając się niegdyś nad swoją seksualnością postanowił, iż jest biseksualny. Stwierdził, że nie liczy się płeć, tylko to co łączy dwie strony. Nie rozumiał bardzo wielu spraw. Skąd miał wiedzieć co preferuje nie mając żadnego wcześniejszego doświadczenia? Sceptycznie słuchał osób, które otwarcie deklarowały się heteroseksualne, nie mając wcześniej kontaktu z drugą płcią. Dla Kyungsoo liczyło się zapoznanie, zrozumienie siebie. Sam jakkolwiek nie potrafił się określić, ponieważ nigdy nie miał ku temu sposobności.

Był wielce zdziwiony kiedy Jongin zaczął do niego zarywać. Inteligenty na tyle, potrafił odróżnić rozmowę na poziomie od pospolitego flirtu. Stanowczo odmawiał wszelakich propozycji, ignorował przymilne pochlebstwa, wyśmiewał pod nosem czułe słówka. Przeraził się odrobinę nagłego napadu na swoją osobę. Nigdy nie był tak bardzo w centrum czyjegoś zainteresowania i dopadała go krępacja za każdym razem gdy dostrzegał spojrzenie Jongina na sobie. Nie chciał pozwolić mu na wtargnięcie do swojego życia, mimo iż w głębi serca liczył na kogoś, kto pomoże mu w końcu wzlecieć ku niebu.

Wieczory zazwyczaj spędzał na czytaniu książek bądź samotnych spacerach w zależności od pogody. Z racji iż jesień przyniosła ze sobą chłodne temperatury wypadło na czytanie książek. Miał ich sporo przywiezionych ze starego domu, który wspominał jedynie jako toksyczne gniazdo. Nigdy ich nie czytał gdy był młodszy i nie sądził, że kiedyś będą dla niego tak ważną rzeczą w dorosłym życiu. Książki zastępowały mu przyjaciół kiedy nie myślał o gotowaniu. Ponieważ nie potrafił złapać kontaktu z ludźmi otaczającymi go – związał się z obdartymi okładkami i zapachem starego papieru.

Tego wieczora czytał przyjemną opowieść o starym człowieku zapomnianym przez świat, który stanął naprzeciw swoim największym lękom i wyszedł do ludzi. Przewracał strony z jak największą delikatnością, nie chcąc uszkodzić w jakikolwiek sposób sypiących się już kartek. Czytał powoli, analizując każde zdanie, chcąc pojąć sens lub doszukać się drugiego dna. Pragnął poznać historię każdej książki i odkryć jej tajemnicę. Był totalnie oderwany od rzeczywistości kiedy dzwonek, który zdawał się dzwonić już kilka minut wciąż rozbrzmiewał w jego uszach. W życiu nie spodziewałby się kogokolwiek w swoim mieszkaniu, tym bardziej przed dwudziestą drugą w zimną noc października.

Jongin uśmiechnął się kącikiem ust kiedy ujrzał przed sobą całkowicie zaskoczonego chłopaka. Para szeroko otwartych oczu wpatrywała się w niego jakby w ten sposób chciała zapytać dlaczego się tu znalazł. Dopiero po chwili myśl przeszła w czyn, gdy Kyungsoo zadał pytanie.
- Co ty tu robisz? - rozeszło się krótkim echem po korytarzu nie doczekawszy się jednak odpowiedzi. Jongin wyminął Kyungsoo bez słowa i automatycznie, jak gdyby był tutaj tysiące razy, skierował się ku kanapie i rozsiadł się na niej, zakładając nonszalancko nogę na nogę i klepiąc zapraszająco miejsce obok siebie.
- Słyszałem, że potrafisz rozmawiać – powiedział cicho, co równie dobrze mogło być odrobinę mocniejszym szeptem – A ja tego potrzebuję.
Kyungsoo wahał się. Wciąż zmieszany obserwował intruza, kurczowo trzymając się drzwi z nadzieją, iż wbijanie paznokci w niedokładnie polakierowane drewno pozwoli mu jakoś wybrnąć z tej sytuacji. Wzdrygnął się na nagłe parsknięcie śmiechem. Rzucił mu pełne zwątpienia spojrzenie i zagryzł wargę, co zdarzało mu się robić w niepojętych dla niego sytuacjach.
- Nie gryzę podczas rozmowy – Jongin wymruczał nieco złośliwie – Naprawdę – dodał ze śmiechem i pozwolił swoim oczom zmrużyć się lekko, kiedy przyodziewał twarz w uśmiech. Kyungsoo zauważył, iż pomimo jego głos był ciepły i spokojny, wyczuć się w nim dało nutkę niepokoju. Spostrzegł zarys worów pod oczami, przejrzał jego uśmiech, dostrzegając w nim ukryte głęboko wielkie zmęczenie. Wahał się tylko chwilę, nim usiadł obok niego, zachowując stosowną odległość. Pozwolił mu na otwarcie się i po dłuższej chwili Jongin zaczął mówić. Pokazał mu swoje serce wraz z wszystkimi obawami, pragnieniami i nadziejami.

Nikt by się nie spodziewał, że odrobinę arogancki Jongin chowa w sobie taką tajemnicę. Kyungsoo słuchał, wpatrując się w mówiącego lekkim, nieco pustym tonem chłopaka, absorbując każde słowo i analizując je w swoim umyśle. Ponoć oblicze ukryte pod maską jest pełne ekspresji, dlatego badał wzrokiem wyraz jego twarzy, przyglądał się gestom, obserwował nerwowe bujanie nogą. Poznawał jego historię, chcąc odkryć każdy sekret – zupełnie tak samo jak uwielbiał robić to z książkami, które tak wiele dla niego znaczyły.

Jego marzeniem było zostanie zawodowym tancerzem. Od dziecka tańczył, chodził na balet. Hodował w sobie to marzenie długo, zbyt długo by zrezygnować z niego tak łatwo. Wybierając ścieżkę życiową postawił wszystko na jedną kartę i wybrał taniec. Poświęcił wszystko dla swojego marzenia. Chciał wzlecieć, dlatego nie bał się utraty paru piór po drodze. Lot Jongina jednak nie trwał długo. U jego długoletniego, najbliższego sercu przyjaciela stwierdzono białaczkę. Junmyeon był dla niego czymś w rodzaju starszego brata, może nawet ojca. Gdy świat odwrócił się od pełnego aspiracji tancerza był jego jedyną opoką. Jongin więc w zamian nie mógł go zostawić samemu sobie. Wrócił na ziemię, chowając skrzydła i podjął się jedynej pracy, do której miał jakiekolwiek kwalifikacje, a nie uwłaczała jego godności. Odwrócił się od marzeń by wspomóc niezdolnego dłużej do pracy przyjaciela. Powrócił na ziemię, błąkając się i marząc o prawdziwym wzlocie.

Kyungsoo był wdzięczny Jonginowi, że pozwolił mu wysłuchać swojej historii. Cieszył się, że wybrał jego jako osobę godną poznania przyczyn jego upadku. Jednocześnie go podziwiał, bo mimo podcięcia skrzydeł wciąż wydawał się unosić nad ziemią. Przegadali pół nocy, zasypiając razem na małej kanapie w salonie, przykryci ciepłem własnych ciał i otuleni ciszą, która towarzyszyła im przez resztę wieczoru. Rankiem Kyungsoo rozmyślał nad dniem poprzednim. Zastanawiał się jakim sposobem Jongin tak łatwo go zaintrygował, niczym jedna z najlepszych książek, których historie miał okazję poznać. Nie miał serca wyrywać go ze snu, dlatego ustawił w budziku piętnastominutową drzemkę, a sam wyszykował się i wyszedł do pracy, zostawiając karteczkę z krótką, nic nie znacząca wiadomością. „Drzwi są zatrzaskowe, więc możesz wyjść bez obawy, widzimy się później.” Jongin jednak nie wyszedł.

Błądził za nim wzrokiem prawie cały dzień. Rozglądał się w poszukiwaniu ciemnawej karnacji i czarnych włosów, aczkolwiek śladu po nim nie było. Po kilku godzinach poddał się i wrócił do pracy z myślą, że tego dnia już go nie zobaczy. Gdy wrócił do domu był jedynie na wpół zaskoczony widokiem Jongina w swojej kuchni i czarnej smugi dymu unoszącej się nad jego głową. Stał przy kuchence, drapiąc się nerwowo po szyi i uśmiechając nieco nieśmiało.
- Próbowałem coś ugotować, ale to chyba jednak tylko twoja działka – odezwał się cicho i ponownie podrapał po szyi, sprawiając tym, że serce Kyungsoo zmiękło, a osobliwe ciepło ogarnęło jego klatkę piersiową.
- Jesteś beznadziejny – Kyungsoo mruknął i zaśmiał się wesoło, kręcąc z politowaniem głową. Chcąc czy nie chcąc, musiał wyrzucić „dzieło” Jongina i zastąpił go przy szafkach, nakładając swój stary, święty fartuch – Stań za mną – poinstruował, odwracając się do niego tyłem – I złap mnie za ręce – dodał, dziwiąc się samemu jak pewnie brzmiał jego głos. Jongin wykonał posłusznie polecenie, przylegając do jego pleców i łapiąc go w nadgarstkach obydwoma rękami. Będąc jak cień imitował każdy jego ruch, ucząc się wszystkiego po kolei. Chaos jaki robili był nie do opisania, ich śmiechy odbijały się echem po ścianach, a bałagan w kuchni robił się coraz większy.
Gdy zasiedli do stołu by skosztować swojej wspólnej pracy Kyungsoo nie mógł się powstrzymać i pochwalił Jongina, nagradzając go przy tym szerokim uśmiechem.
- Przestań, gdyby nie ty t-
- Naprawdę nieźle ci poszło – Kyungsoo przerwał mu w połowie, chcąc by poczuł się choć przez chwilę dobrze – Świetna robota.

Ich dnie mijały spokojnie, na powolnym poznawaniu siebie nawzajem. Jongin na dobre zadomowił się w mieszkaniu Kyungsoo, zostawiając po sobie wiele śladów. Ciężko było mu nie zauważyć jak wszystko się zmienia, kiedy wszystko zaczynało być podwójne. Dodatkowa szczoteczka, innego rodzaju maszynki do golenia, za duże koszule, buty. Mimo osobliwości tych przypadków Kyungsoo nie czuł się z tym dziwnie. Nie widział w tym niczego, co mogłoby mu w jakikolwiek sposób przeszkadzać. Pragnął wręcz by ten stan rzeczy szybko się nie zmienił.

Dochodzili do siebie bez pośpiechu, rozwijając się stopniowo i bez nerwów. Nie używali wielu słów, pozwalali ciszy na towarzyszenie im w każdej wspólnej chwili i dopuszczali milczenie do wtargnięcia w ich mały światek. Odnosili małe i wielkie sukcesy, między sobą, ale również w pracy. Kyungsoo coraz bardziej podziwiany za swoje niewiarygodne zdolności, Jongin ogłoszony czarodziejem, mistrzem podawania. Choć dla niespełnionego tancerza nie było to żadnym wielkim osiągnięciem, starał się tym cieszyć najlepiej jak potrafił. Celebrowali wspólnie swoje dobre chwile i wspierali przy każdej porażce. Kyungsoo pomału uświadamiał sobie, że właściwie to już dawno był gotowy do lotu. Jongin pomógł mu oderwać się od gruntu i pozwolił uwierzyć, że jest w stanie wzbić się w powietrze. Wiedział, że będzie mógł zrobić to z nim. Musiał jednak porzucić myśl o wzniesieniu się po raz kolejny.

Gdy Jongin zniknął i nie pojawił się w restauracji ani w jego mieszkaniu ziemia brutalnie przyciągnęła go do siebie. Kyungsoo był zdruzgotany uświadamiając sobie, że przez cały ten czas nie wymienili się telefonami i nie potrafił się z nim skontaktować. Tłumaczył sobie, że miał jakiś konkretny powód by odejść, wyjechać. Starał się nie rozmyślać, nie popadać w zadumę, jednak przyłapywał się na odpływaniu myślami. Zdarzało mu się przez to przypalać jedzenie, błędnie mieszać przyprawy, niechlujnie układać potrawy na talerzach. Był poirytowany, rozjuszony i jednocześnie zmartwiony.
- Ludzie nie znikają od tak, prawda? - spytał samego siebie, przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze. Zastanawiał się czy to wszystko nie było najzwyklejszą iluzją. Być może dodatkowa szczoteczka była wyłącznie roztrzepaniem z jego strony, a za duża koszula była po prostu rozciągnięta. Powoli się zatracał, pogodzony z faktem, że ich historia już się skończyła. Brutalnie przerwana niczym wyrwana kartka w książce, która mogła stać się ulubioną opowieścią Kyungsoo.
Wyrwane strony jednak można dokleić.

Jongin wrócił po miesiącu, choć dla Kyungsoo miesiąc zdawał się być latami. Była wczesna zima, dlatego też kolejna książka przekazywała mu swoje sekrety. Gdy zobaczył kto puka do drzwi, w większym szoku jak wtedy nie mógł już być, jednak nie dane mu było dojść do słowa tak czy inaczej. Jongin nie wahając się ani trochę przywarł do niego wargami, zamykając za sobą drzwi z trzaskiem i obejmując ramionami, niemalże go dusząc. Kyungsoo pozwolił pytaniom i myślom odejść, poddając się emocjom i zmysłom całkowicie. Ich pocałunek był chaotyczny, pełen desperacji. Zakorzeniona gdzieś głęboko potrzeba, pragnienie i frustracja napierała na niego wraz z ustami Jongina, przelewając przy tym wszystkie możliwe uczucia. Leżąc nagi na łóżku, czując agresywne, wręcz brutalne pocałunki na swojej szyi nie protestował. Chciał podporządkować się pożądaniu i pozwolić mu na wszystko. Sam nie wiedział czy odgłosy, które roznosiły się po pokoju należały do niego. Sam nie wiedział, czy paznokcie wbijane w plecy Jongina należały do niego. Sam nie wiedział czy rozkosz, którą otrzymywał, ekstaza, którą osiągał należała do niego. Tracąc oddech i wykrzykując jego imię w momencie szczytowania – wydawało mu się, że śni. Ciężar, który czuł na sobie chwilę potem był wyłącznie puchatą kołdrą, a nie rozgrzanym ciałem. Powietrze, które łaskotało go w szyję to tylko wybryk jego wyobraźni, a nie ciężki, urywany oddech Jongina. Zasnął z pytaniami na ustach i ciepłem na sercu.

Budząc się rano zdał sobie sprawę, że jest sam. Wygięta w dziwny kształt kołdra i porozrzucane po pokoju ubrania wywołały jednak u niego falę wspomnień, która zaatakowała go osobliwym gorącem, pomimo zimna spowodowanego jego nagością. Włożył na siebie jakieś spodnie, najprawdopodobniej ku swojemu szczęściu własne i skierował się w stronę kuchni, uśmiechając się z ulgą gdy ujrzał tam Jongina.
- Zrobiłem ci kawę – jego głos był ciepły, choć wydawał się odległy. Kyungsoo usiadł na krześle i sięgnął po kubek, delektując się gorzkim smakiem kofeiny. Trwali tak jakiś czas w milczeniu, przerywając ciszę jedynie słabymi mlaśnięciami, dopóki Jongin nie odezwał się pierwszy.
- Junmyeon umarł.
Cisza zapadła między nimi niczym wielki mur, oddzielając ich od siebie, zapraszając niezręczność na dłuższą wizytę. Kyungsoo jednak na to nie pozwolił. Podniósł się z krzesła i zniszczył mur jedynie wyciągając ramiona w zapraszającym geście. Jongin przyglądał mu się chwilę, po czym uśmiechnął się i podszedł bliżej, obejmując go w pasie. Oparł głowę na jego ramieniu, wiedząc, że nie potrzebują słów. Kyungsoo gładził go po plecach, ignorując ciepłą ciecz spływającą mu po plecach i udając, że ciche pociąganie nosem to wyłącznie wyimaginowane dźwięki.

Na długo zapadła między nimi cisza. Spędzali ze sobą jak najwięcej czasu, nie potrzebując wyrazów, zdań, wokalizacji. Chodzili razem na spacery i na plaże. Brali wspólne kąpiele, gotowali, tańczyli w salonie w mieszkaniu Kyungsoo, odnajdując siebie w całkowitej ciemności. Liczyło się dla nich porozumienie, które tkwiło w ich oczach, w ich dopasowaniu. Kolejnego wieczoru pląsali w świetle samych świeczek, z zamkniętymi oczami wyobrażając sobie wzlot.
- Pamiętasz gdy nauczyłeś mnie gotować? - Jongin wymruczał tuż przy uchu Kyungsoo, odnajdując jego ręce i przyciągając bliżej siebie – Ja nauczę cię tańca.
- Umiem tańczyć – Kyungsoo prychnął i chciał się odsunąć, jednak został przyciśnięty plecami do klatki piersiowej Jongina, który wciąż trzymał go za dłonie. Skrzyżował jego ręce na piersi i przyłożył palce do ramion. Zaczął bujać się pod rytm, powoli i zmysłowo kołysząc się na boki, zmuszając niższego chłopaka do zrobienia tego samego. Z wolna zaczął składać na jego szyi ciepłe pocałunki, czubkiem języka naznaczając mokrą ścieżkę na jego skórze. Zassał się lekko w najdelikatniejszym punkcie, po czym oparł głowę na jego ramionach, muskając swoim policzkiem policzek drugiego. Można by powiedzieć, że bujali się tak kilka minut, może parę godzin, możliwe iż całą noc. Poddali się na chwilę zatraceniu, dopóki Jongin nie odwrócił Kyungsoo w swoją stronę. Złożył na jego ustach szybki, acz ciepły pocałunek i uśmiechnął się, nachylając tak aby być na poziomie jego twarzy.
- Wiesz – zaczął, patrząc mu w oczy – Jesteś moją używką – ścisnął jego dłoń, słysząc jak się śmieje. Ponownie złożył pocałunek na jego ustach, tym razem jednak trochę dłuższy. Przysunął swoją twarz tak blisko, że ich rzęsy ocierały się teraz o siebie, a usta niemalże stykały – Dlatego będę nałogowcem do końca życia.
Kyungsoo zamrugał kilka razy oczami, po czym zaśmiał się mimowolnie. Oprócz tych paru zdań, które zdarzało im się z siebie wyrzucić, na co dzień nie potrzebowali wielu słów. Pozwolili sobie na zamknięcie w swoim małym, niemym świecie, w którym Kyungsoo odważy się wzlecieć, a Jongin nigdy nie pójdzie na odwyk.

'Życie mi płynie przy Tobie cytrynowe, cytrynowe
Szczęście na co dzień odbiera mi mowę
Popołudnia bezkarne i cytrynowe, cytrynowe'

Mogłem łyknąć z tobą ten kwas. [4/?]

Jestem bardzo niekonsekwentna, ale who cares. Feel free to judge me. Słów - 2317. To mało, biorąc pod uwagę, że poprzedni rozdział miał ic...