Cześć! Założyłam tego bloga, by móc w jakimś miejscu zamieszczać swoją marną twórczość, co by poczytać parę opinii i krytyki, a co! Piszę od 6 klasy, aczkolwiek przez pierwsze lata było to raczej zaprzyjaźnianie się z mózgiem i Wordem, dlatego nie stworzyłam jak do tej pory jakiegoś wielkiego dzieła. Nie jestem wielką pisarką, mam bardzo oklepany, chaotyczny styl, ale robię to bo lubię, także...enjoy!
Dzisiaj zaczynam z małą dawką Kaisoo (EXO) - historia wymyślona na całkowitym spontanie, brak jakiegokolwiek sensu, napaćkanie metaforami i wszechobecna dysharmonia. Czyli norma u mnie ^^
Dedykowane najprawdopodobniej największej shiperce Kaisoo w Polsce, osobie, która w większym stopniu zaraziła mnie miłością do nich - Sinn.
PS. Tytuł póki co roboczy, ponieważ mam braki w kreatywności.
~*~
W życiu człowieka w końcu przychodzi
taki czas gdy zdaje sobie on sprawę z tego, że właśnie stał się
dorosły. Czasami dzieje się to zbyt szybko, momentami za późno. W
niewielu, wyjątkowych przypadkach zdarza się to idealnie - wtedy
kiedy człowiek ma jeszcze siłę na ciężką pracę, a jednocześnie
wystarczająco inteligencji by dobrze z tego korzystać. Dla Kyungsoo
ukończenie studiów i otrzymanie dyplomu było najlepszą chwilą na
zrozumienie, że od tego dnia nie ma już nastolatka z ambicjami i
marzeniami do spełnienia, a istnieje młody mężczyzna z planami do
realizacji. Nie był już pisklęciem przytwierdzonym do gniazda. Był
ptakiem, który nauczył się latać i musiał wykonać pierwszy lot.
Do Kyungsoo można było określić
mianem pracusia, kujona, sztywniaka, może nawet nudnego człowieka.
Na uczelni wyśmiewano jego brak jakichkolwiek przejawów życia
towarzyskiego bądź zazdroszczono chwalenia przez prawie każdego
wykładowce. 22-letni Kyungsoo nie przejmował się jednak takimi
rzeczami. Będąc nastolatkiem wykazywał już nieodkryty jeszcze
talent kucharski - gotował ze zmysłem i niezwykłą swobodą.
Piekł, smażył, doprawiał jakby urodził się wyłącznie dla
tego. Kuchnie mianował swoją oazą, a fartuch świętą relikwią.
Formując marzenie z prawdziwego zdarzenia w wieku 16 lat zrodziła
się w nim pewna determinacja i ślepa potrzeba osiągnięcia celu,
postanowienie, że cokolwiek się nie stanie – uda mu się. Jeszcze
w szkole średniej uczęszczał na kursy doszkalające, osiągając
na nich same sukcesy. Zdecydował się na studia tylko i wyłącznie
z potrzeby posiadania dyplomu. Chciał żyć ze świadomością, że
jest mistrzem. Szefem.
Szefem kuchni jednak nie został. Będąc
dzieckiem szczęścia niemalże od razu znalazł pracę, która go
satysfakcjonowała. Mal była tą restauracją, do której
przychodzili głównie politycy, biznesmeni, zamożne rodziny.
Zdarzali się ewentualnie zakochani chcący pokazać jak bardzo im
zależy zapraszając do tak dobrego miejsca. Bardzo szybko ujawnił
swoje umiejętności, serwując nowo przybyłym klientom obiad z
polecenia szefa w celu utwierdzenia go, że nie zatrudnia kogoś
pospolitego. Kyungsoo nie należał do kucharzy zwyczajnych. Jego
kuchnia była wyjątkowa, wręcz magiczna, dlatego niczym specjalnym
było wychwalenie „mistrza kuchni, który zaserwował nam kawałek
nieba”. Szczęście jakie ogarnęło go gdy usłyszał „Przyjdź
jutro” było niewyobrażalne.
Kyungsoo mieszkał sam w niewielkiej
kawalerce, piętnaście minut autobusem bądź pół godziny piechotą
do pracy. Mieszkał na drugim piętrze i miał balkon z widokiem na
panoramę miasta. Był samotnikiem z wyboru, więc często siadał na
krześle i obserwując rozpływające się nad budynkami słońce,
udawał, że jest ptakiem. Podziwiał je za ich wolność i
niezależność. Pomimo iż sam dokonywał wyborów w całym swoim
dotychczasowym życiu – czuł się w pewien sposób uwiązany,
jakby obciążony własnymi marzeniami. Wydawało mu się, że
zatracił się w swoich celach i planach, zapominając o tym co
najważniejsze. Czasami jego zawziętość i aspiracje zbyt mocno
przytwierdzały go do gruntu, sprawiając, że był jak ptak, który
rozpościera okazale skrzydła, lecz w rzeczywistości nie potrafi
latać.
Był lubiany, dobrze traktowany. Jako
uroczy chłopak o ufnym spojrzeniu wzbudzał w ludziach względnie
dobre uczucia. Chętnie wymieniano się z nim uwagami, pytano o
porady, proponowano pomoc. Choć był indywidualistą zawsze się
zgadzał. Próbował, naprawdę się starał być towarzyski, zawrzeć
znajomości, udawać pełnego luzu zabawnego kolesia. Bardzo
subtelnie odmawiał wychodzenia na drinki bądź wszelkiego rodzaje
imprezy. Wymawiał się ważnymi spotkaniami rodzinnymi, wizytami u
lekarza lub innymi sprawami, które powinno się stawiać na
pierwszym miejscu i łatwo było ich użyć jako ucieczka. Usiłował
być tacy jak oni, jednakowoż nie potrafił zmienić się w tak
drastyczny sposób bez czyjejś pomocy.
Jongin pojawił się nagle. Arogancki i
niebezpiecznie pociągający kelner zdobył serca wszystkich naokoło.
Ze swoim nonszalanckim uśmiechem i znudzonym życiem spojrzeniem
oczarowywał klientów nawet płci męskiej. Tace z jedzeniem podawał
z niezwykłą gracją, wręcz nieludzką lekkością. Podchodząc do
stolików miało się wrażenie, że unosi się nad ziemią, nie
mając z nią żadnego fizycznego kontaktu, jak gdyby posiadał za
plecami niewidzialne skrzydła. Traktował swoją pracę raczej
swobodnie - nie czuł potrzeby zgłaszania się do dodatkowej roboty
bądź pomagania innym. Był centrum towarzystwa, umiał się dobrze
bawić, a jednocześnie trzymał się na dystans, obserwując
wszystko z ubocza. Był jak ptak. Był jak ptak, który potrafił
odnaleźć się w kluczu razem z innymi, tym samym doskonale radząc
sobie w samotnym locie.
Drapieżnik. Łowca. Człowiek, który
dostrzegając cel nie boi się złamać kilku bądź kilkunastu
zasad. Mógł mieć wszystko, jeśli tylko tego chciał. Czarował,
manipulował, uwodził, fascynował. Za pstryknięciem palców ludzie
padali przed nim na kolana, gotowi zrobić co zechce, chętni by
oddać siebie. Kobiety biły się o niego zaciekle, przekonane, że
pokazując swój zapał i spryt – wzbudzą w nim zainteresowanie.
Bóg wiedział jak bardzo się myliły. Jongin, owszem, mógł mieć
wszystko. Zapragnął jednak jedynej rzeczy, której posiąść nie
mógł tak łatwo.
Kyungsoo miał niskie doświadczenie z
randkowaniem. Nie przejawiał zainteresowania kobietami, mężczyznami
tak samo. Zastanawiając się niegdyś nad swoją seksualnością
postanowił, iż jest biseksualny. Stwierdził, że nie liczy się
płeć, tylko to co łączy dwie strony. Nie rozumiał bardzo wielu
spraw. Skąd miał wiedzieć co preferuje nie mając żadnego
wcześniejszego doświadczenia? Sceptycznie słuchał osób, które
otwarcie deklarowały się heteroseksualne, nie mając wcześniej
kontaktu z drugą płcią. Dla Kyungsoo liczyło się zapoznanie,
zrozumienie siebie. Sam jakkolwiek nie potrafił się określić,
ponieważ nigdy nie miał ku temu sposobności.
Był wielce zdziwiony kiedy Jongin
zaczął do niego zarywać. Inteligenty na tyle, potrafił odróżnić
rozmowę na poziomie od pospolitego flirtu. Stanowczo odmawiał
wszelakich propozycji, ignorował przymilne pochlebstwa, wyśmiewał
pod nosem czułe słówka. Przeraził się odrobinę nagłego napadu
na swoją osobę. Nigdy nie był tak bardzo w centrum czyjegoś
zainteresowania i dopadała go krępacja za każdym razem gdy
dostrzegał spojrzenie Jongina na sobie. Nie chciał pozwolić mu na
wtargnięcie do swojego życia, mimo iż w głębi serca liczył na
kogoś, kto pomoże mu w końcu wzlecieć ku niebu.
Wieczory zazwyczaj spędzał na
czytaniu książek bądź samotnych spacerach w zależności od
pogody. Z racji iż jesień przyniosła ze sobą chłodne temperatury
wypadło na czytanie książek. Miał ich sporo przywiezionych ze
starego domu, który wspominał jedynie jako toksyczne gniazdo. Nigdy
ich nie czytał gdy był młodszy i nie sądził, że kiedyś będą
dla niego tak ważną rzeczą w dorosłym życiu. Książki
zastępowały mu przyjaciół kiedy nie myślał o gotowaniu.
Ponieważ nie potrafił złapać kontaktu z ludźmi otaczającymi go
– związał się z obdartymi okładkami i zapachem starego papieru.
Tego wieczora czytał przyjemną
opowieść o starym człowieku zapomnianym przez świat, który
stanął naprzeciw swoim największym lękom i wyszedł do ludzi.
Przewracał strony z jak największą delikatnością, nie chcąc
uszkodzić w jakikolwiek sposób sypiących się już kartek. Czytał
powoli, analizując każde zdanie, chcąc pojąć sens lub doszukać
się drugiego dna. Pragnął poznać historię każdej książki i
odkryć jej tajemnicę. Był totalnie oderwany od rzeczywistości
kiedy dzwonek, który zdawał się dzwonić już kilka minut wciąż
rozbrzmiewał w jego uszach. W życiu nie spodziewałby się
kogokolwiek w swoim mieszkaniu, tym bardziej przed dwudziestą drugą
w zimną noc października.
Jongin uśmiechnął się kącikiem ust
kiedy ujrzał przed sobą całkowicie zaskoczonego chłopaka. Para
szeroko otwartych oczu wpatrywała się w niego jakby w ten sposób
chciała zapytać dlaczego się tu znalazł. Dopiero po chwili myśl
przeszła w czyn, gdy Kyungsoo zadał pytanie.
- Co ty tu robisz? - rozeszło się
krótkim echem po korytarzu nie doczekawszy się jednak odpowiedzi.
Jongin wyminął Kyungsoo bez słowa i automatycznie, jak gdyby był
tutaj tysiące razy, skierował się ku kanapie i rozsiadł się na
niej, zakładając nonszalancko nogę na nogę i klepiąc
zapraszająco miejsce obok siebie.
- Słyszałem, że potrafisz rozmawiać
– powiedział cicho, co równie dobrze mogło być odrobinę
mocniejszym szeptem – A ja tego potrzebuję.
Kyungsoo wahał się. Wciąż zmieszany
obserwował intruza, kurczowo trzymając się drzwi z nadzieją, iż
wbijanie paznokci w niedokładnie polakierowane drewno pozwoli mu
jakoś wybrnąć z tej sytuacji. Wzdrygnął się na nagłe
parsknięcie śmiechem. Rzucił mu pełne zwątpienia spojrzenie i
zagryzł wargę, co zdarzało mu się robić w niepojętych dla niego
sytuacjach.
- Nie gryzę podczas rozmowy – Jongin
wymruczał nieco złośliwie – Naprawdę – dodał ze śmiechem i
pozwolił swoim oczom zmrużyć się lekko, kiedy przyodziewał twarz
w uśmiech. Kyungsoo zauważył, iż pomimo jego głos był ciepły i
spokojny, wyczuć się w nim dało nutkę niepokoju. Spostrzegł
zarys worów pod oczami, przejrzał jego uśmiech, dostrzegając w
nim ukryte głęboko wielkie zmęczenie. Wahał się tylko chwilę,
nim usiadł obok niego, zachowując stosowną odległość. Pozwolił
mu na otwarcie się i po dłuższej chwili Jongin zaczął mówić.
Pokazał mu swoje serce wraz z wszystkimi obawami, pragnieniami i
nadziejami.
Nikt by się nie spodziewał, że
odrobinę arogancki Jongin chowa w sobie taką tajemnicę. Kyungsoo
słuchał, wpatrując się w mówiącego lekkim, nieco pustym tonem
chłopaka, absorbując każde słowo i analizując je w swoim umyśle.
Ponoć oblicze ukryte pod maską jest pełne ekspresji, dlatego badał
wzrokiem wyraz jego twarzy, przyglądał się gestom, obserwował
nerwowe bujanie nogą. Poznawał jego historię, chcąc odkryć każdy
sekret – zupełnie tak samo jak uwielbiał robić to z książkami,
które tak wiele dla niego znaczyły.
Jego marzeniem było zostanie zawodowym
tancerzem. Od dziecka tańczył, chodził na balet. Hodował w sobie
to marzenie długo, zbyt długo by zrezygnować z niego tak łatwo.
Wybierając ścieżkę życiową postawił wszystko na jedną kartę
i wybrał taniec. Poświęcił wszystko dla swojego marzenia. Chciał
wzlecieć, dlatego nie bał się utraty paru piór po drodze. Lot
Jongina jednak nie trwał długo. U jego długoletniego, najbliższego
sercu przyjaciela stwierdzono białaczkę. Junmyeon był dla niego
czymś w rodzaju starszego brata, może nawet ojca. Gdy świat
odwrócił się od pełnego aspiracji tancerza był jego jedyną
opoką. Jongin więc w zamian nie mógł go zostawić samemu sobie.
Wrócił na ziemię, chowając skrzydła i podjął się jedynej
pracy, do której miał jakiekolwiek kwalifikacje, a nie uwłaczała
jego godności. Odwrócił się od marzeń by wspomóc niezdolnego
dłużej do pracy przyjaciela. Powrócił na ziemię, błąkając się i marząc o prawdziwym wzlocie.
Kyungsoo był wdzięczny Jonginowi, że
pozwolił mu wysłuchać swojej historii. Cieszył się, że wybrał
jego jako osobę godną poznania przyczyn jego upadku. Jednocześnie
go podziwiał, bo mimo podcięcia skrzydeł wciąż wydawał się
unosić nad ziemią. Przegadali pół nocy, zasypiając razem na
małej kanapie w salonie, przykryci ciepłem własnych ciał i
otuleni ciszą, która towarzyszyła im przez resztę wieczoru.
Rankiem Kyungsoo rozmyślał nad dniem poprzednim. Zastanawiał się
jakim sposobem Jongin tak łatwo go zaintrygował, niczym jedna z
najlepszych książek, których historie miał okazję poznać. Nie
miał serca wyrywać go ze snu, dlatego ustawił w budziku
piętnastominutową drzemkę, a sam wyszykował się i wyszedł do
pracy, zostawiając karteczkę z krótką, nic nie znacząca
wiadomością. „Drzwi są zatrzaskowe, więc możesz wyjść bez
obawy, widzimy się później.” Jongin jednak nie wyszedł.
Błądził za nim wzrokiem prawie cały
dzień. Rozglądał się w poszukiwaniu ciemnawej karnacji i czarnych
włosów, aczkolwiek śladu po nim nie było. Po kilku godzinach
poddał się i wrócił do pracy z myślą, że tego dnia już go nie
zobaczy. Gdy wrócił do domu był jedynie na wpół zaskoczony
widokiem Jongina w swojej kuchni i czarnej smugi dymu unoszącej się
nad jego głową. Stał przy kuchence, drapiąc się nerwowo po szyi
i uśmiechając nieco nieśmiało.
- Próbowałem coś ugotować, ale to
chyba jednak tylko twoja działka – odezwał się cicho i ponownie
podrapał po szyi, sprawiając tym, że serce Kyungsoo zmiękło, a
osobliwe ciepło ogarnęło jego klatkę piersiową.
- Jesteś beznadziejny – Kyungsoo
mruknął i zaśmiał się wesoło, kręcąc z politowaniem głową.
Chcąc czy nie chcąc, musiał wyrzucić „dzieło” Jongina i
zastąpił go przy szafkach, nakładając swój stary, święty
fartuch – Stań za mną – poinstruował, odwracając się do
niego tyłem – I złap mnie za ręce – dodał, dziwiąc się
samemu jak pewnie brzmiał jego głos. Jongin wykonał posłusznie
polecenie, przylegając do jego pleców i łapiąc go w nadgarstkach
obydwoma rękami. Będąc jak cień imitował każdy jego ruch, ucząc
się wszystkiego po kolei. Chaos jaki robili był nie do opisania,
ich śmiechy odbijały się echem po ścianach, a bałagan w kuchni
robił się coraz większy.
Gdy zasiedli do stołu by skosztować
swojej wspólnej pracy Kyungsoo nie mógł się powstrzymać i
pochwalił Jongina, nagradzając go przy tym szerokim uśmiechem.
- Przestań, gdyby nie ty t-
- Naprawdę nieźle ci poszło –
Kyungsoo przerwał mu w połowie, chcąc by poczuł się choć przez
chwilę dobrze – Świetna robota.
Ich dnie mijały spokojnie, na powolnym
poznawaniu siebie nawzajem. Jongin na dobre zadomowił się w
mieszkaniu Kyungsoo, zostawiając po sobie wiele śladów. Ciężko
było mu nie zauważyć jak wszystko się zmienia, kiedy wszystko
zaczynało być podwójne. Dodatkowa szczoteczka, innego rodzaju
maszynki do golenia, za duże koszule, buty. Mimo osobliwości tych
przypadków Kyungsoo nie czuł się z tym dziwnie. Nie widział w tym
niczego, co mogłoby mu w jakikolwiek sposób przeszkadzać. Pragnął
wręcz by ten stan rzeczy szybko się nie zmienił.
Dochodzili do siebie bez pośpiechu,
rozwijając się stopniowo i bez nerwów. Nie używali wielu słów,
pozwalali ciszy na towarzyszenie im w każdej wspólnej chwili i
dopuszczali milczenie do wtargnięcia w ich mały światek. Odnosili
małe i wielkie sukcesy, między sobą, ale również w pracy.
Kyungsoo coraz bardziej podziwiany za swoje niewiarygodne zdolności,
Jongin ogłoszony czarodziejem, mistrzem podawania. Choć dla
niespełnionego tancerza nie było to żadnym wielkim osiągnięciem,
starał się tym cieszyć najlepiej jak potrafił. Celebrowali
wspólnie swoje dobre chwile i wspierali przy każdej porażce.
Kyungsoo pomału uświadamiał sobie, że właściwie to już dawno
był gotowy do lotu. Jongin pomógł mu oderwać się od gruntu i
pozwolił uwierzyć, że jest w stanie wzbić się w powietrze.
Wiedział, że będzie mógł zrobić to z nim. Musiał jednak
porzucić myśl o wzniesieniu się po raz kolejny.
Gdy Jongin zniknął i nie pojawił się
w restauracji ani w jego mieszkaniu ziemia brutalnie przyciągnęła
go do siebie. Kyungsoo był zdruzgotany uświadamiając sobie, że
przez cały ten czas nie wymienili się telefonami i nie potrafił
się z nim skontaktować. Tłumaczył sobie, że miał jakiś
konkretny powód by odejść, wyjechać. Starał się nie rozmyślać,
nie popadać w zadumę, jednak przyłapywał się na odpływaniu
myślami. Zdarzało mu się przez to przypalać jedzenie, błędnie
mieszać przyprawy, niechlujnie układać potrawy na talerzach. Był
poirytowany, rozjuszony i jednocześnie zmartwiony.
- Ludzie nie znikają od tak, prawda? -
spytał samego siebie, przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze.
Zastanawiał się czy to wszystko nie było najzwyklejszą iluzją.
Być może dodatkowa szczoteczka była wyłącznie roztrzepaniem z
jego strony, a za duża koszula była po prostu rozciągnięta.
Powoli się zatracał, pogodzony z faktem, że ich historia już się
skończyła. Brutalnie przerwana niczym wyrwana kartka w książce,
która mogła stać się ulubioną opowieścią Kyungsoo.
Wyrwane strony jednak można dokleić.
Jongin wrócił po miesiącu, choć dla
Kyungsoo miesiąc zdawał się być latami. Była wczesna zima,
dlatego też kolejna książka przekazywała mu swoje sekrety. Gdy
zobaczył kto puka do drzwi, w większym szoku jak wtedy nie mógł
już być, jednak nie dane mu było dojść do słowa tak czy
inaczej. Jongin nie wahając się ani trochę przywarł do niego
wargami, zamykając za sobą drzwi z trzaskiem i obejmując
ramionami, niemalże go dusząc. Kyungsoo pozwolił pytaniom i myślom
odejść, poddając się emocjom i zmysłom całkowicie. Ich
pocałunek był chaotyczny, pełen desperacji. Zakorzeniona gdzieś
głęboko potrzeba, pragnienie i frustracja napierała na niego wraz
z ustami Jongina, przelewając przy tym wszystkie możliwe uczucia.
Leżąc nagi na łóżku, czując agresywne, wręcz brutalne
pocałunki na swojej szyi nie protestował. Chciał podporządkować
się pożądaniu i pozwolić mu na wszystko. Sam nie wiedział czy
odgłosy, które roznosiły się po pokoju należały do niego. Sam
nie wiedział, czy paznokcie wbijane w plecy Jongina należały do
niego. Sam nie wiedział czy rozkosz, którą otrzymywał, ekstaza,
którą osiągał należała do niego. Tracąc oddech i wykrzykując
jego imię w momencie szczytowania – wydawało mu się, że śni.
Ciężar, który czuł na sobie chwilę potem był wyłącznie
puchatą kołdrą, a nie rozgrzanym ciałem. Powietrze, które
łaskotało go w szyję to tylko wybryk jego wyobraźni, a nie
ciężki, urywany oddech Jongina. Zasnął z pytaniami na ustach i
ciepłem na sercu.
Budząc się rano zdał sobie sprawę,
że jest sam. Wygięta w dziwny kształt kołdra i porozrzucane po
pokoju ubrania wywołały jednak u niego falę wspomnień, która
zaatakowała go osobliwym gorącem, pomimo zimna spowodowanego jego
nagością. Włożył na siebie jakieś spodnie, najprawdopodobniej
ku swojemu szczęściu własne i skierował się w stronę kuchni,
uśmiechając się z ulgą gdy ujrzał tam Jongina.
- Zrobiłem ci kawę –
jego głos był ciepły, choć wydawał się odległy. Kyungsoo
usiadł na krześle i sięgnął po kubek, delektując się gorzkim
smakiem kofeiny. Trwali tak jakiś czas w milczeniu, przerywając
ciszę jedynie słabymi mlaśnięciami, dopóki Jongin nie odezwał
się pierwszy.
- Junmyeon umarł.
Cisza zapadła między nimi niczym
wielki mur, oddzielając ich od siebie, zapraszając niezręczność
na dłuższą wizytę. Kyungsoo jednak na to nie pozwolił. Podniósł
się z krzesła i zniszczył mur jedynie wyciągając ramiona w
zapraszającym geście. Jongin przyglądał mu się chwilę, po czym
uśmiechnął się i podszedł bliżej, obejmując go w pasie. Oparł
głowę na jego ramieniu, wiedząc, że nie potrzebują słów.
Kyungsoo gładził go po plecach, ignorując ciepłą ciecz
spływającą mu po plecach i udając, że ciche pociąganie nosem to
wyłącznie wyimaginowane dźwięki.
Na długo zapadła między nimi cisza.
Spędzali ze sobą jak najwięcej czasu, nie potrzebując wyrazów,
zdań, wokalizacji. Chodzili razem na spacery i na plaże. Brali
wspólne kąpiele, gotowali, tańczyli w salonie w mieszkaniu
Kyungsoo, odnajdując siebie w całkowitej ciemności. Liczyło się
dla nich porozumienie, które tkwiło w ich oczach, w ich
dopasowaniu. Kolejnego wieczoru pląsali w świetle samych świeczek,
z zamkniętymi oczami wyobrażając sobie wzlot.
- Pamiętasz gdy nauczyłeś mnie
gotować? - Jongin wymruczał tuż przy uchu Kyungsoo, odnajdując
jego ręce i przyciągając bliżej siebie – Ja nauczę cię tańca.
- Umiem tańczyć – Kyungsoo prychnął
i chciał się odsunąć, jednak został przyciśnięty plecami do
klatki piersiowej Jongina, który wciąż trzymał go za dłonie.
Skrzyżował jego ręce na piersi i przyłożył palce do ramion.
Zaczął bujać się pod rytm, powoli i zmysłowo kołysząc się na
boki, zmuszając niższego chłopaka do zrobienia tego samego. Z
wolna zaczął składać na jego szyi ciepłe pocałunki, czubkiem
języka naznaczając mokrą ścieżkę na jego skórze. Zassał się
lekko w najdelikatniejszym punkcie, po czym oparł głowę na jego
ramionach, muskając swoim policzkiem policzek drugiego. Można by
powiedzieć, że bujali się tak kilka minut, może parę godzin,
możliwe iż całą noc. Poddali się na chwilę zatraceniu, dopóki
Jongin nie odwrócił Kyungsoo w swoją stronę. Złożył na jego
ustach szybki, acz ciepły pocałunek i uśmiechnął się,
nachylając tak aby być na poziomie jego twarzy.
- Wiesz – zaczął, patrząc mu w
oczy – Jesteś moją używką – ścisnął jego dłoń, słysząc
jak się śmieje. Ponownie złożył pocałunek na jego ustach, tym
razem jednak trochę dłuższy. Przysunął swoją twarz tak blisko,
że ich rzęsy ocierały się teraz o siebie, a usta niemalże
stykały – Dlatego będę nałogowcem do końca życia.
Kyungsoo zamrugał kilka razy oczami,
po czym zaśmiał się mimowolnie. Oprócz tych paru zdań, które
zdarzało im się z siebie wyrzucić, na co dzień nie potrzebowali
wielu słów. Pozwolili sobie na zamknięcie w swoim małym, niemym
świecie, w którym Kyungsoo odważy się wzlecieć, a Jongin nigdy
nie pójdzie na odwyk.
'Życie mi płynie przy Tobie cytrynowe, cytrynowe
Szczęście na co dzień odbiera mi mowę
Popołudnia bezkarne i cytrynowe, cytrynowe'