niedziela, 6 września 2015

I uśmiechnij się do mnie, a zostanę na zawsze [1/2]

Cześć!
Prawda jest taka, że to, co właśnie zamieszczam jest chyba największym spontanem w całej mojej karierze fanfikopisarstwa (okej, nie, ale ciii) i nie obiecuję Wam tutaj niczego genialnego, ale miałam prawdziwy ubaw przy tworzeniu tego i liczę, że się spodoba tak czy inaczej~

Prezentuję Wam SuChen na małym feacie z ChanBaekiem i Taorisem (powiedzmy). To miała być fluffowa jednopartówka na kilka tysięcy słów....Miała. Druga część jest w 90% napisana, dlatego wstawię ją jak najszybciej się da^^

Słów: 4,286

W razie pytań - klik!

Endżoj! Będę wdzięczna za każdą opinię~

~*~

Pomocy! - Junmyeon wparował do małej kliniki weterynaryjnej, rozglądając się po pomieszczeniu gorączkowo i oddychając przy tym ciężko i głośno. W rękach trzymał średniej wielkości psa zawiniętego w biały koc. Koszulę i ręce miał we krwi - Potrzebuję pomocy. Pies potrzebuje pomocy.
- Tędy - młody mężczyzna przy recepcji podniósł się automatycznie z miejsca i skierował szybko w stronę gabinetu obok, otwierając szeroko drzwi dla Junmyeona - Tutaj - wskazał na stół i dał Junmyeonowi chwilę na położenie na nim psa. Junmyeon odłożył cierpiące zwierzę najdelikatniej jak potrafił i wziął kilka głębokich oddechów, patrząc na mężczyznę po drugiej stronie blatu.
- Pojawił się znikąd przed moim samochodem, wpadł pod koła, nie mogłem już wyhamować - Junmyeon był blady, bledszy niż zwykle i drżały mu wargi oraz dłonie -  Potrzebujemy lekarza - wydyszał ciężko, zaciskając pięści, gdy pies wydał z siebie bolesny odgłos - Jesteś lekarzem?
- Lekarz zaraz przyjdzie - mężczyzna z recepcji zaczął spokojnie, patrząc na niego zza przydługawej brązowej grzywki -  Nie jestem pewien…
- Nie jesteś pewien czego?! - Junmyeon sapnął głośno, twardym głosem - To szpital dla zwierząt i ratujecie zwierzęta. Uratujcie to zwierzę! Wa--
- Yixing, wyprowadź, proszę, tego pana na zewnątrz - nowy głos zza pleców sprawił, że Junmyeon przerwał i odwrócił się, by spojrzeć teraz na młodego mężczyznę w białym fartuchu, przeszywającego go wzrokiem bez litości.
- Oczywiście - mężczyzna, Yixing, kiwnął głową ze zrozumieniem i ruszył w kierunku drzwi, gestem ręki zapraszając Junmyeona do wyjścia. 
- Ja to zrobiłem - Junmyeon spojrzał lekarzowi w oczy, który obdarzył go jedynie chłodnym spojrzeniem, nim podszedł do stołu i sięgnął po zakrwawiony koc. Junmyeon spojrzał ostatni raz na psa i lekarza odwróconego do niego plecami, po czym pozwolił Yixingowi na wyprowadzenie się na korytarz.


Minęło trochę ponad godzinę, kiedy lekarz zjawił się w drzwiach, wycierając dłonie w ręcznik z lekkim uśmiechem. Junmyeon natychmiast podniósł się z plastikowego krzesła, na którym spędził ostatnie chwile i spojrzał na mężczyznę pełen nadziei. 
- Doszło do poważnego krwawienia wewnętrznego i przynajmniej dwie łapy są skręcone, ale z czasem i odpowiednią opieką wyjdzie z tego bez większych komplikacji.
Fala ulgi zalała Junmyeona, dzięki czemu odetchnął długo i głośno. Zawiesił na chwilę wzrok by przyjrzeć się lekarzowi, po czym uśmiechnął się nieznacznie.
- Dziękuję - powiedział szczerze, sięgając teraz po swoją kurtkę. Uśmiech lekarza zniknął od razu.
- Zamierza pan zabrać psa?
Junmyeon zatrzymał się w połowie i spojrzał na lekarza z uśmiechem, spodziewając się na jego twarzy tego samego. Przeliczył się i zadrżał nieznacznie, kiedy twarde spojrzenie mężczyzny spotkało jego własne. Zerknął w stronę Yixinga, który wrócił do siedzenia na recepcji, jednak w tej chwili nie był w ogóle zainteresowany tym, co się dzieje wokół. Junmyeon od razu spoważniał i przez dłuższą chwilę po prostu stał.
- Wziąłbym go…- po raz kolejny spojrzał nerwowo w stronę recepcji z nadzieją na pomoc, która nie nadchodziła - On nie jest mój.
- Jest niczyj - lekarz odparł krótko. Junmyeon przełknął ślinę. 
- Ja...spędzam dużo czasu poza domem i nie miałbym kiedy się nim zająć - Junmyeon przyznał z nadzieją, że nie zabrzmiało to jak głupia wymówka. Najprawdopodobniej brzmiało, gdyż lekarz uniósł jedynie brew. 
- Nie sądzi pan, że jest pan odpowiedzialny? - zrobił kilka kroków w stronę Junmyeona i przyjrzał mu się z lekko zmrużonymi powiekami. Junmyeon mimowolnie zauważył, że był od niego niewiele niższy.
- Myśli pan, że dlaczego go...tutaj...przyniosłem? - Junmyeon wybąkał, niepewny co chciał tym osiągnąć. Wiedział, że jest na przegranej, gdy lekarz uśmiechnął się szeroko i ironicznie.
- Yixing, zapakuj panu trofeum, gdy będzie już stąd wychodził - jego głos był pozornie spokojny, ale Junmyeonowi nie umknął jad po tym spokojem ukryty - Może gdyby pan naprawdę był takim wspaniałym facetem jak myśli, to może nie potrąciłby go pan za pierwszym razem?
Junmyeon przełknął ślinę po raz kolejny, a pojedyncza kropla potu spłynęła po jego skroni. Lekarz wpatrywał się teraz w niego - jego oczy były twarde, a brwi zmarszczone, jednak pełen ironii uśmiech nie zniknął ani na chwilę, przez co Junmyeon poczuł jak przechodzą go dreszcze.
- W porządku - powiedział w końcu - Wezmę go.
- Mój bohater - lekarz mruknął z pogardą, po czym bez słowa wrócił do gabinetu.



~*~

- Więc od teraz masz psa? - Minseok spytał ostatecznie, patrząc na Junmyeona i  żałosny wyraz jego twarzy, który przybrał po skończeniu swojej długiej opowieści o wczorajszym wieczorze.
- Na to wygląda - Junmyeon westchnął ciężko i upił łyka kawy ze swojego kubka termicznego - Dalej nie czuję się z tym komfortowo tak naprawdę.
Minseok uśmiechnął się współczująco i pokręcił głową nieznacznie, po czym odwrócił się w stronę boiska, by dokonać szybkiej kalkulacji w głowie. Jego wzrok zatrzymał się na chwilę na dwójce chłopców i jego uśmiech zamienił się w cienką linię.
- KIM JONGIN PRZESTAŃ GRZEBAĆ OH SEHUNA W PIASKOWNICY! - Minseok, jako wuefista, choć niewysoki i niepozorny, miał głos i siłę jakiej brakuje wielu w tych czasach. Namierzona dwójka od razu spojrzała w jego stronę, a na jego krzyk odpowiedział chłopięcy głosik Jongina z 2B:
- Proszę pana, Sehun chce być mumią, co mogę na to poradzić?
- A czy mumia-Sehun ma czyste ubrania na przebranie po tej wspaniałej, archeologicznej zabawie?
- Nie ma! - tym razem radosny głosik Sehuna odpowiedział, przez co Junmyeon mimowolnie parsknął i wyszeptał “Ale zaskoczenie” pod nosem. 
- Przepraszam, proszę pana, do kiedy jeszcze będziemy na boisku?
Junmyeon zbyt skupiony na obserwowaniu Minseoka, który teraz stał nad Jonginem i pilnował by ten odkopał Sehuna spod piasku, dopiero po chwili usłyszał dziecięcy, ale całkiem niski głos tuż obok siebie.
- Słucham? Przepraszam, nie słyszałem cię Kyungsoo - uśmiechnął się ciepło i pogłaskał chłopca delikatnie po ramieniu.
- Do kiedy będziemy jeszcze na boisku? - Kyungsoo z 3E powtórzył pytanie i Junmyeon zerknął na zegarek na swoim nadgarstku. Skoro była 13:43 to o 14 powinni wrócić. 
- Jeszcze około piętnastu minut - Junmyeon oznajmił z uśmiechem, przyglądając się chłopcu przez chwilę - Masz o 14 angielski, prawda?
Kyungsoo pokiwał głową, przez co jego długa grzywka zwichrzyła się lekko i Junmyeon poprawił ją, strzepując delikatnie czarne kosmyki. 
- Chcesz iść wcześniej pod salę, czy poczekasz aż wszyscy zrobimy zbiórkę? Odrobina powietrza pomoże ci skupić się później na zajęciach.
- W porządku - Kyungsoo kiwnął głową ponownie, skłonił się lekko i wrócił w stronę ławki, gdzie Junmyeon dostrzegł książkę, którą chłopiec od razu wziął do ręki. W tej samej chwili wrócił Minseok, kręcąc głową w niedowierzaniu. 
- Cztery godziny - wysapał ciężko, siadając naprzeciwko Junmyeona - Cztery godziny w tygodniu, a już czuję jak tracę wszelkie zalążki cierpliwości do tej dwójki.
Junmyeon zaśmiał się ciepło, widząc grymas przyjaciela.
- To przez daną im możliwość czasu na zabawę, a nie typowych zajęć sportowych. Okaż im trochę zrozumienia - Junmyeon spojrzał na Minseoka pewnym spojrzeniem, który teraz wpatrywał się w niego w niemałej konsternacji.
- Czasami zastanawiam się jakim cudem wytrzymujesz z nimi przez 90% swoich zajęć - burknął cicho i rozejrzał się za siebie, by sprawdzić czy Szatańscy Chłopcy nie wrócili do zabawy w Starożytny Egipt.
- To tylko dzieci - Junmyeon wzruszył ramionami, a Minseok uniósł brew, lecz nie kontynuował dalej.
- Dobrze Panie Mam-Dar-Do-Dzieci, wróćmy do twojego nowego problemu. Czy ty masz choć jakiekolwiek pojęcie jak się zajmować psem? 
- Żadnego - Junmyeon przyznał szczerze - W mojej rodzinie od dekad królami są koty. Ale to chyba nie może być takie trudne, prawda? To tylko pies. 
- To nie zmienia faktu, że nie masz tyle czasu by wychodzić z nim regularnie na spacery, a to jest, jakby nie patrzeć, podstawa - Minseok skwitował z lekkim kiwnięciem głowy -  Właśnie, gdzie on teraz jest? Ktoś się nim zajmuje? - spojrzał na Junmyeona z pytaniem w oczach, który tylko kiwnął głową - Kto?
- Chanyeol. 
- Och.
Junmyeon wypił łyk swojej dawno zimnej już kawy i westchnął głośno.
- Wiem.


~*~


Park Chanyeol kochał psy. Park Chanyeol naprawdę kochał psy, aczkolwiek swojego chłopaka kochał znacznie bardziej, dlatego pogodził się z faktem, iż tak długo jak chce żyć z miłością swojego życia, tak musi się pogodzić z brakiem psa w swoim zaciszu domowym. Byun Baekhyun miał wszystko, czego Chanyeol potrzebował i jeszcze, jeszcze więcej do tego. Niestety w zestawie przyszła również silna alergia na sierść, na którą nic nie mógł poradzić.


Dlatego kiedy jego dobry przyjaciel Junmyeon poprosił go o przysługę w postaci opieki nad jego nowym, niespodziewanym dość towarzyszem - Chanyeol nie posiadał się z radości. Nie wszystko było jednak tak dobre, jak Chanyeol tego oczekiwał. Pies Junmyeona był chory, o czym Chanyeol dowiedział się dopiero, gdy zawitał w jego mieszkaniu. To oznaczało zero biegania, zero energicznych zabaw i zero głośnego szczekania. Chanyeola zadaniem było dosłowne doglądanie by pies miał regularnie dostarczaną wodę do miski przy pysku i znoszenie go co kilka godzin za blok, by mógł załatwić swoje psie potrzeby. 
- Jesteś piękny, piesku, ale piekielnie nudny w tej chwili - Chanyeol mruknął pod nosem podczas leżenia na kanapie i wpatrywania się w psa, spoczywającego teraz na specjalnej poduszce przy ścianie. Przez jakiś czas zajął się sam sobą, pracując nad projektem nowej postaci, jednak po tysięcznej wariacji wymyślnej zbroi i broni, stwierdził, że ma dość i rzucił swój laptop na drugi koniec kanapy - Wiem, że to nie twoja wina, stała ci się krzywda, przez co musisz odpoczywać, wiem - wlał w swój niski głos tyle współczucia, ile potrafił i spojrzał na psa, który od kilku godzin nie ruszał się z miejsca - Wszystko w porządku z tobą, mały? Hej? - kiedy pies od dłuższego czasu nawet nie zwrócił spojrzenia w jego stronę, Chanyeol podniósł się z kanapy, żeby kucnąć przy zwierzaku. Pogłaskał go delikatnie po łbie i mimowolnie uśmiechnął się do siebie - Gdyby Baekhyun tak przez ciebie nie cierpiał...- westchnął ciężko, kontynuując głaskanie.
Drzwi od zamka przekręciły się, przez co Chanyeol odskoczył automatycznie i stanął w pozycji obronnej, patrząc srogo w kierunku wejścia. Junmyeon spojrzał na niego wielkimi oczami, po czym uśmiechnął się i zrelaksował, gdy Chanyeol również opuścił skierowane w jego stronę pięści.
- Okej Dolittle, nie zamierzam odebrać ci tego magicznego psa przemocą - Junmyeon podniósł ręce w geście obrony, wcielając się w rolę wroga Doktora Dolittle z prawdziwym wczuciem, po czym zachichotał. Chanyeol wyszczerzył zęby i parsknął  - Co z nim? - spojrzał na psa, rzucając teczkę na kanapę. 
- Wszystko w porządku. Przynajmniej tak mi się wydaje - Chanyeol wzruszył ramionami i zerknął na zwierzaka za sobą - Wygląda na dość...sparaliżowanego. Z początku na mnie patrzył i machał ogonem, ale ostatnie kilka godzin przeleżał bez ruchu. Gdybym nie widział, że oddycha to bym się nieźle zmartwił. Biedne maleństwo.
- Rozumiem - Junmyeon kiwnął głową - Dziękuję ci tak czy inaczej, już sam się tym zajmę.
- Co zrobisz? - Chanyeol spytał, łapiąc za swoją bluzę na wieszaku. 
- Zabiorę go do weterynarza,  a co mogę zrobić...


~*~


Junmyeon poprzysiągł sam sobie, że nigdy już nie zawita do tej kliniki weterynaryjnej. Powtarzał, że nie ma ochoty w ogóle patrzeć na wyrachowanego lekarza, który wrobił go w adopcję psa, którym nawet nie może się porządnie zająć, toteż nie wiedział do końca dlaczego znalazł się na parkingu przed tym małym, skromnym budynkiem z napisem “Weterynaria Chenxing”. Zrozumiał niestety, że nie ma już odwrotu, gdy ten mężczyzna z recepcji - Yixing - wyszedł na zewnątrz i niefortunnie dla Junmyeona - zauważył go. 
- No witam - Yixing uśmiechnął się nieco zaskoczony, kiedy Junmyeon wyszedł z samochodu i skierował się do tylnych drzwi by zabrać psa - Minęło trochę czasu. 
- Byłem tu wczoraj - Junmyeon zauważył dosadnie, nie patrząc nawet na mężczyznę, który zachichotał na jego uwagę. Złapał psa w wygodnym dla niego i dla siebie uścisku, po czym sięgnął stopą by przymknąć samochód. Yixing pomógł, na co Junmyeon tylko kiwnął lekko głową. Przechodząc przez drzwi, obejrzał się za siebie, by zobaczyć czy Yixing za nim podąża, ale mężczyzna stał teraz oparty o drzewo i rozmawiał z kimś bardzo głośno przez telefon. Po chińsku, więc Junmyeon nie zrozumiał ani słowa, choć to nie tak, że w ogóle interesowało go o czym mówi.
Z Yixingiem na zewnątrz i brakiem kogokolwiek w poczekalni, klinika wydała się Junmyeonowi naprawdę smutnym miejscem. Rozejrzał się szybko po błękitnych ścianach z plakatami przedstawiającymi zwierzęta różnego rodzaju i odetchnął z myślą, co teraz zrobić. Powinien poczekać aż Yixing zaprowadzi go do lekarza, czy może sam go zawołać? Gdyby nie coraz bardziej ciążący mu pies, skłoniłby się ku opcji pierwszej, lecz nim zdążył oddać się większej zadumie, Wyrachowany Lekarz wyszedł z gabinetu. Na krótką chwilę zatrzymał się w miejscu i zlustrował Junmyeona od góry do dołu, po czym jego wzrok skupił się na psie i mężczyzna prychnął
- Kolejny? - mruknął niby od niechcenia, choć od razu podszedł do Junmyeona i pchnął go nieznacznie w stronę swojego gabinetu. Junmyeon położył psa na znanym mu już stole i odsunął się by zrobić miejsce lekarzowi - W czym problem? - spytał, nie odrywając wzroku od zwierzęcia.
- W sumie to...nie wiem? - Junmyeon spojrzał na mężczyznę z bezradnością w oczach -  Było w porządku cały dzień, kiedy nagle przestał reagować na cokolwiek - Junmyeon spojrzał na leżące bezwładnie zwierzę i zagryzł wargę, gdy silne poczucie winy uderzyło w niego z impetem - To wszystko moja wina - wyszeptał żałośnie. 
- Owszem, ale nie ma powodu do płaczu - Wyrachowany Lekarz uśmiechnął się, nie odrywając wzroku od zwierzęcia nawet na chwilę. Junmyeon nie był człowiekiem łudzącym się, ale miał wrażenie, że uśmiech lekarza był szczery. 
- Wcal...ech - Junmyeon poddał się, nauczony już, że walka z tym mężczyzną nie ma sensu. Nie powiedział nic na jego uwagę i krzyżując ręce na piersi, zaczął przyglądać się jego pracy. Dzięki temu jak skupiony był podczas sprawdzania psa, Junmyeon mógł bezkarnie się mu przyglądać i zapisywać w umyśle nowe spostrzeżenia, uśmiechając się do siebie przy tym mimo woli. Wyrachowany Lekarz był niewysokim, szczupłym mężczyzną o burzy bordowych loków na głowie i nieziemsko zarysowanych kościach policzkowych. Junmyeon był przekonany, że mógłby z łatwością się o nie skaleczyć. Gdy lekarz przykładał głowicę stetoskopu do brzucha zwierzaka, jego kocie usta układały się w niewielki uśmiech, a oczy łagodniały automatycznie i Junmyeon przez krótką chwilę odczuwał ukłucie zazdrości względem psa. 
- Gapi się pan - lekarz odezwał się po dłuższej chwili, a jego głos był lekki i rozbawiony, kiedy odwrócił wzrok od psa by spojrzeć na Junmyeona - Nie żebym miał ku temu obiekcje, jest w co się wgapiać.
Junmyeon zakrztusił się śliną i natychmiastowo wbił wzrok w podłogę, czując jak ciepło oblewa jego twarz. Nie potrafił nawet temu zaprzeczyć, bo to była najszczersza prawda. Dopiero gardłowy śmiech sprawił, że podniósł głowę i Junmyeon zerknął na mężczyznę niepewnie.
- Jest pan naprawdę dziwnym człowiekiem - lekarz pokręcił głową, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech i och, to był naprawdę ładny uśmiech - Psu nic nie jest. To szok powypadkowy i wyczerpanie. Zaraz znajdę jakieś witaminy, pomogą - pogłaskał psa po głowie z miłością w oczach, po czym odwrócił się w stronę szafek za sobą i zaczął szukać między półkami. Junmyeon podziękował Niebiosom za tę chwilę, w której mógł spokojnie pozbyć się szkarłatu ze swojej twarzy i pogratulował sam sobie za mocną siłę umysłu. Uśmiechnął się, nieco głupkowato, gdy lekarz podszedł do niego z niewielką buteleczką w dłoni. 
- Wszystko jest napisane na etykiecie - wręczył Junmyeonowi butelkę, którą ów przyjął, starając się nie nawiązać kontaktu fizycznego z jego skórą - Może pan wpaść tutaj jeszcze za tydzień. Dla upewnienia - znowu ten uśmiech, przez co Junmyeon jedynie kiwnął głową bezmyślnie - Tak przy okazji, jestem Jongdae. 
- Junmyeon.


~*~


Od: Byun Baekhyun
4 wrz 17:28
MÓJ FACET PRZESIĄKNĄŁ PSEM I ZGADNIJ CZYJA TO WINA. 

- Ups - Junmyeon zachichotał cichutko, odkładając telefon na biurko. Wyprostował plecy, wyginając lekko kark na obie strony i westchnął głośno, gdy zdał sobie sprawę ile czasu już spędził na krześle. Jego kręgosłup błagał o litość, a głowa pulsowała mu niemiłosiernie, jednak prace domowe nie sprawdzą się same i Junmyeon wiedział o tym doskonale. Nachylił się nad kolejnym wypracowaniem podobnej treści, kiedy poczuł jak coś ociera się o jego nogę. Zerknął w dół i uśmiechnął się do swojego owłosionego towarzysza  - Co jest? - spytał, głaszcząc go energicznie po głowie - Co tak patrzysz, chcesz na zewnątrz? - Junmyeon zamyślił się na chwilę, próbując przypomnieć sobie, o której Chanyeol wspominał, że był z nim na spacerze - Rozumiem, że nie mam wyboru, tak? W porządku - kończąc swój dialogo-monolog Junmyeon podniósł się z miejsca, czując jak pośladki pulsują mu od nagłej zmiany pozycji - Mnie też się to przyda. No chodź.


Początek września był relatywnie ciepły, dlatego Junmyeon zarzucił na siebie pierwszą lepszą bluzę, zapiął psa i wyszedł z mieszkania, kierując się w stronę parku niedaleko. Tam przynajmniej pies mógł się wybiegać i wyszczekać do woli, a Junmyeon miał chwilę na zadumę.


Nie było to łatwe do przyznania przed samym sobą, ale Junmyeon nie mógł się doczekać kolejnej wizyty u weterynarza. Ten tydzień minął mu naprawdę szybko, kiedy w chwilach, w których nie zajmował się poprawianiem błędów ortograficznych, uciekał myślami do złośliwego uśmiechu i łagodnych oczu. Uderzała go wtedy także świadomość, że Jongdae zdawał się za Junmyeonem nie przepadać, ale tę część myśli o tym człowieku, Junmyeon odrzucał głęboko w zakamarki swojego umysłu. 
- Jun, czy to ty?
Junmyeon, wyrwany ze swojej zadumy, podniósł głowę i rozszerzył szeroko oczy na widok osoby, która właśnie uśmiechała się do niego uśmiechem pełnym dziąseł i zębów. 
- Yifan? - Junmyeon podniósł się z ławki, po czym po dłuższej chwili uścisnął niezręcznie wysokiego mężczyznę przed sobą - A niech mnie.
- Szmat czasu, co? - Yifan spytał ze śmiechem.
- Rok i cztery miesiące - Junmyeon odparł bez namysłu, gryząc się momentalnie w język za tak dokładną odpowiedź. Yifan nie musiał wysuwać totalnie błędnych wniosków, że Junmyeon być może jeszcze nie ruszył dalej. Wyglądało jednak na to, że Yifan nie zwrócił na to uwagi, gdy z tym samym uśmiechem ścisnął nieznacznie Junmyeona za ramię.
- Jak sobie radzisz?
Po tym jak mnie zostawiłeś, czy ogółem? Junmyeon prychnął w myślach, podczas gdy na zewnątrz uśmiechnął się równie szeroko, co drugi mężczyzna. 
- W porządku, tak sądzę. Nie zmieniło się wiele - wzruszył ramionami, starając się, by jego głos brzmiał dość nonszalancko -  Dużo pracuję i nie mam za wiele czasu, ale to lubię. Och i mam psa.
Yifan zaśmiał się głośno i pokręcił głową. 
- Jun i pies? A co to się stało? - jego głos był zabarwiony żartem, ale Junmyeon nie mógł oprzeć się wrażeniu jakoby Yifan wypominał mu przeszłość. Na krótką chwilę rozważył myśl, czy ich związek nie rozpadł się przez to, że Junmyeon nigdy nie chciał psa.
- Długa historia - odpowiedział krótko, rozglądając się w tym samym momencie za swoim psim towarzyszem, którego nie widział już od dawna. 
- Możesz mi ją opowiedzieć przy kawie - dłoń Yifana na ramieniu Junmyeona zacisnęła się nieco mocniej i Junmyeon spojrzał na niego prawdziwie zaskoczony, o mało nie nadwyrężając swoim nagłym ruchem karku. Wysoki mężczyzna zaśmiał się ciepło - Następny razem. Jeśli zechcesz oczywiście.
Junmyeon przełknął ślinę i zadrżał; sam nie wiedząc, czy w tej chwili czuje złość, czy zwykłe niedowierzanie. Przed oczami miał siebie sprzed prawie dwóch lat - czytającego list ze łzami w oczach i nieskończone rozmowy telefoniczne, podczas których odkrył całkiem spory zasób przekleństw i obelg. Po tym jak jednego wieczora Yifan wyszedł z jego mieszkania, całując go po raz ostatni jak nigdy nic, tylko po to by następnego dnia Junmyeon dowiedział się, że między nimi koniec ze świstka papieru, po tym jak przez pierwszy rok po rozstaniu Junmyeon próbował zrozumieć powody Yifana i rozpatrywał każdą możliwą sytuację, popadając w rozsypkę emocjonalną i paranoję, po tym jak do dziś jeszcze Junmyeon nie może patrzeć ze spokojem na zdjęcia z przeszłości - Yifan zaprasza go na kawę? By porozmawiać o psie?
Junmyeon wziął głęboki oddech, gotowy by zacząć swoje kazanie, gdy niespodziewanie do ciała Yifana przylgnął równie wysoki, czerwonowłosy mężczyzna o egzotycznej urodzie.
- Zitao, długo ci to zajęło - Yifan spojrzał na niego czułym wzrokiem, po czym objął go w talii ramieniem - To jest Junmyeon. Jun, poznaj Zitao.
- Witaj - Junmyeon skłonił się nieznacznie, a Zitao jedynie kiwnął głową.
- Cześć~ 
- Właśnie pytałem Juna czy nie zechciałby wyskoczyć ze mną na kawę - dłoń Yifana sunęła delikatnie wzdłuż boku Zitao, przez co Junmyeon poczuł lekkie ukłucie w klatce piersiowej - By porozmawiać o starych czasach i nadrobić braki.
Zitao, który przez cały ten czas wpatrywał się w Yifana, zwrócił oczy w stronę Junmyeona i po zmierzeniu go od stóp do głowy, uśmiechnął się. 
- Yifan nie wspominał za bardzo o tobie - oznajmił krótko i och, to zabolało - Ale nie mam ku temu żadnych obiekcji. Skarbie - zwrócił się do Yifana, przesuwając palcami po jego przedramieniu - Kiedy by to miało być? Może wtedy uciekłbym na trochę do Mimi - Zitao przylgnął wargami do policzka Yifana, na co ów zamruczał cicho.
- To zależy od Juna, babe - Yifan spojrzał teraz na Junmyeona - Jak pracujesz? Może piątek? Sobota?
Junmyeon uśmiechnął się nerwowo i poczuł zimny pot na plecach. Nie wiedział, czy chce tego spotkania. Nie wiedział, czy jest gotowy na to spotkanie. Nie był pewien, czy chce słuchać o wspaniałym życiu Yifana z Zitao Piękną Twarzą i niekoniecznie miał ochotę opowiadać o swoim życiu pełnym dzieci, błędów językowych i jeszcze raz dzieci. Liczył na cud, na najmniejszą pomoc z góry; coś, co pozwoliłoby mu się bezproblemowo wymigać. W chwili, gdy otworzył usta, by wydać z siebie kłamstwo, przy jego nogach pojawił się Pies i Junmyeon nie sądził, że tak bardzo ucieszy się na jego widok. Kucnął od razu, by pogłaskać go po łbie i pozwolił zwierzakowi na porządne obwąchanie się i wtarcie w siebie połowy swojej sierści. Zerknął na wpatrujących się w niego mężczyzn i nie zastanowił się nawet, co mówi, gdy kolejne słowa opuściły jego usta.
- W weekend akurat spędzam czas ze swoim chłopakiem.
Yifan spojrzał na niego zaskoczony, niemniej uśmiechał się dalej.
- Następnym razem więc - schował wolną rękę do kieszeni, nie odrywając jednak wzroku od Junmyeona - Jak ma na imię twój wybranek?
Junmyeon wiedział, że powinien ugryźć się w język.
- Jongdae.


~*~


Tym razem, ku zaskoczeniu Junmyeona, nie przywitał go lekko nieprzytomny uśmiech Yixinga, a obezwładniająca cisza i osobliwa pustka, otaczająca przestrzeń kliniki. Junmyeon rozejrzał się po pomieszczeniu i przez chwilę zastanowił się, czy aby nie pomylił dni i czy dzisiaj być może to miejsce nie powinno być zamknięte. To nie miało jednak sensu, biorąc pod uwagę fakt, że drzwi były otwarte, dlatego Junmyeon zajrzał odrobinę głębiej i po chwili usłyszał stłumione głosy, które dobiegały z gabinetu weterynarza. Uspokajając się odrobinę, Junmyeon usiadł na krześle w poczekalni i zaczął wpatrywać się w drzwi z lekko zmarszczonymi brwiami. Pies usadowił się tuż przed jego nogami i położył pysk na jego kolanie, przez co Junmyeon mimowolnie się uśmiechnął i pogłaskał go po grzbiecie.
- No co? No co? - spojrzał w psie oczy swojego towarzysza, a uśmiech na jego twarzy poszerzył się nieznacznie - Pokażesz panu weterynarzowi, że jesteś już zdrowy? Taak? Witaminy zdziałały cuda, no widzisz, no widzisz - Junmyeon nie kontrolował tego ile słodyczy i dziecinności wlewał w swój głos, ale nie przejmował się tym w ogóle, zbyt skupiony na swojej konwersacji z psem - Jesteś dobrym pieskiem, dobrym pieskiem - poczochrał psa energicznie, na co zwierzę wydało z siebie zadowolone mruknięcie - Myślisz, że pan weterynarz będzie szczęśliwy, że jesteś już w pełni zdrowia? Myślisz, że doktor Jongdae się ucieszy?
- Myślę, że doktor Jongdae bardzo się cieszy.
Junmyeon podskoczył na krześle, gdy tylko głos Jongdae dotarł do jego uszu. Spojrzał na weterynarza szeroko otwartymi oczami i wziął głęboki oddech, a serce biło mu o wiele szybciej niż powinno. Jongdae się uśmiechał, oparty o framugę ze skrzyżowanymi rękami i spojrzeniem, które wciskało Junmyeona w plastik pod sobą. Nawet nie chciał wiedzieć jak dużo musiał usłyszeć. Na samą myśl zrobiło mu się gorąco i odruchowo spuścił wzrok, wpatrując się teraz w psa.
- Widzę, że wspaniale się odnalazłeś z psem, panie Junmyeon - Jongdae zagadał wesoło, podchodząc do Junmyeona wolnym krokiem. Złapał za smycz, która bezwładnie leżała na krześle obok jego ud, po czym uśmiechnął się w jego stronę - Mógłbym uwierzyć na słowo, że z psem w porządku, ale pofatygowałeś się już, by tu przyjść, dlatego skontroluję to jeszcze swoim okiem, dobra? 
- W...porządku - Junmyeon wybąkał cicho, tym razem nie ruszając się z miejsca i pozwalając weterynarzowi, by zrobił swoje w samotności. Gdy Jongdae zniknął za drzwiami, Junmyeon złapał się za głowę i wydał z siebie ciężkie westchnięcie, a głośne Jestemidiotąjestemidiotąjestemidiotąjestemidiotą wrzeszczało w jego głowie. Jongdae pojawił się w zasięgu wzroku Junmyeona kilkanaście minut później. 
- Tak, mój pacjent całkowicie już wyzdrowiał - jego głos był lekki i radosny - Dobra robota.
- Ja...nic nie zrobiłem. Dostał witaminy, nic nie zrobiłem - Junmyeon podrapał się po karku i podniósł z krzesła, by przejąć smycz od lekarza - Dziękuję doktorze - uśmiechnął się lekko, omijając wzrok mężczyzny dla własnego dobra.
- Skromnością nic nie osiągniesz~ - Jongdae zanucił wesoło, przez co Junmyeon spojrzał na niego, nie do końca pewien, co miał na myśli.
- Słucham?
- Wszystko w porządku, dobrze się spisałeś, panie Junmyeon - Jongdae po raz kolejny uśmiechnął się tym uśmiechem i Junmyeon zacisnął mocno palce na smyczy, ponieważ JONGDAE JEST UROCZY, A JEGO USTA ROBIĄ TO COŚ.
- Um...Yixing wyjechał? - Junmyeon zagadał bezmyślnie, szukając jakiegokolwiek powodu, by nie musieć patrzeć na twarz weterynarza.
- Ach, tak. Potrzebował kilka dni dla siebie, a ja jestem na tyle miły, że mu na nie pozwoliłem - Jongdae zaśmiał się krótko i Junmyeon pomyślał, że nie miałby nic przeciwko, gdyby mógł słuchać tego śmiechu o wiele częściej - A co? Stęskniłeś się za moim Yixingiem? - Jongdae spojrzał na Junmyeona zza swoich rozwichrzonych bordowych loków. Junmyeon nie potrafił odczytać wyrazu jego twarzy.
- Ja? Nie, ja.. - Junmyeon zaczął szybko, a jego głos był głośniejszy, niż było to konieczne - To tylko ciekawość, chciałem zagadać, spy…- urwał, nie wiedząc co właściwie chciał tym osiągnąć - Jestem w tym beznadziejny, prawda? - westchnął ciężko. 
- Totalnie - Jongdae przyznał z kiwnięciem głowy i niezmiennym uśmiechem - Bez obaw. Zajmiemy się tym.


Junmyeon nie zrozumiał tego do końca.

Mogłem łyknąć z tobą ten kwas. [4/?]

Jestem bardzo niekonsekwentna, ale who cares. Feel free to judge me. Słów - 2317. To mało, biorąc pod uwagę, że poprzedni rozdział miał ic...