piątek, 12 lutego 2016

Szczęście pojawi się, gdy mu na to pozwolisz, a ja przybędę wraz z nim. [2,5]

Bo nie wybaczyłabym sobie, gdybym nie wyjaśniła pewnych spraw, które powinny zostać wyjaśnione. Endjoy maleństwa, dziękuję za każde miłe słowo! To wiele znaczy.

W razie pytań - klik!

Pierwsza część.  Druga część.

Następne moje "dzieło" to najpewniej obiecany KaiSooHun. Nie spodziewam się wielu czytających, ale anyway - do następnego~

~*~

- Przestań, nic ci nie powiem - Junmyeon zasłonił twarz dziennikiem, chcąc ukryć palący go rumieniec, który pojawił się na jego twarzy - Nie męcz mnie, proszę.
- No taaaak, przecież byłeś tak bardzo chory przez ostatnie dni - Minseok uśmiechnął się złośliwie, klepiąc Junmyeona po plecach - Pomogłem ci w twoich miłosnych rozrywkach, a ty nawet nie chcesz uchylić rąbka tajemnicy przed swoim najlepszym przyjacielem? Wstydziłbyś się.
Junmyeon odetchnął głośno i pokręcił głową, wychodząc z pokoju nauczycielskiego nieco szybszym krokiem niż powinien. Nie mogę być zdekoncentrowany na lekcji.
Choć powtarzał sobie w myślach, że musi być przytomny, by przeprowadzić zajęcia porządnie - koci uśmiech i błyszczące oczy nie potrafiły zniknąć nawet na chwilę z jego umysłu, zaburzając totalnie jego postawę rozsądnego i uporządkowanego nauczyciela. Junmyeon był w zasadzie chodzącą fontanną szczęścia i nietrudne to było do zauważenia dla kogokolwiek w jego otoczeniu. Zapytany jednak, co jest powodem, od razu popadał w rozsypkę i uśmiechał się niezręcznie, twierdząc, że musi się śpieszyć i znikał z pola widzenia nieświadomej niczego osoby.

Kim Jongdae. Gdyby tylko wszyscy pytający byli w stanie zrozumieć, co Junmyeon chce przekazać, wypowiadając to imię i nazwisko.

Ostatnie dni spędził praktycznie w niewoli, aczkolwiek nie do końca był pewien, czy niewolą można nazwać stan, w którym ktoś przetrzymuje cię w swoim mieszkaniu, a ty czerpiesz z tego przyjemność. Jongdae był całkiem zdeterminowany, by zatrzymać Junmyeona u siebie jak najdłużej i jęczał żałośnie, gdy tylko Junmyeon próbował wyperswadować mu, że naprawdę, naprawdę powinien wrócić do swojego mieszkania. Myśli Junmyeona - i tak już zniekształcone - wypełnione zostały fuzją obrazów i odgłosów oraz wspomnieniami dotyku i czułości i wszystko to było tak dobre i tak rozkoszne, że z wielką trudnością rozstał się z on z Jongdae, mimo swoich własnych upartych zapierań, że przecież musi.

Nagły powrót do szarej rzeczywistości przebiegł w jego opinii dramatycznie. Choć wszystkie bloki zajęć udało mu się przeprowadzić bez większego problemu, przerwy między lekcjami spędzał na odpływanie w krainę snu oraz ucieczkę do dni, które przeminęły. Minseok nie szczędził mu złośliwości, Junmyeon jednak nie potrafił się nimi przejąć - w tak przewybornym był teraz humorze. Jakkolwiek, gdy wychodził ze szkoły z uśmiechem, nie spodziewał się spotkać człowieka, który w sekundę potrafił mu ten humor odebrać.
- Jun! - Yifan stał pod bramą do szkoły i uśmiechał się swoim uśmiechem pełnym dziąseł - Nie byłem pewny, czy kończysz zajęcia, ale zaryzykowałem.
- O..ch, cześć - Junmyeon mruknął nieprzytomnie - Co tu robisz? - spytał, nie ukrywając zaskoczenia.
- Chciałem ponowić zaproszenie na kawę.
Junmyeon uśmiechnął się niezręcznie i spojrzał na mężczyznę. Yifan, choć większy od niego prawie dwukrotnie, uśmiechał się w tej chwili tak niewinnie i tak szczerze, że przez chwilę wydał się Junmyeonowi młodym facetem, który po raz pierwszy zaprasza kogoś gdziekolwiek; zupełnie jak przed ich pierwszą randką. Chciał odmówić - w końcu przychodziło mu to z prawdziwą łatwością, ale pomyślał o czasie spędzonym z Jongdae i o tym jak podczas tych kilku dni jego myślenie się zmieniło. Junmyeon czuł się na siłach, by przejść przez to, czego podświadomie pragnął od długiego już czasu i wiedział, że wyjdzie mu to na dobre.
- Pasuje ci teraz?

~*~

Junmyeon nie spodziewał się po sobie takiego zrelaksowania. Od dobrej godziny siedzieli z Yifanem w małej kawiarence w pobliżu szkoły i wspominali dawne dzieje, śmiejąc się głośno i wesoło, a w duszy Junmyeona kłębiły się same pozytywne myśli. Nie potrafił nie zauważyć, że Yifan zasadniczo w ogóle się nie zmienił. Jego żarty dalej były absurdalne i cały czas wybuchał śmiechem zanim połowę z nich dokończył i wciąż patrzył na Junmyeona wzrokiem pełnym ciepła oraz troski. Deprymowało go to, ale nie krępowało. Zasadniczo próbował zignorować nieznaczne, przyjemne łaskotanie tlące się w ciemnym kącie jego serca.
- Jun, przepraszam - Yifan odezwał się po krótkiej chwili milczenia, wyrywając tym Junmyeona z zadumy.
- Słucham?
- Chciałem przeprosić.
- Och.
Junmyeon wysłuchał wszystkiego, co Yifan miał mu do powiedzenia i poczuł się o wiele, o wiele lepiej. Nie oczekiwał jednakowoż takiego obrotu wydarzeń i nie miał pojęcia, jak bardzo mylił się co do Yifana, ich związku i samego siebie. Uderzyło go jak długi czas żył w błędnym przekonaniu o rzeczach, które nie dawały mu spokoju przez ponad rok. Choć wmawiał sobie, że to Yifan jest tym złym, bo zostawił go bez uprzedzenia, zdał sobie sprawę, że wina leży również po jego stronie, jeśli nie wyłącznie po jego stronie. Dopiero teraz pojął on wszystkie znaki i sygnały, które mężczyzna dawał mu przez ostatnie miesiące ich związku i coś, co uznawał za dziwne sposoby pokazywania uczuć, okazało się strachem i niepewnością i Junmyeon dostrzegł to wszystko w tej chwili.

Yifan był niepewny. Nie wiedział, czy Junmyeon tak naprawdę go kocha, gdyż w czasie ich związku Yifan był zagubiony i rozbity i dopiero dochodził do siebie po dręczącej go przeszłości, a Junmyeon miał być jego ratunkiem i obiecał być jego opoką, lecz zawiódł przeraźliwie w pokazaniu mu, że naprawdę, naprawdę mu zależy i widział to dopiero teraz.
Przypomniał sobie noce, kiedy Yifan żądał od niego nad wyraz ciepła, dotyku i rozmów bez końca, a on zbywał go brakiem ochoty i zmęczeniem i koniecznością wstania do pracy. Jego głowa zalała się wspomnieniami pojedynczych sytuacji, kiedy Yifan subtelnie próbował upewnić się, że nie jest dla Junmyeona utrapieniem i co rusz zaznaczał, że nie chce być dla niego kłopotem. Yifan był wtedy złamanym przez życie człowiekiem i Junmyeon odniósł solidną porażkę w porządnym okazaniu mu uczucia. Zbyt przejęty pracą, wolontariatem i szkoleniami, zapomniał całkowicie, że powinien pielęgnować związek z człowiekiem, któremu obiecano się pomóc. Chcąc uratować świat wokół siebie, nie uratował człowieka, który był mu najbliższy. Człowieka, którego pokochało się właśnie za to, że nie był idealny, za to, że Junmyeon mógł być częścią jego leczenia, za to, że mógł być świadkiem jego odnowy.
- Nie wiem co powiedzieć - Junmyeon odezwał się w końcu, a jego gardło było nierealnie suche jak na kogoś, kto wypił prawie 500 mililitrów kawy - Yifan...przepraszam. Nie wierzę, że...Nie wierzę, że tak cię zaniedbałem. Dopiero to do mnie dociera...Wszystko, co robiłem-- - przerwał i uśmiechnął się smutno - A raczej czego nie robiłem...
- Byłeś młodym facetem po studiach, który chciał się odnaleźć w świecie nauczycielstwa. Nie winię cię za to, że skupiłeś swoją uwagę na tym, czego tak pragnąłeś.
- Ale ciebie też pragnąłem kretynie - Junmyeon rzucił dość ostro, jednak na jego twarzy odmalowywał się uśmiech. Tak bardzo chciało mu się śmiać przez to wszystko. Yifan odwzajemnił uśmiech nieznacznie.
- Tak czy inaczej, ja przepraszam. Odszedłem bez uprzedzania, choć wiedziałem doskonale, że cię to zniszczy - spojrzał na niego smutno.
- Być może podświadomie chciałeś mnie ukarać za to jak się czułeś - Junmyeon osunął się na krześle i westchnął ciężko - Dlaczego nie wygarnąłeś mi wszystkiego? Nie byłoby to lepszym rozwiązaniem?
- Wolałem dać ci swobodę, wierząc, że wtedy właśnie tego potrzebowałeś. I nie chciałem byś mnie nienawidził.
- Nie mógłbym cię znienawidzić Yifan - Junmyeon przyznał szczerze i uśmiechnął się ciepło w stronę mężczyzny. Była to świadomość, której nie powiedział nigdy na głos i momentalnie poczuł jak lekko zrobiło mu się na sercu - Byłem zły, to prawda. Miałem żal i chciałem przetrzepać ci łeb na wszelkie możliwe sposoby, ale nie nienawidziłem cię. Nie potrafiłem i chyba nie potrafię - zachichotał cichutko - Chciałbym teraz, żebyś to TY mnie nie nienawidził.
- Nie mógłbym - Yifan żachnął się, trzęsąc stołem od nagłego poruszenia.
- A powinieneś - Junmyeon westchnął - Kiedy…kiedy zaczęliśmy być razem, wiedziałem dokładnie w jakim byłeś stanie. Wiedziałem, gdy się poznaliśmy, przy naszym pierwszym spotkaniu. Jeszcze długo przed tym jak do czegokolwiek między nami doszło. Dojrzewała nasza znajomość, przyjaźń, aż po miłość, a ja wiedziałem i złożyłem ci obietnicę, sam wiesz. Ba, doskonale wiesz. Mieliśmy pomóc sobie nawzajem… - Junmyeon zawiesił głos, spoglądając na mężczyznę - Ale moje piekielne ambicje i podświadome, zdeterminowane dążenie do perfekcji sprawiło, że spieprzyłem wszystko po całości. Wow. Chyba nie wiem jak spojrzeć w twarz ludziom, którzy nazywają mnie Panem Idealnym.
Ku radości Junmyeona, Yifan uśmiechnął się, na co Junmyeon bez wahania odpowiedział tym samym. Nie mógł być pewny, ale wydawało mu się, że tego właśnie Yifan potrzebował usłyszeć. Być może obaj tego potrzebowali. Przez chwilę wpatrywali się w siebie nieśmiałymi spojrzeniami, dopóki Junmyeon nie odezwał się znowu.
- Zitao daje ci uwagę, której potrzebujesz?
Yifan kiwnął głową z uśmiechem.
 - Oj tak.
- Cieszy mnie to.
Junmyeon wypił ostatni łyk swojej zimnej już kawy i wziął głęboki oddech, powoli oswajając w głowie nagłe zmiany w punkcie widzenia. Zabawne jak człowiek potrafi stworzyć sobie obraz przeszłości, który okazuje się być obrazem fałszywym. O dziwo jednak Junmyeon nie czuł się okropnie. Nie czuł się wspaniale, co prawda, ale nie czuł się jak ostatni potwór, a to był bardzo dobry znak. Yifan zawsze działał na niego kojąco i tym razem nie było inaczej. Mimowolnie Junmyeon parsknął.
- Coś się stało? - Yifan spojrzał na niego momentalnie.
- Nic, nic - Junmyeon machnął ręką - Pomyślałem o czymś głupim.
- Och, w porządku - Yifan uśmiechnął się - Wybacz mi za ciekawość, ale powiedz mi...Jak ci się układa z Jongdae? Chyba dobrze zapamiętałem imię?
Junmyeon zamrugał kilkakrotnie oczami i przełknął głośno ślinę. No tak, przecież Yifan wierzy, że Junmyeon jest teraz we wspaniałym w związku z mężczyzną o imieniu Jongdae. I choć od czasu tego cudownego kłamstwa minęło już trochę i jego relacje z Jongdae z dwóch nieznajomych zmieniły się na znacznie bliższe - Junmyeon nie potrafił stwierdzić, czy to był związek. Ich wspólne chwile były rozkoszne, acz krótkie i dość świeże. Dla własnego dobra Junmyeon wolał nie wysuwać pochopnych wniosków. A to oznaczało przyznanie prawdy przed Yifanem.
Gdy zastanawiał się nad doborem słów, poczuł jak coś ociera się o jego nogi, przez co momentalnie podskoczył na krześle, spoglądając na podłogę tuż obok stolika, tylko po to, by ujrzeć swojego psa.
- Suho?
Nim Junmyeon zdążył cokolwiek zrobić, para dłoni przesunęła delikatnie po jego ramionach, a chłodny policzek przywarł do jego twarzy, a zaraz po nim chłodne wargi.
- Przestraszyłeś się psiaka Junmyeonnie? - Jongdae wyszeptał w jego ucho, po tym jak cmoknął go w policzek i Junmyeon poczuł jak przechodzą go dreszcze. Odwrócił oszołomiony głowę, spoglądając na uśmiechającego się teraz szeroko Jongdae i otworzył usta, choć nie wydał z siebie ani słowa.
- Jongdae jestem, miło mi - Jongdae wyciągnął rękę w stronę zaskoczonego Yifana, który po chwili uśmiechnął się i uścisnął jego rękę bez wahania.
- Yifan.
- Oooooooch, TY jesteś Yifan! Tyle się o tobie nasłuchałem!
- Naprawdę? - Yifan spojrzał kątem oka na Junmyeona, który w tej chwili pragnął zniknąć ze wszechświata. Nie wiedząc co zrobić, zwrócił wzrok na Suho, odnajdując pokój w ucieszonej mordce psa.
- Oj tak, jadaczka Junmyeonkowi nie chciała się zamknąć, gdy tylko wszedł na temat twojej osoby. Czy to prawda, że mówisz w czterech językach?
- Cóż, tak...
- Woah, super! Musisz być naprawdę inteligentny - Jongdae kiwnął głową, jak gdyby utwierdzając samego siebie w tym przekonaniu - Nie chciałem wam przerywać. Suho pociągnął mnie w stronę tego miejsca, a że dostrzegłem Junmyeonka przez szybę to pomyślałem, że mógłbym się przywitać.
- Jongdae-yah… - Junmyeon mruknął pod nosem, ciągnąc Jongdae delikatnie za rękaw.
- Słucham cię kotku?
- Skąd...Suho…i ty..
- Skąd mam Suho? Zmartwiłem się, że to maleństwo zbyt długo przesiaduje w samotności w oczekiwaniu na swojego pana, dlatego skonfiskowałem klucze Chanyeola do twojego mieszkania i postanowiłem się nim zająć. To w końcu nasza wspólna odpowiedzialność.
- Od kiedy?
- Jak to od kiedy głuptasie. Od kiedy zmusiłem cię do jego adopcji. No, ale już znikam, zobaczymy się wieczorem - Jongdae cmoknął wargi Junmyeona delikatnie, pomachał z uśmiechem w stronę Yifana, po czym wyszedł, a za nim merdający ogonem Suho.
Wieczorem? Czy oni byli umówieni wieczorem? Junmyeon pozwolił się sobie osunąć na krześle i westchnął głośno, a w jego myślach krzyczało pytanie: Co się właściwie przed chwilą stało.
Spojrzał na Yifana dopiero, gdy jego serce uspokoiło swoje dzikie bicie.
- Wnioskuję, że wszystko wam się w porządku układa - Yifan uśmiechnął się, a Junmyeon przyjrzał się jego twarzy. W oczach biło mu najzwyklejsze szczęście i ulga, a uśmiech wyglądał na najszczerszy na świecie. Junmyeon mimowolnie poczuł jak robi mu się ciepło. Widzą się z Jongdae wieczorem. 
- Tak. Wszystko w jak najlepszym porządku.

Mogłem łyknąć z tobą ten kwas. [4/?]

Jestem bardzo niekonsekwentna, ale who cares. Feel free to judge me. Słów - 2317. To mało, biorąc pod uwagę, że poprzedni rozdział miał ic...