niedziela, 23 lipca 2017

Mogłem łyknąć z tobą ten kwas. [4/?]

Jestem bardzo niekonsekwentna, ale who cares. Feel free to judge me.

Słów - 2317. To mało, biorąc pod uwagę, że poprzedni rozdział miał ich ponad 5 tysięcy. Jednak kompozycja to kompozycja.

! Ostrzeżenie.

***

Rozdział 4.

Pokój Junmyeona znajdował się na końcu korytarza na pierwszym piętrze i Jongdae zaczynał powoli zapuszczać korzenie pod jego drzwiami. Bał się zapukać. Nie wiedział sam, czy to była najlepsza decyzja - stawić czoła nieuniknionemu tak od razu, bez jakiegokolwiek przemyślenia i przygotowania. Rozmowa z Lu naprawdę go zainspirowała, co do tego nie było wątpliwości, ale jego serce wciąż drżało przerażone na myśl o normalnej konwersacji z Junmyeonem. Było jeszcze tyle rzeczy, z którymi Jongdae nie doszedł do porozumienia. Tyle uczuć, których nie chciał zaakceptować, nawet po takim czasie.
Kiedy wrócili z Lu z kuchni, Yixing śpiewał akurat jakąś wolną piosenkę po chińsku, a Sehun pomagał mu w poszczególnych momentach. Lu zaśmiał się obok Jongdae, poklepał go po ramieniu, po czym podbiegł do Yixinga i zaczął śpiewać razem z nim, a Gyeongja zagwizdała głośno na ten widok. W tym samym czasie Junmyeon siedział na huśtawce i bujał nią nieznacznie, odpychając się lekko stopami od ziemi, a Jongin opierał się głową o jego ramię z zamkniętymi oczami i wyglądał zasadniczo jakby spał. Grill już dawno przestał się żarzyć, a na stole leżały ostatnie porcje mięsa oraz kolejna sterta naczyń, która powinna znaleźć się w zlewie i wszyscy zdawali się stopniowo tracić całą swoją energię, którą uraczyli Jongdae wcześniej.
Słowa Lu błądziły po jego głowie do końca kolacji. Nie minęło długo, kiedy komary zaczęły ciąć zbyt agresywnie, a nocny wiatr zaczynał być nieznośny i zdecydowano, że pora zbierać się już do domu. Gyeongja wyznaczyła Jongina i Sehuna do umycia resztki naczyń - co zaowocowało w głośny okrzyk protestu - zaś Yixinga do ogarnięcia grilla. Nim Jongdae zdążył się w sobie zebrać i zorientować, co się dzieje w tym chaosie poleceń, planów i życzeń dobrej nocy, stracił Junmyeona z oczu bez jakiejkolwiek szansy zagadania do niego. Przez to tkwił teraz pod drzwiami od jego pokoju i próbował zmusić dłoń do uderzenia o powierzchnię drzwi.
Gdy ostatecznie zapukał, odpowiedziała mu cisza. Brak reakcji, zagłuszony jedynie głośnym biciem serca w jego własnej piersi. Jongdae zawahał się przez chwilę i zastanowił, czy Junmyeon przypadkiem najzwyczajniej nie zasnął. Nie było jednak jeszcze tak późno, więc czy to możliwe? Nie miał pewności. Junmyeon nie był typowym nocnym markiem, ale nie był też osobą, która zasypiała od razu. Przynajmniej nie w przeszłości. Cichy głos z tyłu zaczął mu sugerować, aby złapał za klamkę i po prostu sprawdził, czy chłopak jest w środku, ale próbował to ignorować. Nie zamierzał przekraczać jego prywatnej sfery bez zaproszenia i zapowiedzenia. Sama myśl o wtargnięciu w jego życie po raz kolejny przyprawiała go o dreszcze.
Podskoczył zaskoczony,  kiedy usłyszał za sobą głos.
- Myślę, że znajdziesz go w ogrodzie - Gyeongja stała przy schodach w długiej koszuli nocnej w niebieskie kwiatki i uśmiechała się do niego serdecznie. - To jego miejsce - dodała, po czym ruszyła powoli schodami w dół. - Nie siedźcie tylko za długo, bo zrobiło się chłodno.
- W--w porządku. Dziękuję - Jongdae zawołał zakłopotany i odczekał kilka chwil, by zejść na dół dopiero po upewnieniu się, że nikogo już nie spotka na swojej drodze. Nie potrzebował w tej chwili kolejnej deprymującej go rozmowy. I tak czekało go zderzenie z czymś, czego obawiał się od lat.
Chłodny wiatr uderzał go w twarz, gdy przemierzał ścieżki w ogrodzie i doglądał postaci, której szukał. Nim jego oczy wychwyciły jego sylwetkę, do uszu dotarła do niego znajoma melodia. Junmyeon nucił piosenkę, którą śpiewał wcześniej i Jongdae dostrzegł go po krótkiej chwili - siedział na małym drewnianym stołku tuż obok jednego z drzew i bujał leniwie tułowiem na boki z zamkniętymi oczami. Choć melodia, którą nucił była radosna, było w jego posturze coś przygnębiającego. Jongdae zagryzł w sobie niepewność i stanął przed nim na bezpieczną odległość.
- Hyung - zaczął cicho.
Junmyeon natychmiast otworzył oczy, przerywając nucenie i zwrócił na niego swój wzrok. Na jego twarzy odmalowało się zaskoczenie.
- Jongdae?
- Uhm - Jongdae podrapał się nerwowo po karku. - Nie jest ci zimno?
- Odrobinę - Junmyeon przechylił nieznacznie głowę. - Coś się stało?
-  Uhm. Nie. Nic się nie stało.
- Rozumiem.
Junmyeon uśmiechnął się smutno i spuścił wzrok. Jongdae przeklął się w myślach. Czy tak będzie to wyglądało? Czy tylko na tyle było go stać? Junmyeon zasługiwał na coś lepszego, niż to. Jongdae musiał w końcu się odważyć.
- Chciałem porozmawiać - rzucił szybko. Junmyeon podniósł powoli głowę i zerknął na niego, najprawdopodobniej w poszukiwaniu wątpliwości na jego twarzy. Nic dziwnego, po tym wszystkim, co Jongdae zrobił. Może nawet jego wahania były widoczne; może było słychać jego niepewność w głosie i może jego spięte ramiona oraz uciekający wzrok ujawniały dyskomfort, jaki odczuwał w tej chwili, ale nie zamierzał się teraz wycofać. W zasadzie wiedział, że już nie ma odwrotu, gdyż blokada, którą tak usilnie budował latami dla swoich uczuć została podniesiona. Teraz największym problemem było utrzymanie swojej osoby w jak najbardziej stabilnym stanie, a nie należało to do najłatwiejszych zadań. Jongdae nie potrafił się kontrolować - nie w przypadku Junmyeona. Próbował, naprawdę się starał zapanować nad swoimi emocjami i stłumić je w sobie, by przeprowadzić tę rozmowę w jak najbardziej cywilizowany sposób, lecz piekielnie trudno było poskromić wszystko to, co kłębił w sobie od lat. - Jestem gotowy by porozmawiać, ale nie wiem….nie wiem jak - dodał, gdy Junmyeon od dłuższej chwili nie robił nic poza wpatrywaniem się w niego. Przyglądał mu się i zagryzał wargi, ale nie mówił nic. To było frustrujące. Jongdae nie potrafił już wytrzymać. - Hyung, ja... - zawiesił głos. - Nie chciałem, żeby tak wyszło. Nie chciałem zrywać z tobą kontaktu, nie chciałem od ciebie uciekać, ale to wszystko-- Mój ojciec-- Wiesz doskonale, że...Nie radziłem sobie i byłeś przy mnie od zawsze, na zawsze, ale--I potem--I ty--
- Przepraszam Jongdae - Junmyeon przerwał mu, a smutek na jego twarzy stopniowo wygryzał w sercu Jongdae coraz większą dziurę. - Po raz kolejny naprawdę cię przepraszam.
- Pocałowałeś mnie.
- Jongdae, przepraszam. Byliśmy blisko i pomyślałem--
- Byliśmy przyjaciółmi! - Jongdae pozwolił emocjom na wzięcie w górę. - Najlepszymi przyjaciółmi. Podziwiałem cię. Potrzebowałem. Byłeś moją jedyną nadzieją, gdy nie widziałem już przed sobą nic poza ciemnością w tym cholernym piekle - jego głos go zdradzał, lecz nie potrafił się tym przejąć. Teraz, gdy już zaczął, nie mógł przestać. Cały ból i frustracja i pragnienie wylania tego z siebie przez tyle lat uchodziło z niego jak powietrze, którego w rzeczywistości zaczynało mu powoli brakować. To bolało. To wszystko tak bolało, bo Jongdae nie mógł przyznać przed Junmyeonem wszystkiego. Nie potrafił w tej chwili, choć świadomość, że powinien wwiercała mu się w mózg. - Hyung, nie chciałem cię stracić. Byłeś dla mnie naj--najważ--Nie chciałem cię stracić, ale ty…i ja...i ty...
- Hej, posłuchaj--
- Nie chciałem by tak było, ok?! To moja wina, to ja zerwałem z tobą kontakt, ale nie-- Wcale tego nie chciałem!
Jongdae nawet nie zauważył, kiedy Junmyeon podniósł się z miejsca. Chłopak złapał go za przedramiona i zaczął błądzić kciukami po jego skórze w celu uspokojenia. Nieznaczny ucisk na żyłach i zetknięcie rozgrzanych opuszków palców na przemarzniętej skórze - to zawsze na niego działało i nie mógł uwierzyć, że po tylu latach zareagował na ten gest tak samo. Nie chciał zaakceptować tego, że jego ciało odpowiadało na dotyk chłopaka w ten sam sposób jak w przeszłości. Ten dotyk powodował w nim te same niepożądane, zakazane uczucia. Jak gdyby piekło, które zbudował sobie sam nie miało miejsca.
- Już w porządku Jongdae, wszystko jest w porządku - delikatny głos Junmyeona wyrwał go z zamyślenia i zaczął krążyć po jego umyśle, zamykając stopniowo furtki od negatywnych emocji, którym pozwolił na ucieczkę. Jego głos był kojący, niczym chłodny kompres na ranę.  - To ja wszystko zepsułem, nie obwiniaj się. Nie pozwoliłeś mi na naprawienie tego, nawet po moich nieskończonych próbach dobicia się do ciebie, ale cały ten bałagan zaczął się przeze mnie, dlatego nie mów, że to twoja wina. To ja nie doceniłem naszej przyjaźni i wysunąłem wnioski, które okazały się błędne. To mój egoizm zniszczył to, co już między nami było - uśmiechnął się pocieszająco, lecz wciąż było w tym geście pełno smutku. Jongdae chciał krzyknąć, że to nieprawda, ale zabrakło mu sił. Miał ściśnięte gardło, a oczy piekły go niemiłosiernie od powstrzymywania się od szlochu, przez co pozwalał Junmyeonowi na nieświadome dobijanie go jeszcze bardziej. - Przepraszam jeszcze raz. Cała nasza relacja mogła wyglądać inaczej, gdybym wtedy potrafił oprzeć się swoim uczuciom. Wiem, że mnie potrzebowałeś i żałuję, że nie mogłem dalej przy tobie być.
- Nie chciałem-- Nie mogłem na c-ciebie patrzeć - Jongdae skrzywił się, gdy jego głos się załamał. Nie chciał tego mówić, ale jego umysł wyrzucał z niego wszystko, cokolwiek, byle by przestało go już tak boleć w środku.
- Wiem Jongdae. To mnie zraniło. Bardzo. I przez długi czas nie mogłem się z tym pogodzić, ale dałeś mi wystarczająco do zrozumienia, że nie chcesz mieć już ze mną nic do czynienia. Musiałem się w końcu pogodzić z tym, że mnie nienawidzisz.
- Nie nienawidzę cię hyung - Jongdae wymusił uśmiech, a Junmyeon uniósł nieco bardziej kąciki ust.
- Teraz już to wiem - powiedział spokojnie. - Ale ostatnie lata wierzyłem, że tak jest i nie mogłem tego znieść. Bardzo chciałem odzyskać z tobą kontakt, ale nie pozwoliłeś mi na to.
- Przepraszam - Jongdae odważył się podnieść wzrok, którym błądził przez cały ten czas, niezdolny do patrzenia Junmyeonowi w oczy w czasie tej rozmowy. Gdy ich spojrzenie spotkało się wreszcie, zacisnął wargi w cienką linię i zacisnął dłonie w pięści, by stłumić emocje, które chciały przejąć nad nim władzę kompletnie. To tak bolało. - Przepraszam hyung, przepraszam, przepraszam, prze-
- Jongdae - Junmyeon zacisnął palce, którymi wciąż przytrzymywał jego przedramiona, wyrywając go tym samym z jego transu. - Spójrz na mnie. Wybaczam ci i po raz kolejny mówię, że to ja przepraszam. Wszystko jest w porządku. Zrozumiałem swój błąd przez ten czas i teraz chciałbym się skupić tylko na naszej przyszłości, a nie na przeszłości. Ok? Czy możesz mi powiedzieć to samo? Zaczniemy od nowa? Wybaczysz mi? - zapytał, wbijając w niego wzrok. Jongdae brakło sił na wyjaśnienie tego, co powinno być dalej wyjaśnione. Junmyeon chciał być znowu w życiu Jongdae, a on odwzajemniał to całym swoim jestestwem. W zasadzie nie marzył o niczym innym, ale to było o wiele bardziej skomplikowane niż Junmyeonowi się wydawało. Nie był w stanie jednak przyznać tego teraz, przez co kiwnął tylko głową. Junmyeon uśmiechnął się szerzej. - Mogę cię przytulić? - dodał po dłuższym wahaniu.
Jongdae zacisnął mocno wargi z nadzieją, że Junmyeon nie zobaczy łez, które napłynęły do jego oczu. Jego umysł wykrzyczał głośne tak, tak, tak, proszę, obejmij mnie całym sobą, a w rzeczywistości pokiwał głową po raz kolejny. Uprzedził go i objął mocno, wtulając się w jego klatkę piersiową, a głowę schował w zgięciu jego szyi. Zaciągnął się mocno z głośnym westchnieniem. To był Junmyeon i jego stabilność i jego ciepło i jego zapach, który był niezmienny, ten sam od tak wielu lat. Jongdae nie mógł w to uwierzyć do końca.
Fala ciepła, która zalała jego serce w tym momencie była tak intensywna, że gdyby nie uścisk Junmyeona, z pewnością upadłby na ziemię od nadmiaru emocji. Cały ten strach i frustracja, które hodował w sobie od lat powoli wypływały z jego osoby, zastąpione spokojem i ulgą oraz nieopisanym szczęściem. Nie była to rozmowa, która przebiegła według jego planu i założeń, przez co rzeczy, które pominął, upominały się cichym głosem z tyłu jego głowy, ale nie chciał myśleć o nich w tej chwili. Chciał nacieszyć się tym momentem, tym ponownym zjednoczeniem, którego pragnął tak bardzo i od którego uciekał latami - nienawidząc za to samego siebie niezmiernie. Junmyeon powinien wiedzieć, że jego nagłe pocałowanie Jongdae nie było jedynym powodem, dla którego zdecydował się on zerwać ich znajomość i oddalić się, uciec jak najdalej i wyplewić z życia jakiekolwiek zalążki jego osoby. Zasłużył na prawdę oraz świadomość, że przez te wszystkie lata Jongdae nie żył z nienawiścią do niego, a do samego siebie. Nie mógł jednak zmusić się do przyznania tego - to było w tym najtrudniejsze. To oznaczało zaakceptowanie niechcianej świadomości i pogodzenie się z samym sobą, a tego Jongdae bał się najbardziej. Wolał żyć w kłamstwie.
Do domu wrócili razem, lecz w milczeniu. Od czasu do czasu zerkali na siebie, po czym uśmiechali nieśmiało, ale żaden nie pokusił się na kolejne słowa. Jongdae uspokoił się wcześniej w objęciach Junmyeona i przyrzekł, że uzupełni swoją historię przy najbliższej okazji. Wmówił sobie, że nic się nie stanie, jeśli opóźni to zderzenie o jeszcze trochę. Chciał nacieszyć się swoim czasem z Junmyeonem, póki miał na to szansę. Był przekonany, że Junmyeon go znienawidzi, gdy pozna prawdę, a dużo łatwiej było mu nienawidzić samego siebie niż wiedzieć, że nienawidzi go najważniejsza osoba w jego życiu.
W ciemnościach swojego pokoju zastanawiał się, co czeka go kolejnego dnia w tym miejscu. Z nowym, lepszym startem był dość podekscytowany. Nie musiał się już bać zderzenia z Junmyeonem i wyczekiwać osądzających spojrzeń mieszkańców farmy. Jego proces leczenia mógł wreszcie się zacząć na poważnie, nawet jeśli Jongdae nie był szczery do końca. Nawet jeśli oznaczało to duszenie się we własnych uczuciach i potrzebach. Tak było po prostu łatwiej, dlatego pozwolił sobie na zignorowanie słabego głosu rozsądku w swojej głowie. To była jego tajemnica i jego ciemność, o której wiedział jedynie Zitao. Chłopak zabrał wszystko ze sobą do grobu i nikt inny nie musiał wiedzieć, co kryje się w jego wnętrzu.
Twarz Junmyeona pojawiła się przed jego oczami, a jego głos zabrzmiał mu w uszach. Obawiał się, że tak będzie. Po latach blokowania wspomnień, które posiadał z jego osobą - ponowne ich zetknięcie automatycznie uwolniło w nim sentymenty, których tak bardzo nie chciał w sobie mieć; które powodowały w nim niepożądane myśli i odruchy. Jongdae wiedział, że to czego się dopuszcza jest obrzydliwe, ale usilnie tłumił tę odrazę do samego siebie, kiedy zaciskał palce i przesuwał dłonią energicznie po swoim członku, dysząc ciężko z mocno zaciśniętymi oczami. Tłumione uczucia i frustracja wywołały ekstazę momentalnie, przez co zagryzł mocno wolną dłoń, kiedy jego palce pokryły się gorącym nasieniem. Po wytarciu ręki chusteczkami, ukrył twarz w dłoniach by stłumić płacz, który wydobył się z niego natychmiast. Przez cały ten czas miał przed oczami obraz Junmyeona i nienawidził się za to najbardziej na świecie. Wiedział, że jest skończony, ale codzienne oszukiwanie samego siebie przychodziło mu po tym czasie z przerażającą łatwością, dlatego zezwolił obrzydzeniu na wtargnięcie do jego serca i oswoił się z nim na nowo.

1 komentarz:

  1. NIENAWIDZĘ CIĘ NAT SAYONARA HITORI NIBY COŚ WIEM ALE ZNOWU NIC NIE WIEM FAJNA KOŃCÓWKA PODOBAŁO MI SIĘ TO :______________)

    OdpowiedzUsuń

Mogłem łyknąć z tobą ten kwas. [4/?]

Jestem bardzo niekonsekwentna, ale who cares. Feel free to judge me. Słów - 2317. To mało, biorąc pod uwagę, że poprzedni rozdział miał ic...