niedziela, 23 lipca 2017

Mogłem łyknąć z tobą ten kwas. [4/?]

Jestem bardzo niekonsekwentna, ale who cares. Feel free to judge me.

Słów - 2317. To mało, biorąc pod uwagę, że poprzedni rozdział miał ich ponad 5 tysięcy. Jednak kompozycja to kompozycja.

! Ostrzeżenie.

***

Rozdział 4.

Pokój Junmyeona znajdował się na końcu korytarza na pierwszym piętrze i Jongdae zaczynał powoli zapuszczać korzenie pod jego drzwiami. Bał się zapukać. Nie wiedział sam, czy to była najlepsza decyzja - stawić czoła nieuniknionemu tak od razu, bez jakiegokolwiek przemyślenia i przygotowania. Rozmowa z Lu naprawdę go zainspirowała, co do tego nie było wątpliwości, ale jego serce wciąż drżało przerażone na myśl o normalnej konwersacji z Junmyeonem. Było jeszcze tyle rzeczy, z którymi Jongdae nie doszedł do porozumienia. Tyle uczuć, których nie chciał zaakceptować, nawet po takim czasie.
Kiedy wrócili z Lu z kuchni, Yixing śpiewał akurat jakąś wolną piosenkę po chińsku, a Sehun pomagał mu w poszczególnych momentach. Lu zaśmiał się obok Jongdae, poklepał go po ramieniu, po czym podbiegł do Yixinga i zaczął śpiewać razem z nim, a Gyeongja zagwizdała głośno na ten widok. W tym samym czasie Junmyeon siedział na huśtawce i bujał nią nieznacznie, odpychając się lekko stopami od ziemi, a Jongin opierał się głową o jego ramię z zamkniętymi oczami i wyglądał zasadniczo jakby spał. Grill już dawno przestał się żarzyć, a na stole leżały ostatnie porcje mięsa oraz kolejna sterta naczyń, która powinna znaleźć się w zlewie i wszyscy zdawali się stopniowo tracić całą swoją energię, którą uraczyli Jongdae wcześniej.
Słowa Lu błądziły po jego głowie do końca kolacji. Nie minęło długo, kiedy komary zaczęły ciąć zbyt agresywnie, a nocny wiatr zaczynał być nieznośny i zdecydowano, że pora zbierać się już do domu. Gyeongja wyznaczyła Jongina i Sehuna do umycia resztki naczyń - co zaowocowało w głośny okrzyk protestu - zaś Yixinga do ogarnięcia grilla. Nim Jongdae zdążył się w sobie zebrać i zorientować, co się dzieje w tym chaosie poleceń, planów i życzeń dobrej nocy, stracił Junmyeona z oczu bez jakiejkolwiek szansy zagadania do niego. Przez to tkwił teraz pod drzwiami od jego pokoju i próbował zmusić dłoń do uderzenia o powierzchnię drzwi.
Gdy ostatecznie zapukał, odpowiedziała mu cisza. Brak reakcji, zagłuszony jedynie głośnym biciem serca w jego własnej piersi. Jongdae zawahał się przez chwilę i zastanowił, czy Junmyeon przypadkiem najzwyczajniej nie zasnął. Nie było jednak jeszcze tak późno, więc czy to możliwe? Nie miał pewności. Junmyeon nie był typowym nocnym markiem, ale nie był też osobą, która zasypiała od razu. Przynajmniej nie w przeszłości. Cichy głos z tyłu zaczął mu sugerować, aby złapał za klamkę i po prostu sprawdził, czy chłopak jest w środku, ale próbował to ignorować. Nie zamierzał przekraczać jego prywatnej sfery bez zaproszenia i zapowiedzenia. Sama myśl o wtargnięciu w jego życie po raz kolejny przyprawiała go o dreszcze.
Podskoczył zaskoczony,  kiedy usłyszał za sobą głos.
- Myślę, że znajdziesz go w ogrodzie - Gyeongja stała przy schodach w długiej koszuli nocnej w niebieskie kwiatki i uśmiechała się do niego serdecznie. - To jego miejsce - dodała, po czym ruszyła powoli schodami w dół. - Nie siedźcie tylko za długo, bo zrobiło się chłodno.
- W--w porządku. Dziękuję - Jongdae zawołał zakłopotany i odczekał kilka chwil, by zejść na dół dopiero po upewnieniu się, że nikogo już nie spotka na swojej drodze. Nie potrzebował w tej chwili kolejnej deprymującej go rozmowy. I tak czekało go zderzenie z czymś, czego obawiał się od lat.
Chłodny wiatr uderzał go w twarz, gdy przemierzał ścieżki w ogrodzie i doglądał postaci, której szukał. Nim jego oczy wychwyciły jego sylwetkę, do uszu dotarła do niego znajoma melodia. Junmyeon nucił piosenkę, którą śpiewał wcześniej i Jongdae dostrzegł go po krótkiej chwili - siedział na małym drewnianym stołku tuż obok jednego z drzew i bujał leniwie tułowiem na boki z zamkniętymi oczami. Choć melodia, którą nucił była radosna, było w jego posturze coś przygnębiającego. Jongdae zagryzł w sobie niepewność i stanął przed nim na bezpieczną odległość.
- Hyung - zaczął cicho.
Junmyeon natychmiast otworzył oczy, przerywając nucenie i zwrócił na niego swój wzrok. Na jego twarzy odmalowało się zaskoczenie.
- Jongdae?
- Uhm - Jongdae podrapał się nerwowo po karku. - Nie jest ci zimno?
- Odrobinę - Junmyeon przechylił nieznacznie głowę. - Coś się stało?
-  Uhm. Nie. Nic się nie stało.
- Rozumiem.
Junmyeon uśmiechnął się smutno i spuścił wzrok. Jongdae przeklął się w myślach. Czy tak będzie to wyglądało? Czy tylko na tyle było go stać? Junmyeon zasługiwał na coś lepszego, niż to. Jongdae musiał w końcu się odważyć.
- Chciałem porozmawiać - rzucił szybko. Junmyeon podniósł powoli głowę i zerknął na niego, najprawdopodobniej w poszukiwaniu wątpliwości na jego twarzy. Nic dziwnego, po tym wszystkim, co Jongdae zrobił. Może nawet jego wahania były widoczne; może było słychać jego niepewność w głosie i może jego spięte ramiona oraz uciekający wzrok ujawniały dyskomfort, jaki odczuwał w tej chwili, ale nie zamierzał się teraz wycofać. W zasadzie wiedział, że już nie ma odwrotu, gdyż blokada, którą tak usilnie budował latami dla swoich uczuć została podniesiona. Teraz największym problemem było utrzymanie swojej osoby w jak najbardziej stabilnym stanie, a nie należało to do najłatwiejszych zadań. Jongdae nie potrafił się kontrolować - nie w przypadku Junmyeona. Próbował, naprawdę się starał zapanować nad swoimi emocjami i stłumić je w sobie, by przeprowadzić tę rozmowę w jak najbardziej cywilizowany sposób, lecz piekielnie trudno było poskromić wszystko to, co kłębił w sobie od lat. - Jestem gotowy by porozmawiać, ale nie wiem….nie wiem jak - dodał, gdy Junmyeon od dłuższej chwili nie robił nic poza wpatrywaniem się w niego. Przyglądał mu się i zagryzał wargi, ale nie mówił nic. To było frustrujące. Jongdae nie potrafił już wytrzymać. - Hyung, ja... - zawiesił głos. - Nie chciałem, żeby tak wyszło. Nie chciałem zrywać z tobą kontaktu, nie chciałem od ciebie uciekać, ale to wszystko-- Mój ojciec-- Wiesz doskonale, że...Nie radziłem sobie i byłeś przy mnie od zawsze, na zawsze, ale--I potem--I ty--
- Przepraszam Jongdae - Junmyeon przerwał mu, a smutek na jego twarzy stopniowo wygryzał w sercu Jongdae coraz większą dziurę. - Po raz kolejny naprawdę cię przepraszam.
- Pocałowałeś mnie.
- Jongdae, przepraszam. Byliśmy blisko i pomyślałem--
- Byliśmy przyjaciółmi! - Jongdae pozwolił emocjom na wzięcie w górę. - Najlepszymi przyjaciółmi. Podziwiałem cię. Potrzebowałem. Byłeś moją jedyną nadzieją, gdy nie widziałem już przed sobą nic poza ciemnością w tym cholernym piekle - jego głos go zdradzał, lecz nie potrafił się tym przejąć. Teraz, gdy już zaczął, nie mógł przestać. Cały ból i frustracja i pragnienie wylania tego z siebie przez tyle lat uchodziło z niego jak powietrze, którego w rzeczywistości zaczynało mu powoli brakować. To bolało. To wszystko tak bolało, bo Jongdae nie mógł przyznać przed Junmyeonem wszystkiego. Nie potrafił w tej chwili, choć świadomość, że powinien wwiercała mu się w mózg. - Hyung, nie chciałem cię stracić. Byłeś dla mnie naj--najważ--Nie chciałem cię stracić, ale ty…i ja...i ty...
- Hej, posłuchaj--
- Nie chciałem by tak było, ok?! To moja wina, to ja zerwałem z tobą kontakt, ale nie-- Wcale tego nie chciałem!
Jongdae nawet nie zauważył, kiedy Junmyeon podniósł się z miejsca. Chłopak złapał go za przedramiona i zaczął błądzić kciukami po jego skórze w celu uspokojenia. Nieznaczny ucisk na żyłach i zetknięcie rozgrzanych opuszków palców na przemarzniętej skórze - to zawsze na niego działało i nie mógł uwierzyć, że po tylu latach zareagował na ten gest tak samo. Nie chciał zaakceptować tego, że jego ciało odpowiadało na dotyk chłopaka w ten sam sposób jak w przeszłości. Ten dotyk powodował w nim te same niepożądane, zakazane uczucia. Jak gdyby piekło, które zbudował sobie sam nie miało miejsca.
- Już w porządku Jongdae, wszystko jest w porządku - delikatny głos Junmyeona wyrwał go z zamyślenia i zaczął krążyć po jego umyśle, zamykając stopniowo furtki od negatywnych emocji, którym pozwolił na ucieczkę. Jego głos był kojący, niczym chłodny kompres na ranę.  - To ja wszystko zepsułem, nie obwiniaj się. Nie pozwoliłeś mi na naprawienie tego, nawet po moich nieskończonych próbach dobicia się do ciebie, ale cały ten bałagan zaczął się przeze mnie, dlatego nie mów, że to twoja wina. To ja nie doceniłem naszej przyjaźni i wysunąłem wnioski, które okazały się błędne. To mój egoizm zniszczył to, co już między nami było - uśmiechnął się pocieszająco, lecz wciąż było w tym geście pełno smutku. Jongdae chciał krzyknąć, że to nieprawda, ale zabrakło mu sił. Miał ściśnięte gardło, a oczy piekły go niemiłosiernie od powstrzymywania się od szlochu, przez co pozwalał Junmyeonowi na nieświadome dobijanie go jeszcze bardziej. - Przepraszam jeszcze raz. Cała nasza relacja mogła wyglądać inaczej, gdybym wtedy potrafił oprzeć się swoim uczuciom. Wiem, że mnie potrzebowałeś i żałuję, że nie mogłem dalej przy tobie być.
- Nie chciałem-- Nie mogłem na c-ciebie patrzeć - Jongdae skrzywił się, gdy jego głos się załamał. Nie chciał tego mówić, ale jego umysł wyrzucał z niego wszystko, cokolwiek, byle by przestało go już tak boleć w środku.
- Wiem Jongdae. To mnie zraniło. Bardzo. I przez długi czas nie mogłem się z tym pogodzić, ale dałeś mi wystarczająco do zrozumienia, że nie chcesz mieć już ze mną nic do czynienia. Musiałem się w końcu pogodzić z tym, że mnie nienawidzisz.
- Nie nienawidzę cię hyung - Jongdae wymusił uśmiech, a Junmyeon uniósł nieco bardziej kąciki ust.
- Teraz już to wiem - powiedział spokojnie. - Ale ostatnie lata wierzyłem, że tak jest i nie mogłem tego znieść. Bardzo chciałem odzyskać z tobą kontakt, ale nie pozwoliłeś mi na to.
- Przepraszam - Jongdae odważył się podnieść wzrok, którym błądził przez cały ten czas, niezdolny do patrzenia Junmyeonowi w oczy w czasie tej rozmowy. Gdy ich spojrzenie spotkało się wreszcie, zacisnął wargi w cienką linię i zacisnął dłonie w pięści, by stłumić emocje, które chciały przejąć nad nim władzę kompletnie. To tak bolało. - Przepraszam hyung, przepraszam, przepraszam, prze-
- Jongdae - Junmyeon zacisnął palce, którymi wciąż przytrzymywał jego przedramiona, wyrywając go tym samym z jego transu. - Spójrz na mnie. Wybaczam ci i po raz kolejny mówię, że to ja przepraszam. Wszystko jest w porządku. Zrozumiałem swój błąd przez ten czas i teraz chciałbym się skupić tylko na naszej przyszłości, a nie na przeszłości. Ok? Czy możesz mi powiedzieć to samo? Zaczniemy od nowa? Wybaczysz mi? - zapytał, wbijając w niego wzrok. Jongdae brakło sił na wyjaśnienie tego, co powinno być dalej wyjaśnione. Junmyeon chciał być znowu w życiu Jongdae, a on odwzajemniał to całym swoim jestestwem. W zasadzie nie marzył o niczym innym, ale to było o wiele bardziej skomplikowane niż Junmyeonowi się wydawało. Nie był w stanie jednak przyznać tego teraz, przez co kiwnął tylko głową. Junmyeon uśmiechnął się szerzej. - Mogę cię przytulić? - dodał po dłuższym wahaniu.
Jongdae zacisnął mocno wargi z nadzieją, że Junmyeon nie zobaczy łez, które napłynęły do jego oczu. Jego umysł wykrzyczał głośne tak, tak, tak, proszę, obejmij mnie całym sobą, a w rzeczywistości pokiwał głową po raz kolejny. Uprzedził go i objął mocno, wtulając się w jego klatkę piersiową, a głowę schował w zgięciu jego szyi. Zaciągnął się mocno z głośnym westchnieniem. To był Junmyeon i jego stabilność i jego ciepło i jego zapach, który był niezmienny, ten sam od tak wielu lat. Jongdae nie mógł w to uwierzyć do końca.
Fala ciepła, która zalała jego serce w tym momencie była tak intensywna, że gdyby nie uścisk Junmyeona, z pewnością upadłby na ziemię od nadmiaru emocji. Cały ten strach i frustracja, które hodował w sobie od lat powoli wypływały z jego osoby, zastąpione spokojem i ulgą oraz nieopisanym szczęściem. Nie była to rozmowa, która przebiegła według jego planu i założeń, przez co rzeczy, które pominął, upominały się cichym głosem z tyłu jego głowy, ale nie chciał myśleć o nich w tej chwili. Chciał nacieszyć się tym momentem, tym ponownym zjednoczeniem, którego pragnął tak bardzo i od którego uciekał latami - nienawidząc za to samego siebie niezmiernie. Junmyeon powinien wiedzieć, że jego nagłe pocałowanie Jongdae nie było jedynym powodem, dla którego zdecydował się on zerwać ich znajomość i oddalić się, uciec jak najdalej i wyplewić z życia jakiekolwiek zalążki jego osoby. Zasłużył na prawdę oraz świadomość, że przez te wszystkie lata Jongdae nie żył z nienawiścią do niego, a do samego siebie. Nie mógł jednak zmusić się do przyznania tego - to było w tym najtrudniejsze. To oznaczało zaakceptowanie niechcianej świadomości i pogodzenie się z samym sobą, a tego Jongdae bał się najbardziej. Wolał żyć w kłamstwie.
Do domu wrócili razem, lecz w milczeniu. Od czasu do czasu zerkali na siebie, po czym uśmiechali nieśmiało, ale żaden nie pokusił się na kolejne słowa. Jongdae uspokoił się wcześniej w objęciach Junmyeona i przyrzekł, że uzupełni swoją historię przy najbliższej okazji. Wmówił sobie, że nic się nie stanie, jeśli opóźni to zderzenie o jeszcze trochę. Chciał nacieszyć się swoim czasem z Junmyeonem, póki miał na to szansę. Był przekonany, że Junmyeon go znienawidzi, gdy pozna prawdę, a dużo łatwiej było mu nienawidzić samego siebie niż wiedzieć, że nienawidzi go najważniejsza osoba w jego życiu.
W ciemnościach swojego pokoju zastanawiał się, co czeka go kolejnego dnia w tym miejscu. Z nowym, lepszym startem był dość podekscytowany. Nie musiał się już bać zderzenia z Junmyeonem i wyczekiwać osądzających spojrzeń mieszkańców farmy. Jego proces leczenia mógł wreszcie się zacząć na poważnie, nawet jeśli Jongdae nie był szczery do końca. Nawet jeśli oznaczało to duszenie się we własnych uczuciach i potrzebach. Tak było po prostu łatwiej, dlatego pozwolił sobie na zignorowanie słabego głosu rozsądku w swojej głowie. To była jego tajemnica i jego ciemność, o której wiedział jedynie Zitao. Chłopak zabrał wszystko ze sobą do grobu i nikt inny nie musiał wiedzieć, co kryje się w jego wnętrzu.
Twarz Junmyeona pojawiła się przed jego oczami, a jego głos zabrzmiał mu w uszach. Obawiał się, że tak będzie. Po latach blokowania wspomnień, które posiadał z jego osobą - ponowne ich zetknięcie automatycznie uwolniło w nim sentymenty, których tak bardzo nie chciał w sobie mieć; które powodowały w nim niepożądane myśli i odruchy. Jongdae wiedział, że to czego się dopuszcza jest obrzydliwe, ale usilnie tłumił tę odrazę do samego siebie, kiedy zaciskał palce i przesuwał dłonią energicznie po swoim członku, dysząc ciężko z mocno zaciśniętymi oczami. Tłumione uczucia i frustracja wywołały ekstazę momentalnie, przez co zagryzł mocno wolną dłoń, kiedy jego palce pokryły się gorącym nasieniem. Po wytarciu ręki chusteczkami, ukrył twarz w dłoniach by stłumić płacz, który wydobył się z niego natychmiast. Przez cały ten czas miał przed oczami obraz Junmyeona i nienawidził się za to najbardziej na świecie. Wiedział, że jest skończony, ale codzienne oszukiwanie samego siebie przychodziło mu po tym czasie z przerażającą łatwością, dlatego zezwolił obrzydzeniu na wtargnięcie do jego serca i oswoił się z nim na nowo.

niedziela, 2 lipca 2017

Mogłem łyknąć z tobą ten kwas. [3/?]

Rozdział 3.

Nieprzespana noc nie była dla niego zaskoczeniem. Choć zmuszał się i wmawiał sobie, że jest wycieńczony - i potrzebuje choć kilku godzin snu, aby po raz kolejny nie zniszczyć swojego harmonogramu spania - nie udało mu się zmrużyć oczu nawet na chwilę. Niezmiernie ciężko było zagłuszyć niechciane myśli i rozszalałe bicie serca. W zasadzie Jongdae wiedział, że jego reakcja była przesadzona. Miał świadomość, że zamiast robienia scenki przed wszystkimi i wbiegania do domu, a potem trzaskania ostentacyjnie drzwiami, mógłby najzwyczajniej odwrócić się plecami i odejść i zachować pozory przed resztą mieszkańców domu, którzy wcale nie musieli znać szczegółów o jego przeszłości z Junmyeonem. Ale Jongdae nie posiadał tej kontroli. Nie potrafił zachować spokoju i dystansu w przerastających go sytuacjach. Niejeden raz przejechał się na tym, gdy był młodszy i nie udało mu się tego oduczyć na przestrzeni życia, nawet z tym ciężarem doświadczeń, który za sobą dźwigał. Był beznadziejny w obliczu uczuć.
Westchnął ciężko, kiedy słaby róż za oknem zamienił się w błękit. Przynajmniej mógł odhaczyć swój pierwszy wschód słońca na Jeju.
Jongdae zdecydował się stanąć twarzą w twarz z resztą i zdławić w sobie wstyd, który z pewnością go zaleje w momencie spojrzenia wszystkim w oczy. Miał wystarczająco czasu w nocy by przemyśleć swoje uczucia i nie miał w zasadzie nic do stracenia. Jongdae był straconym przypadkiem od bardzo dawna i fakt pokonania jednego z jego demonów, jakim było zerwanie jego uzależnienia od narkotyków, nie zmieniał wszystkiego, co się w nim kryło. Wciąż był zniszczonym człowiekiem, a przytulny pokój w ładnym miejscu oraz bezwarunkowa uprzejmość ludzi nie zmienią tego od tak. W istocie zrozumiał, że miał prawo do swojej ruiny. Ci ludzie nic o nim nie wiedzieli. Nie wiedzieli nic o nim i Junmyeonie.
Wychodząc ze swojego pokoju, od razu skierował się do kuchni - motywowany bardziej własnym pragnieniem, niż chęcią spotkania kogokolwiek. Wziął głęboki oddech przed przekroczeniem progu, lecz zaskoczyła go pustka w pomieszczeniu i wszechobecna cisza - zupełnie jak na korytarzach. Prawdopodobnie wszyscy śpią, pomyślał i wzruszył ramionami. Nalał sobie wody do szklanki i usiadł przy podłużnym stole, opierając się plecami o twarde oparcie krzesła. Nie miał pojęcia, co teraz ze sobą zrobić. Był przygotowany na konfrontację, a jednocześnie czuł się niepewny i zagubiony. Nie miał pojęcia kogo pierwszego spotka tego dnia.
Spędził dobrych kilkanaście minut na powolnym popijaniu wody i wsłuchiwaniu się w cichą pracę klimatyzacji. Kiedy wypił wszystko, podniósł się i podszedł do filtra z wodą by napełnić szklankę od nowa, a po chwili parsknął pod nosem, kręcąc głową. To wszystko, co działo się w jego głowie było tak absurdalne.
- Jongdae?
Odwrócił natychmiast głowę w stronę głosu, który go zawołał i wziął głęboki oddech, przymykając oczy. Oczywiście, że musiał to być on.
- Cześć.
Junmyeon stał w drzwiach z pustą szklanką w dłoni i niepewnością odmalowaną na twarzy.
- Dzień dobry Jongdae. Jak twoja noc? - zapytał, próbując się uśmiechnąć, ale widać było, że przychodzi mu to z trudnością. Jongdae wzruszył ramionami.
- Nieprzespana. W sumie to wrócę do pokoju nadrobić trochę snu - ruszył przed siebie z zamiarem szybkiego ominięcia Junmyeona, lecz ów zastąpił mu drogę i spojrzał na niego ze smutkiem.
- Jongdae, porozmawiaj ze mną, proszę cię. Rozumiem, że mnie nienawidzisz, ale--
- Nie nienawidzę cię - Jongdae przerwał mu, nie wiedząc sam, dlaczego pokusił się o szczerość w tym momencie. Junmyeon z drugiej strony wydawał się tym usatysfakcjonowany.
- W takim razie porozmawiaj ze mną.
Jongdae zacisnął usta w cienką linię. Wzrok Junmyeona krył w sobie zbyt wiele uczuć, które Jongdae rozpoznał natychmiast i nie podobało mu się to, co ta świadomość robiła z jego sercem. Odsunął się od chłopaka i cofnął w stronę stołu, siadając na swoim poprzednim miejscu, a Junmyeon usiadł tuż obok niego, ale nic nie powiedział. Wpatrywał się w Jongdae intensywnie i przygryzał co rusz dolną wargę, jak gdyby bił się ze sobą, od czego zacząć.
- Jest tutaj bardzo cicho - Jongdae mruknął, gdy ta atmosfera zaczęła być dla niego męcząca.
- Co masz na myśli?
- Nie jestem przyzwyczajony do takiej ciszy.
- Fakt - Junmyeon pokiwał głową. - W sumie Jonginnie i Sehunnie najprawdopodobniej jeszcze śpią. Przynajmniej Jonginnie. Czasem ciężko go dobudzić na lunch - uśmiechnął się lekko. - A Gyeongja pojechała z Yixingiem i Lu do centrum.
- Dlaczego pojechali do centrum tak wcześnie rano? - Jongdae zdziwił się. Dochodziła ledwo dziewiąta. Junmyeon przechylił lekko głowę i poszerzył nieznacznie uśmiech.
- Po świeże mięso na dzisiejszego grilla wieczorem. Z okazji twojego przybycia.
- Och - Jongdae poczuł jak oblewa go mimowolne ciepło. To była miła świadomość, choć nie uważał, że na to zasługuje po wczorajszym wybryku. Spodziewał się raczej poważnej rozmowy o jego problemach i osądzających spojrzeń. Czy w zasadzie nie po to tu był? By spowiadać się ze swoich grzechów i słuchać o historiach innych ludzi, po czym inspirować się ich walką i poczuć się lepiej? Tego się właśnie spodziewał po tej terapii, a nie bezwarunkowej miłości od ludzi, którzy nie wiedzą jeszcze jak straszne rzeczy Jongdae robił w swoim życiu.
Po raz kolejny słowo “absurd” krążyło po jego głowie. To wszystko było tak absurdalne. Jongdae sam nie wiedział, czy jest sens ciągnąć tę farsę i marnować czas i siły tak miłych ludzi jak Gyeongja, czy też jego przyjaciele. Może nie było sensu udawać, że coś z niego będzie. Może lepiej poddać się słabościom i uciec od bólu i starania się. Wszystko wokół chciało by było z nim dobrze, ale on nie potrafił tego docenić. I to nie było w porządku.
- Jongdae - Junmyeon odezwał się po kolejnej dłuższej chwili, którą spędzili w milczeniu. - Dlaczego?
Choć rozumiał znaczenie tego prostego pytania, nie chciał na nie odpowiadać. Nie wiedział jak. To nie wygląda tak jak w filmach i nie da się wymienić listy powodów, przez które decydujesz się zabić. Jongdae nie pamiętał nawet, kiedy to uczucie się pojawiło, a kiedy rozwinęło do tego stopnia, że był już tak cholernie blisko spełnienia tego pragnienia. To tak nie działa. Pewnego dnia po prostu pomyślał, po co się dalej starać skoro nic nie przynosi mu już radości. Jaki jest sens brnięcia przez szarą codzienność, kiedy wszystkie swoje siły poświęcasz na przypominaniu sobie o tak przyziemnych czynnościach jak oddychanie, czy zaspokajanie głodu. Dla kogo walczyć, gdy samemu się tej walki nie docenia. Jongdae był zmęczony.
- Depresja - rzucił krótko, bo tak było łatwiej. Bo tak nazwali to ludzie w poradni, do której zabrali go jego przyjaciele i uznali, że jednym, tak banalnym określeniem załatwili wszystko. Stwierdzono u niego głęboką depresję i poklepano po plecach z satysfakcją, jak gdyby to miało zmienić wszystko w jego życiu. Jak gdyby etykieta przylepiona do niego miała pozbyć się wszystkiego, co w nim siedziało.
Junmyeon nie przestawał się w niego wpatrywać, a wyraz jego twarzy zmieniał się stopniowo ze smutnego w coraz bardziej przygnębiony. Jongdae nie chciał tego widzieć. Nie potrzebował jego współczucia ani żalu.
- Nie wiedziałem Jongdae.
- Dużo rzeczy o mnie nie wiedziałeś - Jongdae wzruszył ramionami. To zraniło Junmyeona, ewidentnie. Spuścił wzrok, zaczął przesuwać palcami po szklance w swojej dłoni i po raz kolejny zagryzł dolną wargę.
- To wszystko, co mi powiesz? - spytał po chwili, nie podnosząc wzroku.
- Czego jeszcze oczekujesz? - Jongdae spojrzał na niego rozdrażniony. Ta rozmowa nie miała sensu.
- Chciałbym, żebyś ze mną porozmawiał i powiedział mi wszystko - Junmyeon powiedział spokojnie i wbił w niego spojrzenie. - Wszystko Jongdae.
Wzrok Junmyeona powoli się w niego wwiercał, ale nie zamierzał mu ulec. Jongdae obiecał samemu sobie, że nie pozwoli swojej słabości zawładnąć nad jego osobą po raz kolejny. Otworzył usta, by odpowiednio odmówić, kiedy do kuchni niespodziewanie wszedł Sehun.
- Dzieeeeń dooobry - powiedział, ziewając. Rzucił wzrokiem na dwójkę chłopaków i przekrzywił głowę. - Wspólne śniadanie tylko we dwójkę? Mogliście chociaż obudzić mnie i Jongina - zażartował z lekkim uśmiechem. - Chyba, że przeszkadzam?
- Nie, wszystko w porządku, właśnie skończyliśmy -  Jongdae wstał pośpiesznie z krzesła. - Wybacz Sehun - mruknął na odchodnym i ostatni raz spojrzał na Junmyeona, który nie przestawał się w niego wpatrywać tymi samymi, smutnymi oczami. Jongdae syknął pod nosem. Wcale go to nie obchodziło. Nie był zobligowany do kontynuowania tej rozmowy. Nie był nikomu nic winny. A zwłaszcza Junmyeonowi.
W swoim pokoju rzucił się na łóżko i wydał z siebie ciężkie westchnienie. Nie miał pojęcia, co zrobić z tymi wszystkimi uczuciami. Jeśli tak miało być do końca jego pobytu tutaj to nie było szans, że długo wytrzyma. Wszystko było tak wspaniałe dopóki go nie zobaczył. Gdyby zobowiązanie wobec przyjaciół nad nim nie wisiało, Jongdae z pewnością by się poddał i uciekł, bo był tchórzem. Nie miał tego w naturze. Niegdyś walczył o swoje bez wahania i bez myślenia o konsekwencjach i po części właśnie ta strona jego osobowości sprowadziła go do tego momentu w jego życiu. Jongdae zdecydowanie bardziej wolał siebie, gdy miał pragnienia i aspiracje, a nie gdy jedyną z możliwości, jaką przed sobą widzi, jest ucieczka. Ucieczka przed pomocą, uczuciami i samym sobą. Jongdae naprawdę tęsknił za sobą, gdy zależało mu na życiu.
Wpatrywał się w sufit, kiedy pukanie do drzwi wyrwało go z zadumy.
- Hyung - głowa Sehuna pojawiła się w szparze uchylonych drzwi. - Przyniosłem ci kawę.
- Kawę? Dlaczego? - Jongdae podniósł się do siadu, śledząc wzrokiem jak chłopak stawia parujący kubek na szafce obok niego. Sehun wzruszył ramionami.
- Wyglądałeś jakbyś jej potrzebował.
Jongdae uśmiechnął się mimowolnie.
- Och - wymamrotał. Złapał za kubek i po dmuchnięciu kilka razy, aby ostudzić powierzchnię napoju, upił odrobinę, natychmiastowo rozkoszując się smakiem. Jongdae stracił swoją miłość do kawy w procesie życia, ale mógłby do niej wrócić dla tego właśnie smaku. - Czarna z cukrem - powiedział pod nosem i wziął kolejny łyk, ignorując to, że napój wciąż był nieco za gorący. Sehun usiadł na krześle przy biurku i spojrzał na niego z ciekawością. - Naprawdę tego potrzebowałem. Dziękuję.
- Czarna z cukrem jest w porządku?
- Jest najlepsza. Skąd wiedziałeś, że taką lubię?
- Wyglądasz na takiego, który lubi czarną z cukrem. Moja intuicja jest najlepsza na świecie - chłopak wypchnął dumnie pierś. Jongdae parsknął.
- Interesująca percepcja - powiedział, odkładając kubek na szafkę. - Zaskocz mnie dalej. Jak jeszcze wyglądam?
- Jakbyś potrzebował rozmowy hyung - Sehun uśmiechnął się nieznacznie, zaś uśmiech Jongdae zniknął, zastąpiony oporem. Sehun nie zmarnował okazji, ale Jongdae nie lubił być przewidywany, nawet jeśli nie krył się ze swoimi emocjami zbyt dobrze. Może i inni ludzie potrafili czytać z niego jak z otwartej księgi, ale to nie zmieniało faktu, że rozmowy o jego uczuciach były stratą czasu. Jego największym talentem było duszenie się w potrzebach własnego serca.
- Posłuchaj, ja…
- Czy Junmyeon hyung coś ci zrobił? Zdajesz się go nienawidzić.
- Nie nienawidzę go - Jongdae powtórzył się po raz kolejny tego dnia. - Ok? Nie nienawidzę go, więc jeśli wysłał cię na zwiady to możesz mu to powiedzieć, choć i tak już to ode mnie usłyszał.
- Nie bawię się w sowę hyung. Po prostu chcę pomóc.
- W tej sytuacji pomogę sobie tylko sam.
- Ale wiesz, że jesteś tutaj w całkiem przeciwnym celu? Żebyś właśnie nie musiał walczyć sam?
Jongdae westchnął. Sehun miał rację.
Pytanie chłopaka zaczęło krążyć po jego umyśle. Czy Junmyeon coś mu zrobił? Jongdae nie wiedział od czego zacząć. Wspomnienia, które dusił w sobie przez tyle lat - i które wróciły poprzedniej nocy niczym fala tsunami nie do opanowania - ponownie zatruwały jego myśli i podtapiały serce. To bolało i Jongdae nie potrafił tego ukryć. Sam był sobie winny.
-Wiem, przepraszam - powiedział tylko. - Nie jestem jednak jeszcze gotowy by o tym mówić przed tobą, czy kimkolwiek innym. To nie tak, że wam nie ufam, czy coś.
- Meh, ja nie potrafiłem zaufać eommie przez jakiś miesiąc, więc nie ma pośpiechu. Po prostu wiedz, że w razie potrzeby my wszyscy tu jesteśmy z otwartymi uszami. Nawet Junmyeon hyung.
- Będę pamiętał - Jongdae kiwnął głową i przesłał Sehunowi lekki uśmiech, na co ów odpowiedział tym samym. - I jeszcze raz dziękuję za kawę….i troskę.
- Cała przyjemność po mojej stronie hyung - chłopak wstał z krzesła i skierował się w stronę drzwi. - Muszę zabrać się za sprzątanie łazienki na piętrze, a taaaaak mi się nie chce.
- Mogę ci pomóc, jeśli chcesz?
Sehun zatrzymał się i odwrócił w jego stronę, mrugając oczami kilkakrotnie.
-  Naprawdę hyung? Bo widzisz eomma pewnie na start przydzieliłaby ci zajmowanie się ogrodem, ale tego jest naprawdę dużo! Możemy się wymienić, co ty na to? Naprawdę nie chcesz słuchać całej lekcji o tym pod jakim naciskiem podlewać mandarynki, a pod jakim gruszki. I jeszcze kwestia tych wszystkich robali…
Sehun miał nadzwyczajny dar przekonywania. Jongdae nim się spostrzegł to klęczał w łazience i czyścił wannę specjalną szczoteczką. Rozumiał podział obowiązków między wszystkimi i uważał go za całkiem słuszny, ale Sehun wydawał się być naprawdę zaaferowany tym, aby Jongdae nie zajmował się ogrodem. Czy to naprawdę było tak trudne?
- Jongdae? - głos Junmyeona dotarł do jego uszu i Jongdae zaczynał powoli przyzwyczajać się do ich niespodziewanych spotkań oraz tej samej zaskoczonej reakcji Junmyeona na jego widok. Zagryzł w sobie odpowiedź i skupił się na przecieraniu kafelek. Przez długi czas trwała cisza i Jongdae założył, że Junmyeon postanowił odpuścić, dopóki jego głos nie zabrzmiał znowu. - Czy Sehun wrobił cię w mycie łazienki za niego?
Jongdae spojrzał na niego i zmarszczył brwi.
- W nic mnie nie wrobił, wymieniliśmy się obowiązkami - rzucił i podniósł się, by zalać wyczyszczoną wannę wodą ze słuchawki prysznica. Odwrócił się potem w stronę chłopaka, który patrzył na niego z przekrzywioną lekko głową. - Co?
- O czym ty mówisz? - jego głos był zbyt wesoły jak na upodobania Jongdae.
- Sehun powiedział, że Gyeongja na start przydzieli mi zajmowanie się ogrodem, a to jest trudne i lepiej będzie jak zajmę się czymś prostym - mruknął, nie rozumiejąc dlaczego z każdą chwilą uśmiech Junmyeona poszerzał się coraz bardziej. Jongdae musiał odwrócić wzrok.
- Oh Sehun - Junmyeon zachichotał i kątem oka Jongdae dostrzegł jak chłopak kręci głową. - Po pierwsze, owszem, zostałeś wrobiony przez tego sprytnego człowieka. Po drugie, ogrodem zajmuje się tylko i wyłącznie ja.
- Och - Jongdae poczuł się głupio i mimo woli skierował wzrok w jego stronę.
- Nikt ci nie przydzieli pracy w ogrodzie, ale zapraszam w każdej chwili do pomocy - Junmyeon uśmiechnął się ciepło i Jongdae pożałował, że nie odwrócił wzroku na czas. Fala gorąca zalała go w całości, przez co spuścił głowę, a po chwili wrócił do klęczenia i zajął się czyszczeniem toalety.
- Równie dobrze mogę to skończyć skoro już zacząłem - burknął niewyraźnie, próbując z całych sił myśleć tylko o swoim zadaniu, a nie o radośnie przymrużonych oczach Junmyeona i uśmiechu pełnym serdeczności. - Wezmę pod uwagę twoją propozycję - dodał, zanim zdołał się powstrzymać. Wcale nie chciał tego powiedzieć. Nie będzie niczego rozważał. Nigdy.
- Cieszę się bardzo. Zjedz coś potem.
Kiedy Junmyeon sobie poszedł, Jongdae odetchnął głośno i usiadł na podłodze, opierając się głową o zimną ścianę. Potrzebował tego chłodu. Robił z siebie coraz większego idiotę każdego dnia i nie potrafił tego kontrolować.
Po zakończeniu sprzątania, brak snu ostatecznie go uderzył i Jongdae podjął próbę nadrobienia kilku godzin w swoim łóżku. Posłuchał Junmyeona niechętnie i zjadł onigiri z lodówki - z nadzieją, że nie okradał kogoś z przekąski. Nie robił tego oczywiście dla niego, a wyłącznie dla samego siebie. Kyungsoo zrodził w nim wystarczające poczucie winy, które pojawiało się za każdym razem, gdy Jongdae zapominał o posiłku. Ciężko mu było stworzyć nawyk regularnego jedzenia od nowa. Był zbyt dobry w ignorowaniu głodu i czasami najzwyczajniej zapominał, że nie jadł od kilkunastu godzin i powinien ewentualnie coś w siebie wrzucić.
Gdy leżał już w łóżku, zdał sobie sprawę, że nie zapytał wcześniej o dostęp do internetu i zanotował sobie w głowie, że musi o to poprosić przy najbliższej okazji. Szkoda było marnować dane, skoro mógł korzystać z wifi. Przejrzał jeszcze zdjęcia widoków z lotniska, które szybko zrobił po wylądowaniu i odpisał na wiadomości od swoich przyjaciół, którzy zaatakowali go falą wsparcia. Baekhyun przesłał mu kilka zdjęć z zabawnymi podpisami i Jongdae uśmiechnął się pod nosem. Widok Chanyeola i Kyungsoo śpiących razem na kanapie ocieplił jego serce, a przez Minseoka ubrudzonego czymś na twarzy mimowolnie zachichotał. Podpis Baekhyuna brzmiał “Hyung próbował upiec własny chleb kawowy hehehe” i Jongdae chciałby być tego świadkiem.
Westchnął ciężko. Jego przyjaciele czekali na niego z nadzieją, że wróci do nich w lepszym stanie - pełni nieprzerwanej wiary w jego siłę i ze wsparciem bez końca. Nie mógł ich zawieść; nie po wszystkim, co dla niego zrobili. Jongdae musiał zagryźć w sobie opór i stawić czoła wszystkiemu, co go w tym miejscu czeka. Nawet jeśli wchodziło w to spojrzenie Junmyeonowi w oczy. Zerknął ostatni raz na godzinę na ekranie telefonu i odłożył go na szafkę. Dwie godziny starczą, pomyślał, a sen pochłonął go szybciej niż by się spodziewał i odpłynął bez problemu po kilku minutach.
Obudziły go oddalone głosy z podwórka i uczucie bycia obserwowanym. Otworzył oczy i ujrzał przed sobą twarz Yixinga, który nachylał się nad nim z fascynacją.
- Dae, obudziłeś się! - zawołał nieco zbyt głośno jak na fakt, że Jongdae dopiero się rozbudził. - Wszystko w porządku? Jak się czujesz?
- Wszystko ok, musiałem się przespać - mruknął cicho i przetarł oczy. Może i nadrobił sen, ale dalej czuł zmęczenie. Po części wiedział, że tak będzie. - Nie mogłem spać w nocy.
Yixing kiwnął głową w zrozumieniu i odsunął się lekko, a Jongdae podniósł się powoli do siadu. Zdecydowanie drzemka mu nie pomogła, gdyż zakręciło mu się w głowie. Będzie musiał wytrzymać do wieczora.
- Jun-- Słyszałem, że byliście w centrum. Wróciliście już?
- Tak - Yixing uśmiechnął się. - Grill już czeka, a Jongin i Lu-ge szykują teraz mięso.
- Tak wcześnie? - Jongdae spytał zaskoczony. Junmyeon wspominał coś o wieczorze.
Yixing przekrzywił głowę i uśmiechnął się szerzej.
- Jest osiemnasta.
- Osiemnasta?!
Jongdae rozejrzał się po swoim pokoju z niedowierzaniem. Rzeczywiście zza rolet przebijało się słabe światło, a do uszu dotarło do niego głośne cykanie świerszczy. Czy naprawdę spał tak długo?
- Jesteś zaskoczony - Yixing stwierdził i przyjrzał mu się zaciekawiony.
- Po prostu nie wierzę, że spałem tyle czasu. Dawno mi się to nie zdarzyło.
- To dobry znak, prawda?
Jongdae spojrzał na Yixinga i jego uśmiech. To rzeczywiście był dobry znak. Kiwnął głową i zsunął się na krawędź łóżka, przecierając oczy po raz kolejny. Teraz zamiast niewyspania będzie go męczyło przespanie i nie wiedział w sumie, co było gorsze. Musiał przyznać jednak, że chyba naprawdę potrzebował tak długiego snu. Miał wrażenie, że wróciły do niego zalążki siły.
Yixing podniósł się z krzesła, na którym siedział obok łóżka Jongdae i zaczął się kierować w stronę drzwi.
- Eomma zmartwiła się, że się rozchorowałeś, więc pójdę jej powiedzieć, że wszystko dobrze.
- Wezmę szybki prysznic i pomogę wam z tym grillem, ok? -  Jongdae również wstał, rozciągając ciało w procesie. Yixing machnął ręką.
- Nie stresuj się, to grill dla ciebie.
- To nie zwalnia mnie z obowiązku pomocy choć w małym stopniu.
- I tak słyszałem, że już dzisiaj umyłeś łazienkę za Sehuna - Yixing zachichotał, na co Jongdae zarumienił się nieznacznie. - Nie jesteś pierwszą i jedyną osobą, która uległa jego perswazji. Ten chłopak ma talent.
- Zauważyłem - Jongdae odwzajemnił uśmiech, choć dalej czuł się nieco zażenowany.
- Będę pewnie w kuchni albo już na tyłach domu, nie śpiesz się - Yixing posłał mu ostatni radosny uśmiech, po czym wyszedł z jego pokoju, nucąc pod nosem znajomą melodię. Jongdae odsunął rolety na oknie, za którym przywitał go widok lekko pomarańczowego nieba. Wciągnął głęboko powietrze, które wypełniło jego nozdrza w przyjemny sposób i uśmiechnął się do siebie. Nigdy mu się to nie znudzi.
Po szybkim prysznicu zajrzał do kuchni, ale nikogo tam nie zastał, więc ruszył za dom, tak jak polecił mu Yixing. Było mu trochę smutno, że zmarnował praktycznie cały dzień. To był co prawda dopiero jego drugi dzień w tym miejscu, ale dręczyło go to. Na dodatek wszyscy robili coś konkretnego dla jego osoby, choć w zasadzie na to nie zasługiwał. Nie był nawet jeszcze z nimi tak blisko, a oni traktowali go już jak stałą część ich życia, dla której nie mają oporów przed poświęceniem. Jongdae naprawdę musiał wziąć się w garść.
Najpierw dotarł do niego zapach dymu i słaby żar ognia, a dopiero po chwili ujrzał przed oczami grupkę ludzi rozsypaną po ogrodzie. Gyeongja siedziała na leżaku tuż obok stolika z miskami i kroiła marchewkę małym nożykiem, a przy grillu stał Lu i Sehun, którzy dyskutowali zawzięcie o tym, czy szybciej zrobią się galbi czy samgyeopsal. Nie mógł nigdzie dostrzec Jongina, a Yixing siedział razem z Junmyeonem na ogromnej drewnianej huśtawce. Chińczyk zauważył go jako pierwszy.
- Oto i on! - zawołał z uśmiechem i odsunął się od Junmyeona, klepiąc miejsce na huśtawce między nimi. - Chodź do nas!
- Uhm - Jongdae podrapał się po karku nerwowo. Miał się wziąć w garść, ale nie musiał od razu rzucać się na głęboką wodę. Ignorując spojrzenie Junmyeona, machnął dłonią z lekkim uśmiechem i skierował się w stronę stolika, przy którym siedziała Gyeongja. - Najpierw trochę pomogę - odpowiedział i usiadł na krześle obok kobiety. Nie było to kłamstwo. Naprawdę chciał wpierw się na coś przydać.
- Jongdae-yah, jak dobrze cię widzieć - Gyeongja odezwała się, odrywając na chwilę wzrok od warzywa w swoich rękach. - Jak się czujesz?
- Wszystko ok - powiedział lekko zawstydzony. Dalej było mu ciężko spojrzeć jej w twarz po swoim wczorajszym ataku, ale wiedział, że musi to zrobić. - Przepraszam.
Kobieta przyjrzała mu się przez chwilę, po czym uśmiechnęła szeroko.
- Jongdae-yah, wszystko w porządku - jej głos był ciepły i serdeczny. - Masz, pokrój je w plasterki - wsadziła mu do rąk dwa ziemniaki i wróciła do swojej poprzedniej czynności. Czy to naprawdę było wszystko, co od niej usłyszy? Spodziewał się nieco więcej upomnienia. Może jakiejś porady albo przypomnienia, że może się wygadać o swoim problemie w każdej chwili. Był dość zaskoczony, ale w zasadzie odpowiadało mu to. Nie był jeszcze gotowy na ubieranie swoich uczuć w słowa, ale potrzebował świadomości, że nie jest za swoje zachowanie potępiany. Dzięki temu od razu poczuł się lepiej. Tak po prostu.
- Hyung, ty żyjesz! - usłyszał głos Jongina, gdy był w połowie krojenia pierwszego ziemniaka i odwrócił głowę w stronę chłopaka, który szedł w ich stronę. - Nie widziałem cię cały dzień i bałem się, że uciekłeś od nas bez pożegnania - Jongin stanął przed stolikiem i postawił na nim kosz z sałatą różnych rodzajów.
- Nie ma takiej opcji - Jongdae odparł z lekkim uśmiechem. To również nie było kłamstwo.
- Mam nadzieję. Nie chcemy drugiego Kr-- Uhm - Jongin urwał i zacisnął wargi. Jongdae zauważył spojrzenie Lu, które posłał w tej samej chwili chłopakowi i jego delikatne potrząśnięcie głową. Jongin momentalnie wyglądał na bardzo zmęczonego, ale po krótkiej chwili wrócił do swojej poprzedniej ekspresji. - Rozmawiałem z Soojung i jest bardzo zawiedziona, że robimy grilla bez niej.
- Nikt jej nie kazał wyjeżdżać - Sehun mruknął.
- Powiedziała, że w zamian mamy wszyscy popłynąć na Udo - Jongin dodał, po czym usiadł na ławce przy wielkim drewnianym stole.
- To ma załatwione - Gyeongja zaśmiała się. - Jongdae jeszcze nie jadł mandarynkowych lodów, więc i tak jest to w planach niedługo.
- Tylko lepiej niech ona nie wie, że to z tego powodu się tam wybierzemy - Yixing zawołał z huśtawki. Gyeongja westchnęła ciężko, a Jongdae po raz kolejny musiał wysilić się, by przyswoić informacje, które do niego docierały. Tak dużo jeszcze nie wiedział o tych ludziach, choć ich osobowości uderzały go z każdej strony.
- Samgyeopsal gotowy! - Lu powiedział triumfalnie i zwrócił twarz w stronę Sehuna. - Wygrałem młody.
- Tym razem ge - Sehun udawał niewzruszonego, ale widać było po nim, że był to dla niego cios. - Żeberka są też już prawie gotowe, więc nie masz nad czym się szczycić.
- Sehun, twoja frustracja przelewa się na mięso. Odsuń się, proszę - Yixing zachichotał, kiedy zeskakiwał z huśtawki. Podszedł do grilla i poklepał chłopaka po plecach z szerokim uśmiechem, a ów jedynie zmarszczył brwi i skrzyżował ręce na piersi. Wszyscy zaczęli się śmiać i rozmawiać między sobą radośnie, czemu Jongdae przyglądał się z pewnym utęsknieniem. Czuł, że nie pasuje do tego obrazka, ale zamierzał zrobić wszystko, by tak się stało. Pochłaniał tę atmosferę całym sobą i chciał móc mieć taką swobodę bycia między sobą jak reszta. Będzie się starał.
Jedzenie było wspaniałe. Gyeongja i Yixing na zmianę wrzucali mu kolejne porcje mięsa na talerz i Jongdae musiał bronić się zawzięcie i zapewniać, że zaraz wybuchnie z przejedzenia i nie da rady zjeść więcej. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz zjadł tak dużo i kiedy czerpał z samej czynności jedzenia tak niezwykłą przyjemność. Nie obchodziło go to, czy jutro nie skończy z głową w toalecie. Chciał cieszyć się jedzeniem. Gorące kawałki mięsa rozpalały jego gardło po moczeniu w ostrym sosie z gochujangu, ale uśmiechał się przez to bez zastanowienia i brał czynny udział w rozmowie ze swoimi sąsiadami przy stole, śmiejąc się i żartując bez udawania. Poznał nieco bardziej swoje “rodzeństwo” i cieszyło go to niezmiernie. Dawno nie miał szansy przeżycia czegokolwiek na formę wspólnego, rodzinnego posiłku i nie mógł powstrzymać tego, co ta chwila robiła z jego osobą. Osobliwe szczęście przebijało się przez ciemność jego serca i budowało powoli własne gniazdko w kącie. Jongdae był na to gotowy i miał nadzieję, że z czasem to uczucie zajmie więcej miejsca.
Próbował ignorować spojrzenie Junmyeona, które czuł na sobie przez cały ten czas. Kilka razy posłał mu nieznaczny uśmiech, ale unikał interakcji jak tylko mógł, zatapiając się w rozmowę z Jonginem u swojego prawego boku lub z Gyeongją u lewego. Ku jego zaskoczeniu jednak Junmyeon nie próbował nawiązać rozmowy i nie odzywał się za wiele podczas tego wieczoru. Wpatrywał się w niego jedynie i nad czymś zastanawiał. Jongdae znał ten wyraz twarzy doskonale.
- Czas na przedstawienie - Gyeongja zawołała niespodziewanie, przez co Jongdae aż podskoczył na krześle. - Kto nas dziś zaszczyci?
- Junmyeon hyung! - Sehun oznajmił radośnie, a Jongin i Yixing zaczęli skandować jego imię.
- Jakie przedstawienie? Co się dzieje? - Jongdae spytał Lu, który siedział naprzeciwko niego i kręcił głową z uśmiechem.
- Lubimy sobie pośpiewać, gdy robimy coś wspólnie - chłopak odpowiedział i położył dłoń na ramię Junmyeona siedzącego obok niego. - Czyń honory Jun.
- Ale refren śpiewamy wszyscy - Junmyeon westchnął lekko, po czym uśmiechnął się i wstał z krzesła. Rzucił okiem na Jongdae, westchnął po raz kolejny i zaczął śpiewać.
Jongdae nie spodziewał się piosenki, którą usłyszał. Czas momentalnie się dla niego zatrzymał, kiedy chłopak zaczął śpiewać spokojnie, swoim delikatnym głosem unosząc przepięknie melodię mimo braku jakiegokolwiek podkładu. Jongdae znał tę barwę głosu bardzo dobrze i potrafił rozpoznać wszystkie uczucia przelane w tę piosenkę przez Junmyeona. To była jedna jego z najukochańszych piosenek i niejeden raz śpiewał ją dla Jongdae podczas ich bezcelowych przechadzek po plaży Haeundae późnymi wieczorami. Jongdae nie mógł znieść tego, że tak dobrze o tym pamięta. To bolało.
Gdy nadszedł moment refrenu, wszyscy dołączyli do śpiewania niczym chór, unosząc tę piosenkę jeszcze wyżej i czyniąc ją jeszcze piękniejszą. Jongdae miał wyryty jej tekst na pamięć w swoim umyśle, ale opór wewnątrz powstrzymywał go przed śpiewaniem. Nie mógł tego zrobić - miał ściśnięte gardło, a usta zaczęły mu drżeć. Junmyeon wydobywał wszystko, co najlepsze z tej piosenki i Jongdae nie potrafił oszukać samego siebie. Nie potrafił ukryć przed sobą, jak bardzo to uwielbiał.
Junmyeon przerwał śpiewanie w połowie, po tym jak Jongin i Sehun odeszli od stołu i zaczęli odgrywać dramatyczną scenkę obok niego, która z czasem stawała się coraz bardziej absurdalna. Śmiech opuścił jego usta, a jego oczy zniknęły za zasłoną rzęs, gdy trząsł się rozbawiony obok równie rozhisteryzowanej dwójki chłopaków. Po chwili Gyeongja zaczęła klaskać, a Yixing głośno gwizdać na trójkę występujących, którzy wykonali pełny ukłon i z szerokimi uśmiechami wrócili na swoje miejsca.
- To było chyba najlepsze przedstawienie jak do tej pory - Lu powiedział i podniósł się z krzesła.
- Ja to jednak nigdy nie zapomnę jak Sehun i Jongin odstawili nam Run to you - Yixing zachichotał, a wymieniona dwójka wybuchła kolejną salwą śmiechu. Nawet Gyeongja nie mogła powstrzymać chichotu.
- Och, tak. To był występ wszechczasów - skomentowała.
- Eomma się dała nawet porwać do tańca! - Jongin zawołał, na co kobieta puściła jedynie oczko do Jongdae, który spojrzał na nią z niedowierzaniem w tej samej chwili.
- Żałuję, że tego nie widziałem - powiedział nieśmiało. Po raz kolejny był pod wrażeniem swobody z jaką wszyscy się obnosili.
- Jongdae, czy możesz mi pomóc z zaniesieniem niepotrzebnych naczyń do kuchni? - Lu zapytał niespodziewanie, patrząc na niego z kilkoma talerzami i tackami w rękach. Jongdae nawet nie zauważył, kiedy chłopak to zebrał.
- Oczywiście - pokiwał głową i podniósł się z miejsca, zbierając kilka rzeczy, które wydały mu się niepotrzebne na stole.
- Nie bierz za dużo, bo bardziej potrzebuję, żebyś otworzył mi drzwi - Lu dodał, po czym ruszył przed siebie, a Jongdae bez większego zastanowienia podążył za nim. Do samej kuchni szli w milczeniu i chłopak odezwał się dopiero, gdy odłożyli brudne rzeczy do zlewu. - Chciałbym ci zadać pytanie Jongdae.
Jongdae przyjrzał mu się uważnie. Lu miał delikatne rysy twarzy, przez co wyglądał na o wiele młodszego niż był, ale w jego głosie nie brakowało stanowczości.
- Słucham cię ge.
- Czy lubisz jak ludzie są smutni?
- Słucham? - Jongdae zamrugał oczami, zdezorientowany. Lu nie zmienił jednak wyrazu twarzy. - Oczywiście, że nie lubię, gdy ludzie są smutni. Co to za pytanie?
- Tak też sądziłem - Lu kiwnął głową i oparł się o szafkę kuchenną. - Nie lubisz też jak ludzie są smutni przez ciebie, prawda?
- Oczywiście, że nie.
Lu wciągnął ciężko oddech.
- Nie bądź na mnie zły za to, co powiem i jak to powiem - zaczął spokojnie, po czym wbił w Jongdae wzrok i westchnął ostatni raz. - Jongdae, jesteś tutaj z nami, bo tak jak my wszyscy chciałeś się zabić. Nie nazwiemy tego w inny sposób. I tak jak my masz swoje powody i dźwigasz na swoich barkach własną trudną historię i to rozumiem. Wszyscy rozumiemy - uśmiechnął się nieznacznie, ledwie unosząc kąciki ust. - Ale wiesz, kto nie jest tutaj z tego samego powodu, co my?
- Hm?
- Junmyeon hyung.
- Czyli nie chciał się zabić?
To pytanie chodziło za Jongdae, choć próbował je ignorować. Zastanawiał się, co taka osoba jak Junmyeon robiła w domu dla samobójców. Co musiało się stać, by człowiek jego pokroju skończył w tym stanie. Nie pomyślał nawet, że mogła być jakaś inna opcja.
- Nie. Eomma jest ciotką Junmyeona, który jest tutaj, by jej pomagać w prowadzeniu tego domu - Lu zawiesił głos na chwilę. - Ale nawet jeśli nie łączy nas z nim ta sama pustka w sercu to i tak jesteśmy rodziną. Junmyeon jest najwspanialszą osobą na świecie.
- Wiem - Jongdae wtrącił cicho. Doskonale o tym wiedział i nie potrzebował, by mu o tym przypominano.
- Choć z wierzchu tego nie widać, to wszyscy tutaj toczymy bardzo ciężką walkę z własnymi demonami. Niektórzy od bardzo dawna - Lu kontynuował tym samym tonem, co wcześniej, ale wydawał się spięty. - Gyeongja i to miejsce stało się naszym zbawieniem, dzięki czemu byliśmy w stanie przywitać cię w ten sposób, w jaki cię przywitaliśmy. Wszyscy bardzo się starali w dniu kiedy przyjechałeś. Chcieliśmy ci dać nadzieję, że będzie lepiej.
- Ja...Dziękuję.
- Nie dziękuj Dae - Lu uśmiechnął się w jego stronę. - Chodzi mi o to, że każdy tutaj ma naprawdę wspaniały progres w swojej walce o lepsze znoszenie rzeczywistości, ale nie można nas nazwać do końca ludźmi w pełni szczęśliwymi. Chyba rozumiesz - spojrzał na niego, a Jongdae jedynie kiwnął głową. - Widzisz, jestem już tutaj bardzo długo - chłopak odetchnął ciężko i wydał mu się teraz naprawdę zmęczony. To wszystko, co mówił, uderzało w niego stopniowo, ale intensywnie i Jongdae czuł, że wie do czego to zmierza. - I doświadczyłem Jongina, Sehuna i Soojung w ich najgorszym stanie. Oni naprawdę zrobili duży progres w bardzo krótkim czasie. - Lu uśmiechnął się, ale to był smutny uśmiech. - A wiesz, kto jest teraz według mnie najsmutniejszą tutaj osobą?
- Junmyeon - Jongdae odpowiedział bez zawahania i spuścił wzrok. Miał świadomość, że nie był jedyną stroną ich milczącego konfliktu, która cierpiała. Samolubnie negował tę myśl. Egoistycznie unikał zderzenia z przeszłością ich dwójki, w pełni świadomy, że tym samym rani Junmyeona.
- Przepraszam cię za moje kazanie - Lu podszedł do niego i ku największemu zaskoczeniu, objął go w uścisku i zaczął głaskać po plecach. - Wierzę, że masz swoje powody Jongdae i im nie przeczę, masz do nich całkowite prawo - wyszeptał w jego ramię, a ciepłe powietrze połaskotało go po skórze. - Ale czuję też, że jesteś dobrą osobą i oboje z Junmyeonem zasługujecie na coś lepszego. Cokolwiek to jest, co między wami zaszło.
- Nie przepraszaj ge, masz rację co do Junmyeona - Jongdae odwzajemnił uścisk, zdając sobie sprawę jak bardzo potrzebował fizycznego wsparcia tego rodzaju. - Nie jestem dobrą osobą, ale masz racje, że on na to nie zasługuje. Naprawię to. Spróbuję.
Lu odsunął się od niego i uśmiechnął się w jego stronę ponownie.
- Jesteś silny.
Jongdae parsknął.
- Dzięki ge. Chciałbym też w to wierzyć.
***

Mogłem łyknąć z tobą ten kwas. [4/?]

Jestem bardzo niekonsekwentna, ale who cares. Feel free to judge me. Słów - 2317. To mało, biorąc pod uwagę, że poprzedni rozdział miał ic...