niedziela, 6 września 2015

I uśmiechnij się do mnie, a zostanę na zawsze [1/2]

Cześć!
Prawda jest taka, że to, co właśnie zamieszczam jest chyba największym spontanem w całej mojej karierze fanfikopisarstwa (okej, nie, ale ciii) i nie obiecuję Wam tutaj niczego genialnego, ale miałam prawdziwy ubaw przy tworzeniu tego i liczę, że się spodoba tak czy inaczej~

Prezentuję Wam SuChen na małym feacie z ChanBaekiem i Taorisem (powiedzmy). To miała być fluffowa jednopartówka na kilka tysięcy słów....Miała. Druga część jest w 90% napisana, dlatego wstawię ją jak najszybciej się da^^

Słów: 4,286

W razie pytań - klik!

Endżoj! Będę wdzięczna za każdą opinię~

~*~

Pomocy! - Junmyeon wparował do małej kliniki weterynaryjnej, rozglądając się po pomieszczeniu gorączkowo i oddychając przy tym ciężko i głośno. W rękach trzymał średniej wielkości psa zawiniętego w biały koc. Koszulę i ręce miał we krwi - Potrzebuję pomocy. Pies potrzebuje pomocy.
- Tędy - młody mężczyzna przy recepcji podniósł się automatycznie z miejsca i skierował szybko w stronę gabinetu obok, otwierając szeroko drzwi dla Junmyeona - Tutaj - wskazał na stół i dał Junmyeonowi chwilę na położenie na nim psa. Junmyeon odłożył cierpiące zwierzę najdelikatniej jak potrafił i wziął kilka głębokich oddechów, patrząc na mężczyznę po drugiej stronie blatu.
- Pojawił się znikąd przed moim samochodem, wpadł pod koła, nie mogłem już wyhamować - Junmyeon był blady, bledszy niż zwykle i drżały mu wargi oraz dłonie -  Potrzebujemy lekarza - wydyszał ciężko, zaciskając pięści, gdy pies wydał z siebie bolesny odgłos - Jesteś lekarzem?
- Lekarz zaraz przyjdzie - mężczyzna z recepcji zaczął spokojnie, patrząc na niego zza przydługawej brązowej grzywki -  Nie jestem pewien…
- Nie jesteś pewien czego?! - Junmyeon sapnął głośno, twardym głosem - To szpital dla zwierząt i ratujecie zwierzęta. Uratujcie to zwierzę! Wa--
- Yixing, wyprowadź, proszę, tego pana na zewnątrz - nowy głos zza pleców sprawił, że Junmyeon przerwał i odwrócił się, by spojrzeć teraz na młodego mężczyznę w białym fartuchu, przeszywającego go wzrokiem bez litości.
- Oczywiście - mężczyzna, Yixing, kiwnął głową ze zrozumieniem i ruszył w kierunku drzwi, gestem ręki zapraszając Junmyeona do wyjścia. 
- Ja to zrobiłem - Junmyeon spojrzał lekarzowi w oczy, który obdarzył go jedynie chłodnym spojrzeniem, nim podszedł do stołu i sięgnął po zakrwawiony koc. Junmyeon spojrzał ostatni raz na psa i lekarza odwróconego do niego plecami, po czym pozwolił Yixingowi na wyprowadzenie się na korytarz.


Minęło trochę ponad godzinę, kiedy lekarz zjawił się w drzwiach, wycierając dłonie w ręcznik z lekkim uśmiechem. Junmyeon natychmiast podniósł się z plastikowego krzesła, na którym spędził ostatnie chwile i spojrzał na mężczyznę pełen nadziei. 
- Doszło do poważnego krwawienia wewnętrznego i przynajmniej dwie łapy są skręcone, ale z czasem i odpowiednią opieką wyjdzie z tego bez większych komplikacji.
Fala ulgi zalała Junmyeona, dzięki czemu odetchnął długo i głośno. Zawiesił na chwilę wzrok by przyjrzeć się lekarzowi, po czym uśmiechnął się nieznacznie.
- Dziękuję - powiedział szczerze, sięgając teraz po swoją kurtkę. Uśmiech lekarza zniknął od razu.
- Zamierza pan zabrać psa?
Junmyeon zatrzymał się w połowie i spojrzał na lekarza z uśmiechem, spodziewając się na jego twarzy tego samego. Przeliczył się i zadrżał nieznacznie, kiedy twarde spojrzenie mężczyzny spotkało jego własne. Zerknął w stronę Yixinga, który wrócił do siedzenia na recepcji, jednak w tej chwili nie był w ogóle zainteresowany tym, co się dzieje wokół. Junmyeon od razu spoważniał i przez dłuższą chwilę po prostu stał.
- Wziąłbym go…- po raz kolejny spojrzał nerwowo w stronę recepcji z nadzieją na pomoc, która nie nadchodziła - On nie jest mój.
- Jest niczyj - lekarz odparł krótko. Junmyeon przełknął ślinę. 
- Ja...spędzam dużo czasu poza domem i nie miałbym kiedy się nim zająć - Junmyeon przyznał z nadzieją, że nie zabrzmiało to jak głupia wymówka. Najprawdopodobniej brzmiało, gdyż lekarz uniósł jedynie brew. 
- Nie sądzi pan, że jest pan odpowiedzialny? - zrobił kilka kroków w stronę Junmyeona i przyjrzał mu się z lekko zmrużonymi powiekami. Junmyeon mimowolnie zauważył, że był od niego niewiele niższy.
- Myśli pan, że dlaczego go...tutaj...przyniosłem? - Junmyeon wybąkał, niepewny co chciał tym osiągnąć. Wiedział, że jest na przegranej, gdy lekarz uśmiechnął się szeroko i ironicznie.
- Yixing, zapakuj panu trofeum, gdy będzie już stąd wychodził - jego głos był pozornie spokojny, ale Junmyeonowi nie umknął jad po tym spokojem ukryty - Może gdyby pan naprawdę był takim wspaniałym facetem jak myśli, to może nie potrąciłby go pan za pierwszym razem?
Junmyeon przełknął ślinę po raz kolejny, a pojedyncza kropla potu spłynęła po jego skroni. Lekarz wpatrywał się teraz w niego - jego oczy były twarde, a brwi zmarszczone, jednak pełen ironii uśmiech nie zniknął ani na chwilę, przez co Junmyeon poczuł jak przechodzą go dreszcze.
- W porządku - powiedział w końcu - Wezmę go.
- Mój bohater - lekarz mruknął z pogardą, po czym bez słowa wrócił do gabinetu.



~*~

- Więc od teraz masz psa? - Minseok spytał ostatecznie, patrząc na Junmyeona i  żałosny wyraz jego twarzy, który przybrał po skończeniu swojej długiej opowieści o wczorajszym wieczorze.
- Na to wygląda - Junmyeon westchnął ciężko i upił łyka kawy ze swojego kubka termicznego - Dalej nie czuję się z tym komfortowo tak naprawdę.
Minseok uśmiechnął się współczująco i pokręcił głową nieznacznie, po czym odwrócił się w stronę boiska, by dokonać szybkiej kalkulacji w głowie. Jego wzrok zatrzymał się na chwilę na dwójce chłopców i jego uśmiech zamienił się w cienką linię.
- KIM JONGIN PRZESTAŃ GRZEBAĆ OH SEHUNA W PIASKOWNICY! - Minseok, jako wuefista, choć niewysoki i niepozorny, miał głos i siłę jakiej brakuje wielu w tych czasach. Namierzona dwójka od razu spojrzała w jego stronę, a na jego krzyk odpowiedział chłopięcy głosik Jongina z 2B:
- Proszę pana, Sehun chce być mumią, co mogę na to poradzić?
- A czy mumia-Sehun ma czyste ubrania na przebranie po tej wspaniałej, archeologicznej zabawie?
- Nie ma! - tym razem radosny głosik Sehuna odpowiedział, przez co Junmyeon mimowolnie parsknął i wyszeptał “Ale zaskoczenie” pod nosem. 
- Przepraszam, proszę pana, do kiedy jeszcze będziemy na boisku?
Junmyeon zbyt skupiony na obserwowaniu Minseoka, który teraz stał nad Jonginem i pilnował by ten odkopał Sehuna spod piasku, dopiero po chwili usłyszał dziecięcy, ale całkiem niski głos tuż obok siebie.
- Słucham? Przepraszam, nie słyszałem cię Kyungsoo - uśmiechnął się ciepło i pogłaskał chłopca delikatnie po ramieniu.
- Do kiedy będziemy jeszcze na boisku? - Kyungsoo z 3E powtórzył pytanie i Junmyeon zerknął na zegarek na swoim nadgarstku. Skoro była 13:43 to o 14 powinni wrócić. 
- Jeszcze około piętnastu minut - Junmyeon oznajmił z uśmiechem, przyglądając się chłopcu przez chwilę - Masz o 14 angielski, prawda?
Kyungsoo pokiwał głową, przez co jego długa grzywka zwichrzyła się lekko i Junmyeon poprawił ją, strzepując delikatnie czarne kosmyki. 
- Chcesz iść wcześniej pod salę, czy poczekasz aż wszyscy zrobimy zbiórkę? Odrobina powietrza pomoże ci skupić się później na zajęciach.
- W porządku - Kyungsoo kiwnął głową ponownie, skłonił się lekko i wrócił w stronę ławki, gdzie Junmyeon dostrzegł książkę, którą chłopiec od razu wziął do ręki. W tej samej chwili wrócił Minseok, kręcąc głową w niedowierzaniu. 
- Cztery godziny - wysapał ciężko, siadając naprzeciwko Junmyeona - Cztery godziny w tygodniu, a już czuję jak tracę wszelkie zalążki cierpliwości do tej dwójki.
Junmyeon zaśmiał się ciepło, widząc grymas przyjaciela.
- To przez daną im możliwość czasu na zabawę, a nie typowych zajęć sportowych. Okaż im trochę zrozumienia - Junmyeon spojrzał na Minseoka pewnym spojrzeniem, który teraz wpatrywał się w niego w niemałej konsternacji.
- Czasami zastanawiam się jakim cudem wytrzymujesz z nimi przez 90% swoich zajęć - burknął cicho i rozejrzał się za siebie, by sprawdzić czy Szatańscy Chłopcy nie wrócili do zabawy w Starożytny Egipt.
- To tylko dzieci - Junmyeon wzruszył ramionami, a Minseok uniósł brew, lecz nie kontynuował dalej.
- Dobrze Panie Mam-Dar-Do-Dzieci, wróćmy do twojego nowego problemu. Czy ty masz choć jakiekolwiek pojęcie jak się zajmować psem? 
- Żadnego - Junmyeon przyznał szczerze - W mojej rodzinie od dekad królami są koty. Ale to chyba nie może być takie trudne, prawda? To tylko pies. 
- To nie zmienia faktu, że nie masz tyle czasu by wychodzić z nim regularnie na spacery, a to jest, jakby nie patrzeć, podstawa - Minseok skwitował z lekkim kiwnięciem głowy -  Właśnie, gdzie on teraz jest? Ktoś się nim zajmuje? - spojrzał na Junmyeona z pytaniem w oczach, który tylko kiwnął głową - Kto?
- Chanyeol. 
- Och.
Junmyeon wypił łyk swojej dawno zimnej już kawy i westchnął głośno.
- Wiem.


~*~


Park Chanyeol kochał psy. Park Chanyeol naprawdę kochał psy, aczkolwiek swojego chłopaka kochał znacznie bardziej, dlatego pogodził się z faktem, iż tak długo jak chce żyć z miłością swojego życia, tak musi się pogodzić z brakiem psa w swoim zaciszu domowym. Byun Baekhyun miał wszystko, czego Chanyeol potrzebował i jeszcze, jeszcze więcej do tego. Niestety w zestawie przyszła również silna alergia na sierść, na którą nic nie mógł poradzić.


Dlatego kiedy jego dobry przyjaciel Junmyeon poprosił go o przysługę w postaci opieki nad jego nowym, niespodziewanym dość towarzyszem - Chanyeol nie posiadał się z radości. Nie wszystko było jednak tak dobre, jak Chanyeol tego oczekiwał. Pies Junmyeona był chory, o czym Chanyeol dowiedział się dopiero, gdy zawitał w jego mieszkaniu. To oznaczało zero biegania, zero energicznych zabaw i zero głośnego szczekania. Chanyeola zadaniem było dosłowne doglądanie by pies miał regularnie dostarczaną wodę do miski przy pysku i znoszenie go co kilka godzin za blok, by mógł załatwić swoje psie potrzeby. 
- Jesteś piękny, piesku, ale piekielnie nudny w tej chwili - Chanyeol mruknął pod nosem podczas leżenia na kanapie i wpatrywania się w psa, spoczywającego teraz na specjalnej poduszce przy ścianie. Przez jakiś czas zajął się sam sobą, pracując nad projektem nowej postaci, jednak po tysięcznej wariacji wymyślnej zbroi i broni, stwierdził, że ma dość i rzucił swój laptop na drugi koniec kanapy - Wiem, że to nie twoja wina, stała ci się krzywda, przez co musisz odpoczywać, wiem - wlał w swój niski głos tyle współczucia, ile potrafił i spojrzał na psa, który od kilku godzin nie ruszał się z miejsca - Wszystko w porządku z tobą, mały? Hej? - kiedy pies od dłuższego czasu nawet nie zwrócił spojrzenia w jego stronę, Chanyeol podniósł się z kanapy, żeby kucnąć przy zwierzaku. Pogłaskał go delikatnie po łbie i mimowolnie uśmiechnął się do siebie - Gdyby Baekhyun tak przez ciebie nie cierpiał...- westchnął ciężko, kontynuując głaskanie.
Drzwi od zamka przekręciły się, przez co Chanyeol odskoczył automatycznie i stanął w pozycji obronnej, patrząc srogo w kierunku wejścia. Junmyeon spojrzał na niego wielkimi oczami, po czym uśmiechnął się i zrelaksował, gdy Chanyeol również opuścił skierowane w jego stronę pięści.
- Okej Dolittle, nie zamierzam odebrać ci tego magicznego psa przemocą - Junmyeon podniósł ręce w geście obrony, wcielając się w rolę wroga Doktora Dolittle z prawdziwym wczuciem, po czym zachichotał. Chanyeol wyszczerzył zęby i parsknął  - Co z nim? - spojrzał na psa, rzucając teczkę na kanapę. 
- Wszystko w porządku. Przynajmniej tak mi się wydaje - Chanyeol wzruszył ramionami i zerknął na zwierzaka za sobą - Wygląda na dość...sparaliżowanego. Z początku na mnie patrzył i machał ogonem, ale ostatnie kilka godzin przeleżał bez ruchu. Gdybym nie widział, że oddycha to bym się nieźle zmartwił. Biedne maleństwo.
- Rozumiem - Junmyeon kiwnął głową - Dziękuję ci tak czy inaczej, już sam się tym zajmę.
- Co zrobisz? - Chanyeol spytał, łapiąc za swoją bluzę na wieszaku. 
- Zabiorę go do weterynarza,  a co mogę zrobić...


~*~


Junmyeon poprzysiągł sam sobie, że nigdy już nie zawita do tej kliniki weterynaryjnej. Powtarzał, że nie ma ochoty w ogóle patrzeć na wyrachowanego lekarza, który wrobił go w adopcję psa, którym nawet nie może się porządnie zająć, toteż nie wiedział do końca dlaczego znalazł się na parkingu przed tym małym, skromnym budynkiem z napisem “Weterynaria Chenxing”. Zrozumiał niestety, że nie ma już odwrotu, gdy ten mężczyzna z recepcji - Yixing - wyszedł na zewnątrz i niefortunnie dla Junmyeona - zauważył go. 
- No witam - Yixing uśmiechnął się nieco zaskoczony, kiedy Junmyeon wyszedł z samochodu i skierował się do tylnych drzwi by zabrać psa - Minęło trochę czasu. 
- Byłem tu wczoraj - Junmyeon zauważył dosadnie, nie patrząc nawet na mężczyznę, który zachichotał na jego uwagę. Złapał psa w wygodnym dla niego i dla siebie uścisku, po czym sięgnął stopą by przymknąć samochód. Yixing pomógł, na co Junmyeon tylko kiwnął lekko głową. Przechodząc przez drzwi, obejrzał się za siebie, by zobaczyć czy Yixing za nim podąża, ale mężczyzna stał teraz oparty o drzewo i rozmawiał z kimś bardzo głośno przez telefon. Po chińsku, więc Junmyeon nie zrozumiał ani słowa, choć to nie tak, że w ogóle interesowało go o czym mówi.
Z Yixingiem na zewnątrz i brakiem kogokolwiek w poczekalni, klinika wydała się Junmyeonowi naprawdę smutnym miejscem. Rozejrzał się szybko po błękitnych ścianach z plakatami przedstawiającymi zwierzęta różnego rodzaju i odetchnął z myślą, co teraz zrobić. Powinien poczekać aż Yixing zaprowadzi go do lekarza, czy może sam go zawołać? Gdyby nie coraz bardziej ciążący mu pies, skłoniłby się ku opcji pierwszej, lecz nim zdążył oddać się większej zadumie, Wyrachowany Lekarz wyszedł z gabinetu. Na krótką chwilę zatrzymał się w miejscu i zlustrował Junmyeona od góry do dołu, po czym jego wzrok skupił się na psie i mężczyzna prychnął
- Kolejny? - mruknął niby od niechcenia, choć od razu podszedł do Junmyeona i pchnął go nieznacznie w stronę swojego gabinetu. Junmyeon położył psa na znanym mu już stole i odsunął się by zrobić miejsce lekarzowi - W czym problem? - spytał, nie odrywając wzroku od zwierzęcia.
- W sumie to...nie wiem? - Junmyeon spojrzał na mężczyznę z bezradnością w oczach -  Było w porządku cały dzień, kiedy nagle przestał reagować na cokolwiek - Junmyeon spojrzał na leżące bezwładnie zwierzę i zagryzł wargę, gdy silne poczucie winy uderzyło w niego z impetem - To wszystko moja wina - wyszeptał żałośnie. 
- Owszem, ale nie ma powodu do płaczu - Wyrachowany Lekarz uśmiechnął się, nie odrywając wzroku od zwierzęcia nawet na chwilę. Junmyeon nie był człowiekiem łudzącym się, ale miał wrażenie, że uśmiech lekarza był szczery. 
- Wcal...ech - Junmyeon poddał się, nauczony już, że walka z tym mężczyzną nie ma sensu. Nie powiedział nic na jego uwagę i krzyżując ręce na piersi, zaczął przyglądać się jego pracy. Dzięki temu jak skupiony był podczas sprawdzania psa, Junmyeon mógł bezkarnie się mu przyglądać i zapisywać w umyśle nowe spostrzeżenia, uśmiechając się do siebie przy tym mimo woli. Wyrachowany Lekarz był niewysokim, szczupłym mężczyzną o burzy bordowych loków na głowie i nieziemsko zarysowanych kościach policzkowych. Junmyeon był przekonany, że mógłby z łatwością się o nie skaleczyć. Gdy lekarz przykładał głowicę stetoskopu do brzucha zwierzaka, jego kocie usta układały się w niewielki uśmiech, a oczy łagodniały automatycznie i Junmyeon przez krótką chwilę odczuwał ukłucie zazdrości względem psa. 
- Gapi się pan - lekarz odezwał się po dłuższej chwili, a jego głos był lekki i rozbawiony, kiedy odwrócił wzrok od psa by spojrzeć na Junmyeona - Nie żebym miał ku temu obiekcje, jest w co się wgapiać.
Junmyeon zakrztusił się śliną i natychmiastowo wbił wzrok w podłogę, czując jak ciepło oblewa jego twarz. Nie potrafił nawet temu zaprzeczyć, bo to była najszczersza prawda. Dopiero gardłowy śmiech sprawił, że podniósł głowę i Junmyeon zerknął na mężczyznę niepewnie.
- Jest pan naprawdę dziwnym człowiekiem - lekarz pokręcił głową, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech i och, to był naprawdę ładny uśmiech - Psu nic nie jest. To szok powypadkowy i wyczerpanie. Zaraz znajdę jakieś witaminy, pomogą - pogłaskał psa po głowie z miłością w oczach, po czym odwrócił się w stronę szafek za sobą i zaczął szukać między półkami. Junmyeon podziękował Niebiosom za tę chwilę, w której mógł spokojnie pozbyć się szkarłatu ze swojej twarzy i pogratulował sam sobie za mocną siłę umysłu. Uśmiechnął się, nieco głupkowato, gdy lekarz podszedł do niego z niewielką buteleczką w dłoni. 
- Wszystko jest napisane na etykiecie - wręczył Junmyeonowi butelkę, którą ów przyjął, starając się nie nawiązać kontaktu fizycznego z jego skórą - Może pan wpaść tutaj jeszcze za tydzień. Dla upewnienia - znowu ten uśmiech, przez co Junmyeon jedynie kiwnął głową bezmyślnie - Tak przy okazji, jestem Jongdae. 
- Junmyeon.


~*~


Od: Byun Baekhyun
4 wrz 17:28
MÓJ FACET PRZESIĄKNĄŁ PSEM I ZGADNIJ CZYJA TO WINA. 

- Ups - Junmyeon zachichotał cichutko, odkładając telefon na biurko. Wyprostował plecy, wyginając lekko kark na obie strony i westchnął głośno, gdy zdał sobie sprawę ile czasu już spędził na krześle. Jego kręgosłup błagał o litość, a głowa pulsowała mu niemiłosiernie, jednak prace domowe nie sprawdzą się same i Junmyeon wiedział o tym doskonale. Nachylił się nad kolejnym wypracowaniem podobnej treści, kiedy poczuł jak coś ociera się o jego nogę. Zerknął w dół i uśmiechnął się do swojego owłosionego towarzysza  - Co jest? - spytał, głaszcząc go energicznie po głowie - Co tak patrzysz, chcesz na zewnątrz? - Junmyeon zamyślił się na chwilę, próbując przypomnieć sobie, o której Chanyeol wspominał, że był z nim na spacerze - Rozumiem, że nie mam wyboru, tak? W porządku - kończąc swój dialogo-monolog Junmyeon podniósł się z miejsca, czując jak pośladki pulsują mu od nagłej zmiany pozycji - Mnie też się to przyda. No chodź.


Początek września był relatywnie ciepły, dlatego Junmyeon zarzucił na siebie pierwszą lepszą bluzę, zapiął psa i wyszedł z mieszkania, kierując się w stronę parku niedaleko. Tam przynajmniej pies mógł się wybiegać i wyszczekać do woli, a Junmyeon miał chwilę na zadumę.


Nie było to łatwe do przyznania przed samym sobą, ale Junmyeon nie mógł się doczekać kolejnej wizyty u weterynarza. Ten tydzień minął mu naprawdę szybko, kiedy w chwilach, w których nie zajmował się poprawianiem błędów ortograficznych, uciekał myślami do złośliwego uśmiechu i łagodnych oczu. Uderzała go wtedy także świadomość, że Jongdae zdawał się za Junmyeonem nie przepadać, ale tę część myśli o tym człowieku, Junmyeon odrzucał głęboko w zakamarki swojego umysłu. 
- Jun, czy to ty?
Junmyeon, wyrwany ze swojej zadumy, podniósł głowę i rozszerzył szeroko oczy na widok osoby, która właśnie uśmiechała się do niego uśmiechem pełnym dziąseł i zębów. 
- Yifan? - Junmyeon podniósł się z ławki, po czym po dłuższej chwili uścisnął niezręcznie wysokiego mężczyznę przed sobą - A niech mnie.
- Szmat czasu, co? - Yifan spytał ze śmiechem.
- Rok i cztery miesiące - Junmyeon odparł bez namysłu, gryząc się momentalnie w język za tak dokładną odpowiedź. Yifan nie musiał wysuwać totalnie błędnych wniosków, że Junmyeon być może jeszcze nie ruszył dalej. Wyglądało jednak na to, że Yifan nie zwrócił na to uwagi, gdy z tym samym uśmiechem ścisnął nieznacznie Junmyeona za ramię.
- Jak sobie radzisz?
Po tym jak mnie zostawiłeś, czy ogółem? Junmyeon prychnął w myślach, podczas gdy na zewnątrz uśmiechnął się równie szeroko, co drugi mężczyzna. 
- W porządku, tak sądzę. Nie zmieniło się wiele - wzruszył ramionami, starając się, by jego głos brzmiał dość nonszalancko -  Dużo pracuję i nie mam za wiele czasu, ale to lubię. Och i mam psa.
Yifan zaśmiał się głośno i pokręcił głową. 
- Jun i pies? A co to się stało? - jego głos był zabarwiony żartem, ale Junmyeon nie mógł oprzeć się wrażeniu jakoby Yifan wypominał mu przeszłość. Na krótką chwilę rozważył myśl, czy ich związek nie rozpadł się przez to, że Junmyeon nigdy nie chciał psa.
- Długa historia - odpowiedział krótko, rozglądając się w tym samym momencie za swoim psim towarzyszem, którego nie widział już od dawna. 
- Możesz mi ją opowiedzieć przy kawie - dłoń Yifana na ramieniu Junmyeona zacisnęła się nieco mocniej i Junmyeon spojrzał na niego prawdziwie zaskoczony, o mało nie nadwyrężając swoim nagłym ruchem karku. Wysoki mężczyzna zaśmiał się ciepło - Następny razem. Jeśli zechcesz oczywiście.
Junmyeon przełknął ślinę i zadrżał; sam nie wiedząc, czy w tej chwili czuje złość, czy zwykłe niedowierzanie. Przed oczami miał siebie sprzed prawie dwóch lat - czytającego list ze łzami w oczach i nieskończone rozmowy telefoniczne, podczas których odkrył całkiem spory zasób przekleństw i obelg. Po tym jak jednego wieczora Yifan wyszedł z jego mieszkania, całując go po raz ostatni jak nigdy nic, tylko po to by następnego dnia Junmyeon dowiedział się, że między nimi koniec ze świstka papieru, po tym jak przez pierwszy rok po rozstaniu Junmyeon próbował zrozumieć powody Yifana i rozpatrywał każdą możliwą sytuację, popadając w rozsypkę emocjonalną i paranoję, po tym jak do dziś jeszcze Junmyeon nie może patrzeć ze spokojem na zdjęcia z przeszłości - Yifan zaprasza go na kawę? By porozmawiać o psie?
Junmyeon wziął głęboki oddech, gotowy by zacząć swoje kazanie, gdy niespodziewanie do ciała Yifana przylgnął równie wysoki, czerwonowłosy mężczyzna o egzotycznej urodzie.
- Zitao, długo ci to zajęło - Yifan spojrzał na niego czułym wzrokiem, po czym objął go w talii ramieniem - To jest Junmyeon. Jun, poznaj Zitao.
- Witaj - Junmyeon skłonił się nieznacznie, a Zitao jedynie kiwnął głową.
- Cześć~ 
- Właśnie pytałem Juna czy nie zechciałby wyskoczyć ze mną na kawę - dłoń Yifana sunęła delikatnie wzdłuż boku Zitao, przez co Junmyeon poczuł lekkie ukłucie w klatce piersiowej - By porozmawiać o starych czasach i nadrobić braki.
Zitao, który przez cały ten czas wpatrywał się w Yifana, zwrócił oczy w stronę Junmyeona i po zmierzeniu go od stóp do głowy, uśmiechnął się. 
- Yifan nie wspominał za bardzo o tobie - oznajmił krótko i och, to zabolało - Ale nie mam ku temu żadnych obiekcji. Skarbie - zwrócił się do Yifana, przesuwając palcami po jego przedramieniu - Kiedy by to miało być? Może wtedy uciekłbym na trochę do Mimi - Zitao przylgnął wargami do policzka Yifana, na co ów zamruczał cicho.
- To zależy od Juna, babe - Yifan spojrzał teraz na Junmyeona - Jak pracujesz? Może piątek? Sobota?
Junmyeon uśmiechnął się nerwowo i poczuł zimny pot na plecach. Nie wiedział, czy chce tego spotkania. Nie wiedział, czy jest gotowy na to spotkanie. Nie był pewien, czy chce słuchać o wspaniałym życiu Yifana z Zitao Piękną Twarzą i niekoniecznie miał ochotę opowiadać o swoim życiu pełnym dzieci, błędów językowych i jeszcze raz dzieci. Liczył na cud, na najmniejszą pomoc z góry; coś, co pozwoliłoby mu się bezproblemowo wymigać. W chwili, gdy otworzył usta, by wydać z siebie kłamstwo, przy jego nogach pojawił się Pies i Junmyeon nie sądził, że tak bardzo ucieszy się na jego widok. Kucnął od razu, by pogłaskać go po łbie i pozwolił zwierzakowi na porządne obwąchanie się i wtarcie w siebie połowy swojej sierści. Zerknął na wpatrujących się w niego mężczyzn i nie zastanowił się nawet, co mówi, gdy kolejne słowa opuściły jego usta.
- W weekend akurat spędzam czas ze swoim chłopakiem.
Yifan spojrzał na niego zaskoczony, niemniej uśmiechał się dalej.
- Następnym razem więc - schował wolną rękę do kieszeni, nie odrywając jednak wzroku od Junmyeona - Jak ma na imię twój wybranek?
Junmyeon wiedział, że powinien ugryźć się w język.
- Jongdae.


~*~


Tym razem, ku zaskoczeniu Junmyeona, nie przywitał go lekko nieprzytomny uśmiech Yixinga, a obezwładniająca cisza i osobliwa pustka, otaczająca przestrzeń kliniki. Junmyeon rozejrzał się po pomieszczeniu i przez chwilę zastanowił się, czy aby nie pomylił dni i czy dzisiaj być może to miejsce nie powinno być zamknięte. To nie miało jednak sensu, biorąc pod uwagę fakt, że drzwi były otwarte, dlatego Junmyeon zajrzał odrobinę głębiej i po chwili usłyszał stłumione głosy, które dobiegały z gabinetu weterynarza. Uspokajając się odrobinę, Junmyeon usiadł na krześle w poczekalni i zaczął wpatrywać się w drzwi z lekko zmarszczonymi brwiami. Pies usadowił się tuż przed jego nogami i położył pysk na jego kolanie, przez co Junmyeon mimowolnie się uśmiechnął i pogłaskał go po grzbiecie.
- No co? No co? - spojrzał w psie oczy swojego towarzysza, a uśmiech na jego twarzy poszerzył się nieznacznie - Pokażesz panu weterynarzowi, że jesteś już zdrowy? Taak? Witaminy zdziałały cuda, no widzisz, no widzisz - Junmyeon nie kontrolował tego ile słodyczy i dziecinności wlewał w swój głos, ale nie przejmował się tym w ogóle, zbyt skupiony na swojej konwersacji z psem - Jesteś dobrym pieskiem, dobrym pieskiem - poczochrał psa energicznie, na co zwierzę wydało z siebie zadowolone mruknięcie - Myślisz, że pan weterynarz będzie szczęśliwy, że jesteś już w pełni zdrowia? Myślisz, że doktor Jongdae się ucieszy?
- Myślę, że doktor Jongdae bardzo się cieszy.
Junmyeon podskoczył na krześle, gdy tylko głos Jongdae dotarł do jego uszu. Spojrzał na weterynarza szeroko otwartymi oczami i wziął głęboki oddech, a serce biło mu o wiele szybciej niż powinno. Jongdae się uśmiechał, oparty o framugę ze skrzyżowanymi rękami i spojrzeniem, które wciskało Junmyeona w plastik pod sobą. Nawet nie chciał wiedzieć jak dużo musiał usłyszeć. Na samą myśl zrobiło mu się gorąco i odruchowo spuścił wzrok, wpatrując się teraz w psa.
- Widzę, że wspaniale się odnalazłeś z psem, panie Junmyeon - Jongdae zagadał wesoło, podchodząc do Junmyeona wolnym krokiem. Złapał za smycz, która bezwładnie leżała na krześle obok jego ud, po czym uśmiechnął się w jego stronę - Mógłbym uwierzyć na słowo, że z psem w porządku, ale pofatygowałeś się już, by tu przyjść, dlatego skontroluję to jeszcze swoim okiem, dobra? 
- W...porządku - Junmyeon wybąkał cicho, tym razem nie ruszając się z miejsca i pozwalając weterynarzowi, by zrobił swoje w samotności. Gdy Jongdae zniknął za drzwiami, Junmyeon złapał się za głowę i wydał z siebie ciężkie westchnięcie, a głośne Jestemidiotąjestemidiotąjestemidiotąjestemidiotą wrzeszczało w jego głowie. Jongdae pojawił się w zasięgu wzroku Junmyeona kilkanaście minut później. 
- Tak, mój pacjent całkowicie już wyzdrowiał - jego głos był lekki i radosny - Dobra robota.
- Ja...nic nie zrobiłem. Dostał witaminy, nic nie zrobiłem - Junmyeon podrapał się po karku i podniósł z krzesła, by przejąć smycz od lekarza - Dziękuję doktorze - uśmiechnął się lekko, omijając wzrok mężczyzny dla własnego dobra.
- Skromnością nic nie osiągniesz~ - Jongdae zanucił wesoło, przez co Junmyeon spojrzał na niego, nie do końca pewien, co miał na myśli.
- Słucham?
- Wszystko w porządku, dobrze się spisałeś, panie Junmyeon - Jongdae po raz kolejny uśmiechnął się tym uśmiechem i Junmyeon zacisnął mocno palce na smyczy, ponieważ JONGDAE JEST UROCZY, A JEGO USTA ROBIĄ TO COŚ.
- Um...Yixing wyjechał? - Junmyeon zagadał bezmyślnie, szukając jakiegokolwiek powodu, by nie musieć patrzeć na twarz weterynarza.
- Ach, tak. Potrzebował kilka dni dla siebie, a ja jestem na tyle miły, że mu na nie pozwoliłem - Jongdae zaśmiał się krótko i Junmyeon pomyślał, że nie miałby nic przeciwko, gdyby mógł słuchać tego śmiechu o wiele częściej - A co? Stęskniłeś się za moim Yixingiem? - Jongdae spojrzał na Junmyeona zza swoich rozwichrzonych bordowych loków. Junmyeon nie potrafił odczytać wyrazu jego twarzy.
- Ja? Nie, ja.. - Junmyeon zaczął szybko, a jego głos był głośniejszy, niż było to konieczne - To tylko ciekawość, chciałem zagadać, spy…- urwał, nie wiedząc co właściwie chciał tym osiągnąć - Jestem w tym beznadziejny, prawda? - westchnął ciężko. 
- Totalnie - Jongdae przyznał z kiwnięciem głowy i niezmiennym uśmiechem - Bez obaw. Zajmiemy się tym.


Junmyeon nie zrozumiał tego do końca.

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Nauczę się widzieć [2/2]

....Cześć?

Jest połowa 2015-ego roku, a ostatni update był w 2013, jednakże...w moim życiu jak i życiu chłopaków z EXO wydarzyło się sporo tragicznych, ale i wspaniałych rzeczy i w pewnym stopniu oba te czynniki miały wpływ na mój (niekoniecznie) maleńki zastój.
Bo miałam zastój. To było dla mnie straszne, biorąc pod uwagę to, że pisanie to jedyny talent jaki w sobie dostrzegam i przez ten długi czas, kiedy nic się tu nie pojawiało walczyłam z tym naprawdę, jednak wychodziły mi same słowne kaki i trzeba je było kasować, bo nie miały sensu i to jest prawdziwie nieprzyjemne uczucie fizyczne i psychiczne, kiedy masz wenę, czas i ochotę, ale najzwyczajniej jesteś zablokowana i kiedy to w końcu mija to...W pewnym sensie osiągasz swego rodzaju katharsis. To nie jest uczucie, które można opisać tak łatwo, hahaha! To coś, co chyba tylko drugi pisarz (artysta, in general) zrozumie, dlatego jestem dumna z siebie, że udało mi się to pokonać.

Niemniej - oto jestem! Powróciłam! I to z takim powerem w sobie, że jak się w końcu zabrałam do ukończenia tej historii to zasadniczo zrobiłam to w kilka dni (z przerwami na normalne funkcjonowanie!). Mam nadzieję, że są jeszcze osoby zainteresowane tym, co wymyśliłam i jeśli weźmiecie się za przeczytanie tego, to tak od siebie polecam przypomnienie sobie poprzednich części. A osoby nowe witam serdecznie i liczę, że nie zawiodę Waszych oczekiwań. W czasie pisania zdarzało mi się przesłuchać Keatona Hensona, a głównie tego cudu, jeśli ktoś jest zainteresowany.

Pozostaje mi życzyć przyjemnej lektury, będę wdzięczna za każde słowo dotyczące tego tekstu, gdyż zaczęłam pracować odrobinkę innym stylem pisania i chciałabym wiedzieć jak to się sprawdza. I z góry dziękuję każdej osobnej duszyczce za czytanie! Kocham każdego z osobna!

Po dwóch podobnych zdaniach w kursywie zaczyna się smut, dlatego jeśli ktoś nie ma ochoty czytać o akcie seksualnym to proszę przeczytać ową kursywę, a potem odnaleźć dalej kolejne dwa zdania w kursywie, które ów smut kończą i spokojnie czytać dalej. Pomiędzy nie traci się nic, co by miało większy wpływ na historię.

Słów: 5,766.

Prolog. Pierwszy rozdział.


W razie pytań - klik!

Enjoy!


~*~

Ból doświadcza nas pod różnymi postaciami. Jest niespodziewany i pragnie być odczuwany, przypominając o sobie w każdym, najmniejszym aspekcie naszego życia. Momentami przytłacza tak potężnie, że ciężko jest się mu przeciwstawić.
Jedną z najgorszych jego postaci jest ból, którego nie widać, ale istnieje. Ten, którego nie możesz przesunąć, nie możesz zabrać nawet na chwilę. Z którym mierzysz się każdego dnia, choć jest on tak skrzętnie ukrywany.

Kyungsoo nie pamiętał kiedy ostatni raz czuł tak silną frustrację; to piekielne pieczenie bezsilności, która uderzała w niego każdego dnia. Nie pamiętał kiedy tak bardzo chciał coś powiedzieć, w ostatniej chwili się powstrzymując; kiedy zaciskał pięści w milczeniu, obserwując niewerbalnie okazane ślady cierpienia w lustrzanym odbiciu.

~*~

- O czym tak rozmyślasz?
Kyungsoo wzdrygnął się nieznacznie na nagły dźwięk głosu Jongina i spojrzał zaskoczony na chłopaka siedzącego przy stole, wpatrującego się w niego swoimi pustymi oczami. Kyungsoo mógłby przysiąść, że przeszywa go wzrokiem.
- Skąd wiesz, że rozmyślam?
- Patrzę na ciebie - w głosie Jongina dało się usłyszeć nutkę śmiechu. Kyungsoo lekko zadrżał.
- Przecież nie--
- Nie widzę - Jongin dokończył za niego, a śmiech w jego głosie wciąż był obecny - W zasadzie nie widzę "widzę", ale cię widzę. Przecież wiesz.
Kyungsoo zagryzł dolną wargę i przymknął oczy. Odetchnął ciężko.
- Przepraszam.
Niewidomy chłopak zaśmiał się ciepło.
- Nie przepraszaj. Od dziesięciu minut stoisz w bezruchu, a woda z kranu płynie bez przerwy - Jongin wzruszył ramionami z uśmiechem - To nie było takie trudne do wywnioskowania, nawet dla takiego ślepca jak ja - kolejny krótki śmiech. Dopiero w tej chwili Kyungsoo zorientował się, że kran rzeczywiście był odkręcony, a spieniony talerz w jego dłoni powoli zaczynał mu ciążyć. W ogóle nie zauważył, kiedy tak odpłynął myślami.
- Jesteś stanowczo zbyt spostrzegawczy jak na niewidomą osobę - mruknął, ignorując ostatecznie pierwsze pytanie, które wyrwało go z zadumy i odwrócił się by dokończyć mycie naczyń - Przepraszam - dodał po chwili, czując, że to, co powiedział mogło zabrzmieć nieodpowiednio.
- Nie przepraszaj - głos Jongina był teraz nieco głośniejszy i Kyungsoo bez patrzenia na chłopaka, wiedział, że w tym momencie marszczy brwi i wpatruje się w niego intensywnym wzrokiem.  Często mu się to zdarzało.

Kolejna fala ciszy zalała kuchnię, przerywana jedynie odgłosami bieżącej wody i co rusz uderzających o siebie na suszarce naczyń. Jongin siedzący przy stole przesuwał palcami po jego blacie, uśmiechając się pod nosem za każdym razem, gdy delikatna powierzchnia opuszka przecierała kolejny wyniszczony obszar taniego mebla.
Kyungsoo parsknął nieoczekiwanie.
- Co? Co? - Jongin uniósł się nieco na krześle, kierując teraz lekko wzrok na lewo od Kyungsoo, który wciąż stojąc przy zlewie, kręcił właśnie głową - Co się stało? Co jest? - Jonginowi odpowiedziało jedynie rozbryzgiwanie wody - Kyungsoo?
- Tak, tak,  wszystko w porządku. Przepraszam - chłopak zakręcił kran i wcisnął ostatni kubek w zapełnioną już suszarkę, po czym odwrócił się, wytarł ręce i oparł się o szafkę, patrząc na Jongina i wciąż lekko kręcąc głową.
- Nie przepraszaj - Jongin przesunął nieznacznie szyją, przez co znów patrzył wprost na Kyungsoo - Coś się stało? Czemu się śmiejesz?
- Po prostu patrzę na ciebie - Kyungsoo odezwał się dopiero po chwili - Ale to TY mnie widzisz.
- Tak? - Jongin spytał, oczekując kontynuacji myśli Kyungsoo, która jednak nie nadeszła.
Starszy chłopak jedynie znów parsknął.
- Kyungsoo? - Jongin ścisnął dłonią krawędź stołu i podniósł się z miejsca, bez problemu podchodząc do chłopaka i stając tuż przed nim. Na krótki moment zatrzymał się i patrzył na Kyungsoo pustymi oczami, by po chwili sięgnąć dłonią ku twarzy chłopaka. W kilka sekund odnalazł jego policzek i pogłaskał go po nim delikatnie - Tak, widzę cię - jego głos był spokojny, a palce ciepłe. Kyungsoo wtulił się nieznacznie w jego dłoń i odetchnął głośno.
- Czy to nie absurdalne? - spytał po chwili.
- Czy mój absurd cię przerasta? - Jongin odpowiedział pytaniem na pytanie i uśmiechnął się po raz kolejny, przez co Kyungsoo zagryzł wargi. Patrzył teraz na jego twarz; ciemna skóra wraz z zaróżowionymi, ale wciąż ciemnymi, pełnymi wargami zgrywała się wspaniale z brązowymi, acz blado przygaszonymi i pustymi oczami chłopaka. Jongin był piękny, Kyungsoo nie potrafił pomyśleć o innym określeniu. „Piękny” było idealne.
Sięgnął nieco mokrą jeszcze dłonią i przesunął palcami po całej długości jego twarzy, uśmiechając się mimowolnie.
- Chciałbym móc patrzeć na ciebie do końca życia - wyszeptał słabym głosem i zamrugał kilkakrotnie oczami, by pozbyć się niepożądanych napływających do oczu łez, wciąż wbijając wzrok w twarz chłopaka - Chciałbym wytatuować sobie twój obraz w głębi swojego umysłu.
- Kyungsoo, ale-
- Nie przeszkadza mi twój absurd - Kyungsoo przerwał mu i pogłaskał jego twarz po raz kolejny, uśmiechając się, gdy Jongin zmrużył delikatnie oczy pod jego dotykiem - Zasadniczo chyba się od niego uzależniłem.

Jongin otworzył oczy i Kyungsoo poczuł jak na niego patrzy.

~*~

Minęła Jesień i Kyungsoo zdążył już przywyknąć do tego, jak wyglądało jego życie. Zaakceptował swoje rzeczy przejawiające się co rusz w różnych częściach mieszkania Jongina i pogodził się z myślą, że teraz w pełni należą do tego miejsca.

Zamykając drzwi od swojego obecnie starego, pustego pokoju, ściskał mocno rączkę walizki, do której upchał swój dobytek. Nie miał tego dużo, nigdy nie potrzebował za wiele, zawsze chciał zostawić po sobie jak najmniejszą ilość rzeczy. Pozwolił zapłakanej matce ucałować się w oba policzki i wyszedł ze swojego rodzinnego domu z oczami zwróconymi przed siebie, szczerząc się nieustannie przez całą drogę do mieszkania Jongina.

Kyungsoo uśmiechnął się do tego wspomnienia i spojrzał na śpiącą masę ciepła przyklejoną do swojego ciała. Ciemna grzywka zakrywała przymknięte powieki chłopaka, a jego usta rozchylały się lekko podczas spokojnego oddychania. Bez większego namysłu, Kyungsoo strzepał delikatnie niesforne kosmyki z jego twarzy i schylił się nieznacznie by ucałować jego czoło.
- Mmm – Jongin zamruczał nieprzytomnie, otwierając powoli zaspane oczy. Pojedyncze łzy wypłynęły z ich kącików w momencie, w którym chłopak ziewnął długo i głośno i Kyungsoo starł je łagodnie opuszkami palców.
- Nie chciałem cię obudzić, wybacz.
- W porządku, nie mogę cię przecież przygniatać w nieskończoność – Jongin zaśmiał się ciepło i nisko, niemniej jednak nie zmienił swojej pozycji. Po krótkiej chwili objął talię starszego chłopaka mocniej i wcisnął swoją twarz w jego ramię. Kyungsoo zachichotał.
- Nie mam nic przeciwko – odparł po kilku minutach milczenia. Przez jakiś czas siedzieli tak w bezruchu, wsłuchując się w swoje zrównoważone oddechy, a ich ciała były nagrzane sobą nawzajem. Kyungsoo wpatrywał się w widok za oknem na przeciwległej ścianie, który od dłuższego czasu go zadziwiał i dopiero teraz dotarło do niego, co było w nim tak zaskakującego – Jongin. Jongin, pada śnieg!– oznajmił z uśmiechem, nie potrafiąc ukryć ekscytacji w głosie. Niewidomy chłopak jednakże wtulił się w niego bardziej, mrucząc cicho i nie podzielając tego entuzjazmu.
- Śnieg oznacza zimno – wymamrotał w jego ramię i Kyungsoo poczuł nieznaczne napięcie na ciele chłopaka.
- Nie lubisz zimy?
- Niekoniecznie – głos Jongina był z każdą krótką wypowiedzią coraz bardziej ponury, przez co Kyungsoo odsunął się od niego odrobinę i przyjrzał mu się uważniej. Chwilę mu zajęło nim zdał sobie sprawę, że sam uwielbia zimę za jej niezaprzeczalny urok, gdy zasypane białym puchem ulice migoczą od rozświetlających je lamp, w czasie kiedy jest jeszcze wcześnie, ale już ciemno. Za to, że oświetlone wnętrza kamienic, sklepów i kawiarenek odbijają się na chodnikach, tworząc w ten sposób czasem nawet i magiczne iluminacje. Za to, że stopniowo zawieszane są kolorowe światła i dekoracje na znak zbliżających się świąt, upiększając tym otulone zimą miasto jeszcze bardziej. Jongin nigdy nie doświadczył czaru prawdziwej zimy i choć potrafił zastąpić ogromną ilość wyobrażeń wzrokowych na swoje własne, niesamowite postrzeganie – to mogło się okazać dla niego czymś nieosiągalnym. Śnieg oznaczał po prostu zimno – Kyungsoo, odpływasz znowu.
- Hę? - Kyungsoo wyrwał się ze swoich rozmyślań i spojrzał na chłopaka, który teraz, o dziwo, patrzył w jego kierunku z uśmiechem.
- Znów byłeś gdzieś indziej niż obok mnie. Robisz to dość regularnie.
Dopiero po chwili te słowa dotarły do Kyungsoo.
- Nie, jestem, jestem. Przepraszam – wybąkał krótko. Jongin uniósł brew.
- I wcale nie myślałeś intensywnie o tym, jakie biedne ze mnie stworzenie, że nie jestem w stanie docenić wspaniałości zimy, jak mniemam – głos, jak i uśmiech, Jongina były nader złośliwe.
- Oczywiście – Kyungsoo skłamał, choć wiedział, że nie było w tym najmniejszego sensu, dlatego po chwili zaśmiał się krótko i pokręcił głową – Czasami rozważam możliwość, że masz jakieś nadprzyrodzone zdolności, wiesz?
- A kto powiedział, że nie mam? - Jongin odpowiedział śmiechem i Kyungsoo pomyślał o tym jak bardzo chciałby go w tej chwili pocałować.

Nie zajęło to zbyt długo, gdy chwilę potem ich wargi poruszały się mozolnie w słodkim, ciepłym pocałunku.

~*~

Kiedy Jongin zaproponował by we dwójkę wyszli gdzieś na miasto wieczorem, prawdziwa zima dawno zawitała już w całej swej okazałości i Seoul był całkiem zasypany śniegiem. Druga połowa grudnia oznaczała tłumy rodziców gorączkowo szukających odpowiednich prezentów dla swoich dzieci, grupki przyjaciół na rozstawionym w centrum lodowisku i mnóstwo ukochanych spędzających ze sobą spokojne chwile w przytulnościach kawiarni, jakkolwiek nie mieli problemu z odnalezieniem miejsca na swoją własną przyjemną chwilę.

Kyungsoo tak naprawdę nie spodziewał się, że znajdzie się w "ich" kawiarni po raz kolejny, nie w tak krótkim czasie przynajmniej. Jongin nalegał jednak, że to on wraz z Moggu będzie prowadził i poprzez zasłonięcie Kyungsoo oczu przepaską, chciał mu pokazać, czym dla niego właśnie jest zima.

Kyungsoo zadaniem było jedynie by starał się zbyt intensywnie nie myśleć i by powstrzymał wyobraźnię.

Nigdy w swoim życiu Kyungsoo by się spodziewał po sobie takiej rozbieżności uwagi w chwili, gdy kroczył wolno chodnikiem i odbierał kilkadziesiąt bodźców działających na jego zmysły jednocześnie. Trzymał się kurczowo Jongina za przedramię i zdarzało mu się ściskać je trochę zbyt mocno, kiedy dochodziły do niego intensywne, smaczne zapachy z czekoladziarni i restauracji, obok których przechodzili oraz gdy docierały do niego dźwięki tak różne i tak wyraźne, że o połowie Kyungsoo nie miał pojęcia, że można usłyszeć na ulicy. Przeżywał to wszystko z nieopisaną ekscytacją, dziecięcą wręcz radością i miał wrażenie jakoby cały otaczający ich świat wlewał się w niego każdą możliwą drogą. Uśmiechał się w tym czasie jak obłąkany, w przerwach gdy nie szczękał akurat zębami z zimna.

Było zimno. Kyungsoo nie miał pojęcia jak to możliwe, ale miał wrażenie, że zimno przenika w jego ciało, ignorując całkowicie kilka warstw jego zimowych, rzekomo ogrzewających ubrań. Po kilkunastu minutach poza domem jego kości zaczęły drętwieć boleśnie, a skóra szczypać w taki sposób, że miał wrażenie, iż zaraz popęka. Nie wiedział jak to działało, że poprzez uśpienie wzroku, reszta zmysłów podwaja, a nawet potraja swoje funkcjonowanie, ale powoli rozumiał dlaczego zima nie jest najulubieńszym czasem w roku dla Jongina.

Gdy przemarznięcie w kilka sekund zostało zalane silną falą ciepła w momencie, w którym znaleźli się wewnątrz kawiarni - Kyungsoo zląkł się, że zaraz zemdleje; tak zaskakująco obezwładniające było to uczucie. Jongin po krótkiej walce z guzełkiem zdjął przepaskę z jego oczu, na chwilę oślepiając tym Kyungsoo naprawdę, kiedy oczy przyzwyczajone już do ciemności nagle zostały porażone jasnością.

Przez króciutką, króciusieńką chwilę Kyungsoo zatęsknił za tą czernią przed oczami. 

Usiedli przy małym stoliku, wciśniętym w kąt między ścianą a oknem. Lekko ostry smak gorącej czekolady z chili rozgrzewał przyjemnie wnętrze ust Kyungsoo, przez co nie potrafił opanować uśmiechu, kiedy w tym samym czasie spoglądał na Jongina, popijającego spokojnie swoją własną czekoladę z jabłkiem i cynamonem.
- Wszystko w porządku? - spytał cicho, kiedy młodszy chłopak milczał odrobinę za długo. Jongin od razu zwrócił głowę w jego stronę, pudłując spojrzeniem minimalnie.
- Tak, dlaczego? - odpowiedział z małym uśmiechem, biorąc kolejny łyk swojego ciepłego napoju.
- Odpłynąłeś na moment. Zwykle to moja działka - Kyungsoo zachichotał krótko, choć w głębi serca odrobinę się zaniepokoił.
- Nie myl pojęć Kyungsoo. Ja odpłynąłem, tobie zdarza się zniknąć całkowicie - głos Jongina był lekki i usłyszeć w nim można było mieszankę śmiechu i złośliwości, jednak Kyungsoo uderzyło uczucie winy - Oczywiście, o nic cię nie oskarżam, po prostu stwierdzam fakt - Jongin dokończył ze śmiechem i po raz kolejny ukrył część twarzy w sporym kubku.
- Jesteś niemożliwy - Kyungsoo pokręcił głową, ale postanowił nie drążyć tego tematu - Smakuje ci twoja czekolada? Moja jest przepyszna. Chyba nigdy nie piłem tak dobrej.
- Dłuższy czy krótszy opis moich doznań? - Jongin spytał radosnym tonem, a Kyungsoo udał, że się namyśla.
- Tak jak kocham twoje poetyckie wywody, tak krótszą wersję poproszę.
- Moje kubki smakowe doznają wielokrotnego orgazmu z każdym łykiem tego cudownego nektaru - Jongin wyszczerzył się, a Kyungsoo parsknął głośno, kręcąc głową w niedowierzaniu. Wpatrywał się chwilę w niewidomego chłopaka, zdając sobie sprawę jak dawno nie bolały go policzki od uśmiechu zanim Jongin nie pojawił się w jego życiu. Siedzieli tak przez jakiś czas w przyjaznej ciszy, delektując się swoimi czekoladami. Po dłuższym zastanowieniu, słowa Jongina przestawały być absurdalne w głowie Kyungsoo, a zaczynały nabierać sensu, gdy przypomniał sobie pierwszą reakcję Jongina na, zrobiony przez Kyungsoo, rzekomo "najpyszniejszy omlet jaki kiedykolwiek w życiu jadł". Na wspomnienie odgłosu jaki wydał z siebie wtedy chłopak, podziękował w głębi duszy za to, że Jongin nie może teraz zobaczyć jego zarumienionej twarzy.

- Kyungsoo, proszę, nie uciekaj mi - dopiero po chwili niski, głęboki głos wyrwał go z zadumy i Kyungsoo uśmiechnął się przepraszająco w stronę Jongina, nie zastanawiając się nawet co robi.
- Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie tutaj? - spytał cicho, obserwując twarz młodszego chłopaka. Jongin uśmiechnął się szeroko i podparł brodę na otwartych dłoniach, łokciami przywierając do blatu stołu.
- Mówisz o dniu, w którym zakradłeś się do mojego stolika z nadzieją, że niewidomy cię nie dostrzeże? - jego głos był lekki, a uśmiech na twarzy powodował, iż oczy automatycznie miał nieznacznie zmrużone. Kyungsoo poczuł jak kolejna fala szkarłatu oblewa jego policzki.
- Tak, właśnie ten dzień - przytaknął bezmyślnie głową i westchnął głośno - Wtedy, tego dnia podszedłem do ciebie zasadniczo dlatego, że mnie zaintrygowałeś. To znaczy, zaintrygowało mnie to...to jak wyglądałeś.
- A wyglądałem...? - Jongin wyprostował się nieco i choć jego oczy były puste, Kyungsoo wyczuwał w nich szczerą ciekawość. Uśmiechnął się z klującym bólem w sercu, że Jongin w tej chwili akurat nie może tego zobaczyć.
-  Szczęśliwie.
Jongin wziął głęboki oddech, a Kyungsoo sięgnął ręką by pogłaskać go po przedramieniu, wpatrując się w jeden punkt na jego ciemnej skórze.
- Wyglądałeś na osobę szczęśliwą i ja...Chciałem zrozumieć dlaczego jesteś szczęśliwy. Bo ty...ty nie widzisz, a wtedy tak sobie siedziałeś przy tym stoliku, kreśląc kółka na krawędzi swojej filiżanki i uśmiechałeś się do siebie pod nosem i miałeś Monggu u swoich stóp i czasami ją głaskałeś i w twoich ruchach było tyle gracji i...i mimo tej ciemności jaką masz przed oczami wydawałeś z siebie taki niepojęty blask i ja..Nie wiem, pomyślałem, że chciałbym cię poznać. Bo wyglądałeś tak szczęśliwie i chciałem wiedzieć dlaczego i teraz pokazałeś mi w jakimś tam stopniu jak wygląda twoje doświadczanie świata i dałeś mi ten nadmiar dźwięków i zapachów i nawet przed chwilą sam zamykałem oczy i próbowałem wyłączyć zmysł wzroku, by poczuć smak tak samo jak ty, by doświadczyć tych uczuć i...I nawet mimo tego zimna, które przyznam dla mnie jest wręcz zabójcze...I nawet mimo tego zimna twoje odbieranie rzeczywistości jest dla mnie tak niezrozumiałe, a ja---I jednocześnie jest tak wspaniałe i niezwykłe i wyjątkowe i...To znaczy ja nie mówię, że się cieszę, że ty nie widz-- To znaczy, aish, przepraszam ja--Chciałem tylko powiedzie-- - Kyungsoo nie dokończył i podniósł powoli wzrok na Jongina, który z pewnością przeszywałby go w tej chwili spojrzeniem, gdyby tylko mógł - To nie ma sensu, przepraszam.
- Nie, Kyungsoo - Jongin przerwał mu i uśmiech, którym go obdarzył był czymś nie do opisania - Dziękuję.
Kyungsoo zamrugał kilkakrotnie, po czym odwzajemnił uśmiech i poczuł jak dłoń chłopaka przykrywa jego własną.
- Jesteś szczęśliwy, Jongin? - spytał po dłuższej chwili milczenia, której pozwolili wtargnąć między siebie na krótki moment. Niewidomy chłopak przechylił lekko głowę, przez co jego oczy skierowały się idealnie na wprost Kyungsoo.
- Oczywiście - odparł krótko. Kyungsoo zagryzł wargę.
- I przed poznaniem mnie też byłeś szczęśliwy? Tak jak cię widziałem?
- Tak, ale poznanie ciebie polepszyło ten stan - Jongin zachichotał cichutko - A ty, Kyungsoo? Czy ty jesteś szczęśliwy?
- Tak. Tak, jestem.
- A przed poznaniem mnie byłeś szczęśliwy? - Jongin pogłaskał delikatnie wierzch jego dłoni, sunąc opuszkami palców po jego skórze.

Kyungsoo wzruszył ramionami.
- Nie.
Jongin splótł mocno ich palce.


Ich palce były równie mocno splecione przez całą drogę powrotną do mieszkania, którą pokonali w małej taksówce, by dotrzeć na miejsce jak najszybciej i by zmarznąć jak najmniej. 

Ich palce rozstały się dopiero w łóżku w ciemnej sypialni, w której pokonali minimalną odległość między sobą by dotrzeć do siebie jak najwolniej i by ogrzać się jak najbardziej.

Jongin obrał sobie za cel odkrycie wszelakiej wysepki przyjemności Kyungsoo.
Muskając wargami każdy zziębnięty kawałek jego nagiego ciała, ogrzewał stopniowo jego skórę i tworzył mokre ścieżki, za którymi podążał opuszkami palców, co rusz gładząc najmniejsze zgięcia i linie. Bez ustanku przy tym mruczał i nucił i szeptał czułe słowa, wychwalał i wysławiał i zachwycał się i był przy tym tak szczery i prawdziwy i prostolinijny, że Kyungsoo pozwolił sobie zapomnieć o wszystkim i oddawał się temu i rozkoszował się i przeżywał i pragnął, tak bardzo pragnął więcej.

Pośpiech został z ich rzeczywistości wygnany, a cisza utraciła rację bytu, dlatego Jongin sukcesywnie upajał się wszystkim co Kyungsoo był w stanie i chciał mu ofiarować.
- Kyungsoo, Kyungsoo - głos Jongina był zaledwie szeptem, ochrypły od pragnienia, kiedy nachylał się nad Kyungsoo, drażniąc się z czubkiem jego nosa swoim własnym - Kyungsoo.
- Jestem - to jedyne, co dane mu było odpowiedzieć nim Jongin złączył ich wargi; z początku delikatnie napierał ustami, całując go leniwie i słodko, jednak po głośnym westchnięciu starszego chłopaka, pogłębił ich pocałunek, pozwalając sobie na więcej, znacznie więcej niż kiedykolwiek. I całował go mocno i dokładnie i dobrze, penetrując jego jamę ustną, odprawiając z jego językiem walkę o dominację, namiętną i mokrą. W jednym momencie Kyungsoo oderwał od Jongina głowę,  oddychając niespokojnie i mimowolnie wypychając biodra do góry, co zawtórowało podwójnym, donośnym jękiem - Proszę - Kyungsoo złapał w dłonie twarz chłopaka i gorączkowo zaczął obcałowywać każdą jej część, zaczynając od brody i ust, sunąc wargami po jego policzkach i nosie, aż do czoła, o powiekach nie zapominając - Jongin, proszę - wysapał w jego skronie, głaszcząc jego twarz delikatnie.

Przez chwilę trwali w bezruchu wśród ciszy przerywanej stale ich głośnymi oddechami, dopóki Jongin nie kiwnął głową i nie zsunął się odrobinę z Kyungsoo. Minął moment nim się odezwał.
- Ja nigdy--
- W porządku - Kyungsoo odnalazł w ciemności jego dłoń i ścisnął ją uspokajająco. Uśmiechnął się i choć Jongin nie mógł tego zobaczyć, z pewnością poczuł to na swoim policzku, który Kyungsoo musnął łagodnie wargami - Zaufasz mi? - spytał ciepłym tonem, gładząc go teraz po szyi.
- Ufam ci od pierwszej chwili, w której cię zobaczyłem, Kyungsoo - Jongin uśmiechnął się szeroko, odsuwając się od starszego chłopaka, po to by położyć się na plecach tuż obok niego. Po omacku odszukał jego dłoń i ścisnął ją mocno - Odkąd tylko usłyszałem bicie twojego serca - wolną dłonią chciał odnaleźć jego twarz, lecz Kyungsoo złapał ją w połowie drogi i złożył ciepły pocałunek na jej powierzchni, przyciskając wargi do jego knykci.

Wzdychając głośno Kyungsoo usadowił się na udach chłopaka, a niepohamowana pewność siebie i dzika determinacja opanowały jego umysł. Seks był dla Kyungsoo czymś przyziemnym - rzeczą, bez której potrafił żyć ze spokojem, bez zmartwienia, że cokolwiek traci nie uprawiając go regularnie. Jednakże od momentu poznania Jongina żadna codzienna czynność nie pozostawała już dłużej zwyczajna. Pospolite sprawy dnia powszedniego stawały się niezwykłymi przygodami, które należy celebrować ze spokojem i uwagą. Zadurzony w sposobie, w jaki Jongin odbiera świat, Kyungsoo nie potrafił opanować wzmożonej pracy swojego serca w każdej chwili, w której przebywał w jego obecności. Kyungsoo był niepodważalnie zakochany w tym, jak Jongin czuje i był świadom jego ponadprzeciętnej wrażliwości; tego jak każdy najmniejszy, najsubtelniejszy dotyk potrafił wpłynąć na reakcję jego i jego ciała.

Stymulując więc nieznaczne ruchy i bujanie, podczas gdy przygotowywał sam siebie na Jongina, napawał się z prawdziwą satysfakcją jego drżeniem i cichymi pojękiwaniami.
Pierwszy, drugi, trzeci - Kyungsoo czuł się tak dobrze, prowadząc Jongina w ciemności pokoju i ciemności, którą miał przed oczami; czuł się tak dobrze kiedy nakierowywał jego palce wgłąb siebie, oddychając przy tym ciężko i głośno.

Jongin drżał w ekscytacji i podnieceniu i postękiwał i wypowiadał imię Kyungsoo bez ustanku, nieprzerwanie, jak mantrę i Kyungsoo czuł się tak dobrze.
- Potrzebuję twojej pomocy - wyszeptał w usta niewidomego chłopaka, wzdychając dźwięcznie na nagłą pustkę wewnątrz siebie. Jongin kiwnął głową i uniósł się lekko na łóżku, dając Kyungsoo możliwość na lepsze, wygodniejsze usadowienie się.
- Kyungsoo.
- Jestem tutaj.
Kyungsoo osunął się powoli, a jego nogi drżały przy tym intensywnie i każdy mięsień krzyczał boleśnie wewnątrz niego. Przygryzając dolną wargę i zaciskając mocno powieki, pozwolił sobie na zduszony jęk, gdy Jongin wypełnił go do końca i dopiero po dłuższej chwili otworzył oczy by na niego spojrzeć.
Jongin zastygnął w bezruchu, choć jego spięte ciało dygotało przeraźliwie, a twarz zamarła w nieopisanym skupieniu. Kyungsoo przez chwilę zmartwił się, że chłopak nie oddycha, przez co sięgnął dłonią by ująć w palce jego podbródek i złożył na jego wargach lekki pocałunek.
- Hej, w porządku, rozluźnij się - wymruczał cichutko w jego usta i pogłaskał wolną ręką po policzku - Wszystko w porządku, jestem tutaj.
- Kyungsoo, ty--
- Shh - Kyungsoo przymknął jego usta pocałunkiem, przypominając samemu sobie o rozluźnieniu się i rozpoczął spokojne ruchy, unosząc się na członku chłopaka powoli, ale rytmicznie. Dłonie Jongina ułożył na swoich biodrach, własne wbijając nieznacznie w jego ramiona coby utrzymać jak największą równowagę, w czasie gdy pozwalał chłopakowi by pieprzył go do szaleństwa.

Z czasem Jongin pchał biodrami coraz pewniej i coraz szybciej i coraz energiczniej, sprawiając, że spotykali się w połowie, wywołując tym u siebie tsunami emocji, sensacji i dźwięków. Kyungsoo odchylił głowę do tyłu z przeciągłym stęknięciem, kiedy Jongin trafił w to jedno miejsce - uderzając je teraz nieustannie, wiedząc dokładnie, co robi; czując dokładnie jak Kyungsoo pulsuje wokół niego.
- Kyungsoo, Kyungsoo, Kyungsoo - Jongin sapał na wydechu, dłońmi błądząc po ciele starszego chłopaka. Przesuwał palcami po jego klatce piersiowej, masował delikatnie uda, obcałowywał ręce. Adorował wszelką część, każdy kawałek Kyungsoo i Kyungsoo uwielbiał to i pragnął i pragnął jeszcze więcej tego uwielbienia - Kyungsoo, zaraz--
- W porządku, mam cię - Kyungsoo resztkami siły przyciągnął Jongina do siebie, przyciskając ich klatki piersiowe i obejmując go ramionami. Przylgnął głową do jego ramienia, oddychając gorąco i nierównomiernie w jego skórę, nie przestając swoich ruchów ani na chwilę. Odchylił się by dostrzec jego twarz w ciemnościach pokoju i z małym uśmiechem pogłaskał go, przy okazji ścierając mu krople potu ze skroni - Jestem tutaj - wymruczał w jego usta, całując je krótko - Żałuję, że nie możesz siebie zobaczy-yć- - odetchnął ciężko, kiedy w tym samym czasie Jongin pchnął w niego mocno i dobitnie. Głośne "och" opuściło usta ich oboje i Kyungsoo poczuł jak Jongin napina się pod jego ciałem - Mam cię, Jongin, jestem tutaj.

Odnajdując wspólny rytm, synchronizując gwałtowne bicie serca i głośne jęki - złączyli się ze sobą w najlepszy z możliwych sposobów. Utonęli w przyjemności, pozwalając by obezwładniająca błogość zalała ich oboje w chwili szczytowania - głośnego, dynamicznego i pełnego uczucia. 

Kyungsoo na moment stracił całkowity obraz przed oczami i przez chwilę, przez krótką chwilę nie przerażało go to.

Minęło kilka minut nim Kyungsoo zsunął się z Jongina by przewalić się na łóżko tuż obok niego. Byli sklejeni potem i nasieniem, zziajani i zmęczeni i Kyungsoo nawet nie myślał o podniesieniu się z miejsca. Wtulając się w bok Jongina, umiejscowił głowę wygodnie na jego klatce piersiowej, mrucząc cicho w jego rozgrzaną skórę, kiedy ów zaczął głaskać go delikatnie po głowie.
- Kyungsoo - głos Jongina był ochrypły gdy się odezwał;  ledwie dosłyszalny i napełniony wszystkim, co kryło się w jego sercu.
- Słucham cię.
- Jesteś najpiękniejszą osobą na świecie.

~*~

- Aish!
- Kyungsoo? - Jongin uniósł się lekko z krzesła, na którym siedział i zwrócił głowę w stronę Kyungsoo, który stał tuż obok niego i masował wierzchem dłoni pulsujący go bok - Nic ci nie jest?
- Uderzyłem się o kant stołu - Kyungsoo zaśmiał się krótko, zabierając talerze i kierując się w stronę kuchenki.
- Jakim cudem nie zauważyłeś kantu stołu? - Jongin pokręcił głową ze śmiechem, a Kyungsoo wzruszył ramionami automatycznie.
- Po prostu - odparł spokojnie - Nie martw się, przeżyję ten straszny wypadek.
- W to nie wątpię - Jongin uśmiechnął się szeroko w jego stronę, czego Kyungsoo nie dostrzegł, stojąc teraz przy szafkach i nakładając jedzenie na talerze.

Czego z kolei Jongin nie mógł zobaczyć, to jak Kyungsoo w chwilę potem masuje palcami łuk brwiowy z nieznacznym grymasem na twarzy.

~*~

Styczeń wszedł całkiem szybko w życie, choć ich dnie mijały wolno, a czasami wolniej. Starali się nie wychodzić za często, biorąc pod uwagę jak męczące było dla Jongina zimno, jednak kilkakrotnie udało im się spędzić przyjemne chwile w ciepłych kawiarniach przy przepysznych czekoladach.
W ciągu ich dni Jongin nie potrafił powstrzymać się od rozległych, dogłębnych opisów swoich codziennych wrażeń, opowiadając Kyungsoo o całych gamach rozlewających się na jego języku smaków, zbiorze odurzających zapachów i całej harmonii dźwięków, które docierały do niego na zewnątrz. Nie stronił od wyrafinowanych słów, od zawiłych metafor, przenośni i porównań, chcąc jak najdosadniej, ale i najkreatywniej przekazać Kyungsoo jak wygląda jego rzeczywistość. Jongin chciał przekazać mu jak widzi świat.

A Kyungsoo słuchał. Słuchał i pochłaniał i uczył się i łaknął i pragnął więcej, więcej, więcej informacji, więcej pięknych opisów, więcej wyobrażeń, które pojawiały się w jego głowie z łatwością i więcej zrozumienia dla tego, czym dla Jongina jest patrzenie.

Kyungsoo chciał przestać się bać.

~*~

Jongin dostrzegł zmiany w pierwszym tygodniu lutego, kiedy Kyungsoo syczał z bólu coraz częściej i coraz częściej uderzał o meble, stwierdzając przy tym, że robi się po prostu coraz bardziej niezdarny, a uczelnia przyprawia go o migrenę.

Na początku marca Kyungsoo rzucił szkołę.

- Dlaczego? - Jongin zapytał tego samego dnia, głaszcząc go delikatnie po policzku, podczas gdy ów leżał z głową umiejscowioną na jego udach.
- Nie jestem na siłach by to ciągnąć dalej - Kyungsoo przyznał szczerze i przymknął powieki pod dotykiem chłopaka, wzdychając przy tym głośno. Jongin kiwnął głową i kontynuował łagodne głaskanie go, palcami nakreślając rysy jego twarzy finezyjnymi i nieśpiesznymi ruchami, studiując i zapamiętując jej kształt i strukturę z prawdziwą uwagą i uczuciem. Uśmiechał się przy tym lekko i mruczał cichutko pod nosem i dopiero po długich kilkunastu minutach Kyungsoo otworzył oczy i sięgnął ręką by złapać dłoń Jongina - Dziękuję - ścisnął ją mocno i uśmiechnął się, przykładając ją do swoich warg - Myślę, że chyba nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo cię potrzebuję - złożył kilka delikatnych pocałunków na jego dłoni i uśmiechnął się w jego ciepłą skórę.
- Kyungsoo, pytałeś mnie dawno temu jak o tobie śnię - po dłuższym czasie Jongin odezwał się niskim głosem, z głową zwróconą przed siebie, drugą ręką wznawiając głaskanie głowy starszego chłopaka - Dalej chcesz wiedzieć?
- Jak najbardziej.
- W moich snach jesteś najwspanialszym zjawiskiem jakie istnieje - Jongin zaczął spokojnie, a Kyungsoo parsknął bezdźwięcznie - To prawda, Kyungsoo. Jesteś...jesteś cudem moich snów. Śnię o tobie w postaci najsłodszych i najpiękniejszych i najprzyjemniejszych dźwięków i zapachów i smaków i doświadczeń dotykowych na świecie i nie wyolbrzymiam teraz, kiedy mówię, że zakochałem się w twoim sercu od pierwszej chwili, w której pojawiłeś się w moim życiu - Jongin uśmiechnął się ciepło i przesunął dłonią po klatce piersiowej Kyungsoo, odszukując palcami jego serce - Widzisz, śnię o biciu twojego serca, które potrafię dosłyszeć nawet z końca pokoju, również w chwilach, gdy bije spokojnie i z opanowaniem i bez większych emocji. Bicie twojego serca stało się moją ulubioną melodią, moją najukochańszą piosenką. Moją kołysanką, bez której nie wyobrażam sobie zasnąć już nigdy - przycisnął nieznacznie dłoń do jego piersi, czując jak serce Kyungsoo pulsuje pod jego dotykiem - Dzięki temu wiem też, kiedy kłamiesz i Kyungsoo, ty...Jesteś najszczerszą i najprawdziwszą i najczystszą osobą, jaką miałem zaszczyt spotkać i jeśli do tej pory nie uwierzyłeś w to, że jesteś dla mnie najpiękniejszą istotą na świecie, to proszę...Zrób to teraz.
- Jongin...
- Shh, daj mi skończyć - niewidomy chłopak nachylił się by ucałować twarz Kyungsoo, trafiając na jego nos, do którego przywarł na więcej niż minutę - W moich snach słyszę twój głos, który odbija się w mojej głowie echem i skrywa się w większości jej zakamarków. Słyszę każdy twój szept, każdy twój chichot, każdy twój śmiech. Mówi się, że czyjś głos może być muzyką dla uszu i to prawda. Jesteś muzyką dla moich uszu, moja muzyka to ty Kyungsoo i kocham twój głos, gdy szepczesz, gdy mówisz i gdy podśpiewujesz pod nosem, w chwilach kiedy myślisz, że cię nie słyszę - Jongin przerwał, gdy Kyungsoo zaśmiał się krótko, a drobne łzy zaczęły wypływać z jego oczu, które Jongin natychmiast starł opuszkami palców - Pachniesz jak mieszanka żelu aloesowego i wody toaletowej o zapachu morza z niewielką domieszką czekolady i nieważne skąd wrócisz, nieważne jak silnie aromantyczny posiłek przygotujesz, twój zapach pozostaje bez zmian i absurdalna harmonia tych zapachów pojawia się w mojej głowie co noc - Jongin wziął głęboki oddech - Kyungsoo, kocham twój zapach. I kocham twój smak i twoje ciepło i kocham to jak miękki i ciepły i przyjemny jesteś pod moimi palcami i to wszystko jest w moich snach tak intensywne, tak namacalne i tak prawdziwe, że w istocie każdy sen, każda noc jest dla mnie dosłownie dodatkowym czasem spędzonym z twoją osobą, bo doświadczam ciebie tak samo w moich snach, jak i na co dzień.

Jongin zakończył z lekkim westchnięciem i małym uśmiechem na twarzy, bez słowa ścierając cieknące łzy Kyungsoo, który szlochał cicho, choć na jego twarzy widniał uśmiech.
- Przepraszam, że nie byłem z tobą szczery ostatnimi dniami - zapłakał, podnosząc się z miejsca, po to by teraz objąć całe ciało Jongina. Wtulił się w niego mocno, ukrywając twarz w jego szyi i pozwolił sobie na cichutkie łkanie, które nie chciało dać mu spokoju.
- Chciałbyś być ze mną szczery, prawda? - Jongin spytał z ciepłem w głosie i ucałował czoło Kyungsoo, a gdy poczuł delikatne kiwnięcie głową, uśmiechnął się do siebie i jeszcze raz przywarł wargami do jego skóry - W takim razie poczekam, aż będziesz ze mną szczery i będę wiedział. Zawsze wiem.

Kyungsoo uspokoił się po kilku pocałunkach.
- Kocham cię - wyszeptał słabo.
- Wiem.

~*~

Wykryto ją przypadkowo wraz z początkiem jesieni, podczas rutynowego badania wzroku, które Kyungsoo odbywał co pół roku od piętnastego roku życia. Okulista przyznał, że jej objawy są prawie niezauważalne, dlatego nie było możliwości na wykrycie jej wcześniej. Uśmiechał się przepraszająco, gdy informował Kyungsoo, że niewykluczone, iż może być już za późno, dlatego wraz z pierwszym ostrym atakiem, któremu towarzyszył silny ból oczu, a także nudności, wymioty i silne bóle głowy - Kyungsoo był świadom, że czeka go tylko jedno.

Kyungsoo wiedział, że utraci wzrok.

- Jaskra ma związek z ogólnym stanem zdrowia według tego, co zostało mi powiedziane - słowa przychodziły Kyungsoo z trudnością, a ręce mu drżały intensywnie, choć Jongin przykrywał je własnymi i przekazywał mu ciepło i pocieszenie i miłość - Co jest zabawne, bo zasadniczo jestem zdrowy - zaśmiał się krótko i gorzko, a Jongin ucałował jego skroń - Ponoć długo skrada się niezauważona, by w końcu uderzyć boleśnie i na ślepo - westchnął i przymknął powieki na wspomnienie niezliczonych wizyt u okulisty, nieskończonych łez i nieprzespanych nocy, które spędził na żałośliwe krzyki i nieznośny płacz.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? - Jongin spytał z nieopisanym smutkiem na twarzy, przyciągając Kyungsoo jeszcze bliżej siebie, pozwalając mu na ukrycie się w swojej przystani ciepła.
- Bo się bałem - Kyungsoo odparł spokojnie - Wciąż się boję. Do ostatnich tygodni tak naprawdę tego nie zaakceptowałem w pełni. Rozumiałem, że to się zbliża, ale nie godziłem się na to, nie do końca - Kyungsoo odchylił się lekko by przyłożyć dłonie do twarzy Jongina, delikatnie zwracając jego twarz ku swojej - Jednak poznałem ciebie i zmieniłeś wszystko swoim absurdem - przylgnął wargami do warg młodszego chłopaka, uśmiechając się w połowie i mrugając kilkakrotnie by powstrzymać łzy, których tak bardzo teraz nie chciał - Wizja utraty wzroku na stałe była dla mnie czymś niemożliwym do wyobrażenia sobie, Jongin. Byłem gotowy skończyć swoje życie, gdy tylko miało do tego dojść - uśmiechnął się smutno, gdy Jongin zatrząsł się pod nim i ogarnął go pustym spojrzeniem - Ale pojawiłeś się ty i twoje szczęście i twoje postrzeganie świata i z początku byłem wyłącznie zaintrygowany, bo nie wierzyłem jak można być szczęśliwym nie widząc nigdy...Lecz zrozumiałem, że dla ciebie to nie jest tak tragiczne, jak mogłoby się wydawać, bo nic nie tracisz, bo nie wiesz, co tracisz i wcale nie musisz wiedzieć, co tracisz. Widzisz na swój sposób i jesteś szczęśliwy - Jongin uśmiechnął się lekko, kiedy Kyungsoo po raz kolejny ucałował jego wargi - I powoli, stopniowo zacząłem wierzyć, że...że może nie będzie tak źle, wiesz? - uśmiechnął się i próbował utrzymać spokojny głos, jednak wargi drżały mu same, a łzy leciały mimowolnie - Nauczyłeś mnie tylu wspaniałych rzeczy, pokazałeś mi tyle możliwości, tyle opcji i przeróżnych, cudownych doświadczeń, że ja...Chyba, chyba się nie boję do tego stopnia by załamać się tym tak ostatecznie. I to wszystko dzięki tobie.
- Kyungsoo, gdybym wiedział--
- Wiem - Kyungsoo odetchnął - Nie wiedziałeś, bo byłem w na tyle beznadziejnym stanie, że nie mogłem przekonać i zmusić samego siebie by ci powiedzieć. Mimo to nieświadomie pomagałeś mi bardziej niż każdy okulista, przyjaciel, czy rodzina. Mówisz, że jestem cudem twoich snów, Jongin, ale ty...Ty jesteś moim prawdziwym cudem - Kyungsoo zaśmiał się przez łzy i pokręcił głową na własne słowa - Ty jesteś cudem mojego życia, bo dzięki tobie wierzę--Wiem, że mogę żyć dalej. I, Jongin, ja...boje się jak cholera. Boję się utraty wzroku, boję się tej ciemności, boje się bezradności, ale...ale o wiele mniej. I z każdą chwilą, z każdą sekundą z tobą, ten strach, to paraliżujące przerażenie się zmniejsza i być może wkrótce zniknie całkowicie, by pozostawić za sobą wyłącznie tęsknotę.
- Tęsknotę? - Jongina głos drżał, tak samo jak jego dłonie i reszta ciała.
- Tęsknotę - Kyungsoo przytaknął i uśmiechnął się smutno, głaszcząc twarz niewidomego chłopaka ponownie - Będę tęsknił za twoją piękną, ciemną skórą, która tak wspaniale kontrastuje się z jasnością mojej każdego poranka i będę tęsknił za twoimi różowymi wargami i będę tęsknił za twoimi oczami, przygaszonymi i pustymi, ale najpiękniejszymi jakie widziałem. Będę tęsknił za tym, że miałem możliwość patrzenia na ciebie bezwstydnie i bez oporu i będę za tym tęsknił, ale ufam, że nauczę się patrzeć na ciebie inaczej. Lepiej. Chcę nauczyć się widzieć.
Jongin zaśmiał się ciepło. Kyungsoo wpatrywał się w jego twarz i pośpieszył by scałować z jego policzków pojedyncze łzy, które opuściły jego oczy, po czym pocałował obie jego powieki i usta.
- To trochę absurdalne, że chcesz nauczyć się widzieć od niewidomego - Jongin uśmiechnął się szeroko, a Kyungsoo tylko przez chwilę poczuł ukłucie w sercu na myśl, że już niedługo przestanie być tego świadkiem.
- Nie przeszkadza mi ten absurd - wymruczał spokojnie i wtulił się w niego, opierając głowę na jego ramieniu. Zamknął mocno oczy i wsłuchał się uważnie, uśmiechając się pod nosem nieznacznie, kiedy serce Jongina zagrało mu jego nową ulubioną kołysankę.

Mogłem łyknąć z tobą ten kwas. [4/?]

Jestem bardzo niekonsekwentna, ale who cares. Feel free to judge me. Słów - 2317. To mało, biorąc pod uwagę, że poprzedni rozdział miał ic...