Powróciłam!
Co ja będę dużo mówić o mojej nieobecności w świecie fanfikopisarstwa. Studia, problemy, życie i jeszcze raz studia. Byłam niestety człowiekiem bardzo zajętym, który duszą tęsknił do pisania. W połowie jeszcze umarł mi laptop (dwa laptopy), ale z nowym sprzętem i nadmiarem wolnego czasu jako absolwent uniwersytetu za niecałe dwa tygodnie - przybywam tutaj z nowością! Może ktoś to będzie czytał, może i nie. Jest to w zasadzie historia czysto self-indulgent; historia, która ma oczyścić moją duszę i przywrócić miłość do tej pasji, bo miałam swoiste załamanie przez ostatni rok.
Przed wami JunDae (SuChen, jak kto woli) z domieszką innych par, jeśli ktoś zmruży wystarczająco dobrze oczy. Skłaniam się ku historii miłosnej uwikłanej skomplikowaną przeszłością oraz bolesną teraźniejszością, dodatkowo okalaną okruchami życia. Ostrzegam na start przed przekleństwami, przemocą, wzmiankami o samobójstwie, depresją, samookaleczaniem, masturbacją, krwią, nadużywaniem alkoholu, nadużywanim narkotyków, wzmiance o nieudanej próbie molestowania seksualnego, dużą ilością płaczu, problemami emocjonalnymi, problemami z orientacją seksualną, homofobią i transfobią. W każdym kolejnym rozdziale będę osobno informować o poszczególnych "triggerach".
Nie wiem ile to będzie miało rozdziałów. Z pewnością z 5, może i więcej. Z ręką na sercu obiecuję nie dodawać drugiego rozdziału po roku - jest już napisany. Ha!
Enjoy!
Słów: 3538. W razie pytań - klik!
Rozdział 1.
- Wszystko będzie w porządku.
Jongdae spojrzał na osobę, która się odezwała i z całych sił spróbował przetworzyć słowa skierowane w swoją stronę. Kilka kolejnych wypowiedzianych zdań dotarło do niego, lecz większość odbiła się od jego głowy bez przekazania swojego znaczenia i wszystkim, co słyszał, był ogłuszający dźwięk słów łączących się w jeden hałas. Zbyt dużo działo się teraz w jego umyśle, przez co nie potrafił się na czymkolwiek skupić. Jego wizja była zamazana. – Wszystko będzie z tobą w porządku.
Tym razem Jongdae dokładnie zrozumiał znaczenie tego zdania i prychnął.
- Nie będzie w porządku – jego głos był słaby i zachrypnięty. Spuścił głowę i przyjrzał się swoim dłoniom. Były zakrwawione, ale to nie była jego krew. – Nie będzie ze mną w porządku.
- Kurwa, Jongdae, posłuchaj…Nie myśl o tym teraz.
Rozgrzane dłonie ujęły lodowate dłonie Jongdae w mocnym uścisku i dopiero w tym momencie rozpoznał on właściciela głosu jako Baekhyuna. Zamrugał kilkakrotnie oczami, a jego wizja wróciła do normy, dzięki czemu wreszcie ujrzał sylwetkę chłopaka, który stał przed nim. Zajęło mu jednak kolejne kilka chwil, zanim zrozumiał gdzie się znajduje.
Szpital. Znajdował się w szpitalu i wszystko wokół było białe. Ktoś właśnie przyłożył coś zimnego do jego czoła, przez co automatycznie syknął, gdy przeszedł go niespodziewany, kłujący ból. Jego wzrok przesunął powoli po całym pomieszczeniu i po chwili zmarszczył brwi. Irytowała go ta wszechogarniająca biel i sterylność. Nieznani mu ludzie krzątający się obok byli ubrani w białe i czyste fartuchy, a on siedział wśród nich brudny. Zakrwawiony.
Spojrzał ponownie na swoje dłonie i zmrużył oczy.
- Krew – stwierdził krótko i wbił wzrok w dłonie Baekhyuna, które ściskały teraz jego własne. Jongdae uświadomił sobie jak piękne i delikatnie dłonie ma Baekhyun i uśmiechnął się smutno. Długie i zadbane paznokcie chłopaka były teraz zabrudzone krwią. – Baek, twoje ręce, krew.
- To nic, nie przejmuj się. Po prostu oddychaj – głos Baekhyuna był stanowczy, ale na swój sposób zaskakująco kojący. Jongdae zwrócił wzrok na jego twarz i dostrzegł niewielki uśmiech, ledwie dostrzegalny w kącikach ust. Niemniej między jego brwiami utworzyła się nieznaczna zmarszczka, a pojedyncze krople potu spływały mu po skroniach. – Jak się czujesz? Jak twoja głowa? Mów do mnie.
Jongdae bardzo chciał mówić. Chciałby powiedzieć, że kręci mu się w głowie, a ból pleców i klatki piersiowej jest nie do zniesienia. Dodałby, że czuje jakby miał zwymiotować w każdej chwili i najchętniej to wypiłby wiadro wody i połknął całe opakowanie leków przeciwbólowych. Był naprawdę bliski sformułowania konkretnej wypowiedzi, która przekazałaby informacje o wszystkim, co mu dokucza, lecz w zamian wydał z siebie słaby, cichy szloch. Głosy, które wcześniej udało mu się zablokować, zaczęły docierać do niego zbyt intensywnie, atakując go gwałtownie i ogłuszająco. Nie widział przed sobą czegokolwiek, zalany własnymi ciężkimi, gorącymi łzami, które nie przestawały wypływać z jego oczu. Baekhyun przycisnął go delikatnie do siebie i zaczął głaskać po głowie, szepcząc uspokajające zdania, wśród których „Wszystko będzie w porządku” zdawało się królować. Jednak do Jongdae to nie docierało. Czknął cicho i ścisnął rąbek koszuli Baekhyuna między palcami. Nie potrafił w tej chwili przestać myśleć o tym, że nigdy w życiu nie będzie w stanie przekazać swojemu przyjacielowi jak wdzięczny mu jest za jego obecność, gdy Jongdae tak desperacko tego potrzebuje. Baekhyun mógłby być teraz w każdym miejscu – mógłby się dobrze bawić z ich przyjaciółmi, których Jongdae wolał unikać zamiast pozwolić im sobie pomóc, mógłby być ze swoją śliczną dziewczyną, która zaakceptowała Jongdae i wszystkie jego wady bez zawahania i mógłby być gdziekolwiek by chciał i mógłby robić cokolwiek by chciał, ale jest tutaj, ponieważ jest przyjacielem Jongdae. Przyjacielem, na którego Jongdae we własnym przekonaniu nie zasługuje.
Baekhyun uśmiechnął się lekko i Jongdae odpowiedziałby tym samym, gdyby głowa nie bolała go w tym momencie tak bardzo. Był pewien, że zaraz zwymiotuje od przytłaczającego go bólu i czuł, że powoli się poddaje. Adrenalina zaczęła z niego upływać i wszystko, co przeżył tego dnia, powoli do niego docierało, miażdżąc jego resztki świadomości bez litości. Próbował jednak z całych sił pokazać przyjacielowi, że jest wdzięczny. Miał nadzieję, że chłopak zdoła dostrzec to w jego oczach i w pewnym sensie wiedział, że tak dokładnie będzie. Baekhyun był najlepszym przyjacielem jaki istnieje.
- Drugi chłopak nie przeżył – usłyszał przez drzwi i przez krótki moment zastanowił się, czy jego płuca przestały funkcjonować całkowicie. Pulsujący ból opanował jego zmysły i momentalnie poczuł jak gdyby stracił dostęp do powietrza i się dusił. Odsunął się od Baekhyuna i zaczął kaszleć, a każda kość w jego ciele krzyczała w bólu przy kolejnym ruchu.
- Hej, hej, hej stary, oddychaj, po prostu oddychaj, to nic – Baekhyun kucnął przed nim i położył dłonie na jego kolanach. W jego twarzy nie widać było kłamstwa i Jongdae chciał w to uwierzyć. – Wszystko będzie w porządku, słyszysz? Wszystko będzie z tobą w porządku. Będzie w porządku.
Jongdae kiwnął głową i wymusił słaby uśmiech w stronę przyjaciela. Zaczynał powoli przyzwyczajać się do bólu, a krew na jego rękach dawno już zaschła. Gdzieś z tyłu głowy cichy głos wyszeptał mu, że nie będzie z nim w porządku.
Dojście do siebie po wypadku samochodowym zajęło mu trochę czasu. Z połamanymi żebrami, nadwyrężonym karkiem i kilkoma innymi obrażeniami, zewnętrznymi i wewnętrznymi, był zmuszony spędzić niezliczoną ilość długich dni na leżeniu w łóżku i robieniu niczego. W życiu by nie pomyślał, że posiadanie tak dużej ilości czasu dla siebie mogłoby się okazać tak destruktywne dla jego stanu emocjonalnego. Myślenie za wiele powoli go wykańczało, był tego świadomy, jednak nie potrafił się powstrzymać i stopniowo kopał swój własny emocjonalny grób. Próba odtworzenia wydarzeń z tamtej nocy nie była najmądrzejszą decyzją na obecną chwilę i Jongdae zadał sam sobie pytanie, czy można się odwodnić od ciągłego płakania i stracić głos bezpowrotnie od nieustannego krzyczenia w rozpaczy.
Nie powinien się na to godzić, wiedział o tym dobrze. Powinien był odmówić natychmiast, zapomnieć o tym pomyśle i zrobić to po swojemu – szybko i bezboleśnie. Mógł to zakończyć i odejść w samotności – bez zawahania, bez żalu i bez krzywdy wyrządzonej komukolwiek. Ale nie zrobił tego. Spotkał chłopaka, zgodził się na wspólne samobójstwo, upił się, naćpał, krzyczał i płakał i prawie, prawie umarł, ale coś poszło nie tak i teraz musi żyć z konsekwencjami. Zitao jest martwy, a Jongdae żyje, choć zniewalające poczucie winy powoli go zabija. Dopiero teraz zrozumiał jednak, że wcale nie chce umrzeć. Nie wiedział aczkolwiek jak trudne może być trzymanie się przy życiu.
Jongdae miał wsparcie w przyjaciołach przez cały ten czas. Baekhyun upewnił się, że każdy z ich grupki będzie zaglądał do Jongdae w wolnych chwilach, by choć raz dziennie sprawdzić, jak się trzyma i czy niczego mu nie brakuje. Po pierwszych tygodniach od wypadku nie potrzebował on tak naprawdę już opieki w fizycznym tego słowa znaczeniu. Jongdae stopniowo siadał i chodził, był w stanie nawet iść samemu do pobliskiego 7-Eleven po papier toaletowy. Jego przyjaciele nie odpuścili jednak tak łatwo, rozumiejąc opiekę jako coś więcej niż zadbanie o to, by Jongdae dostał się do toalety i miał ciepły posiłek do zjedzenia. Nie zdawali sobie oni jakkolwiek sprawy z tego, że Jongdae odpuścił już dawno.
Kyungsoo krzątał się w jego kuchni od południa i Jongdae czuł, że coś było nie tak. Zasadniczo nigdy by nie pomyślał, że Kyungsoo mógłby poświęcić swój cenny wolny czas na opiekowanie się swoim wadliwym przyjacielem. Wyjątkowo w tym roku nie musiał chodzić do letniej szkoły i oczekiwałoby się po nim, że spędzi te wakacje jak tylko zechce. Mimo to pojawia się on w mieszkaniu Jongdae co drugi dzień, robiąc z tego swoją osobistą misję, aby Jongdae zjadł choć jeden ciepły posiłek w ciągu dnia. Jongdae żałował, że nie mógł docenić tego poświęcenia tak jakby chciał.
- Zrobiłem zupę - Kyungsoo powiedział powoli, stawiając małą miskę na biurku w pokoju Jongdae, po czym rzucił w jego stronę wyczekujące spojrzenie.
- Nie jestem głodny Ksoo.
- Musisz jeść - ton Kyungsoo ewidentnie był rozkazem. Jongdae spojrzał na chłopaka i kiwnął głową, po czym usiadł przy biurku i złapał z wahaniem za łyżkę. Był zaskoczony zachowaniem przyjaciela. Kyungsoo, który zwykle był spokojny i łagodny, nie miał dziś problemu rozkazywać Jongdae by robił to i tamto. Nie podniósł on nigdy głosu i jak zazwyczaj mówił w sposób delikatny, a jednocześnie stanowczy, lecz było coś jeszcze w tym jak się do niego zwracał i w sposobie, w jakim na niego patrzył tego dnia. Jongdae mimowolnie czuł się zobowiązany być posłusznym, ponieważ dziś Kyungsoo wyglądał na rozwścieczonego. - Proszę, zjedz choć trochę.
Jongdae nie chciał, ale zjadł tę zupę tak czy inaczej. Jego żołądek wywrócił się boleśnie, gdy jedzenie dotarło do jego wnętrza, przez co zacisnął mocno zęby, by ukryć grymas, który był bliski odmalowaniu się na jego twarzy. To bolało.
- Dziękuję - powiedział po skończeniu jedzenia i wymusił nieznaczny uśmiech w stronę oczekującego chłopaka - Zupa była naprawdę dobra - dodał po głębokim oddechu, którym próbował powstrzymać łzy. Wiedział, że jego oczy były już czerwone i załzawione, ale liczył na to, że uda mu się odegrać dobrą minę do czasu, aż Kyungsoo zdecyduje się wyjść. Czuł, że jego żołądek nie wytrzyma, jeśli zaraz nie zwymiotuje. - Wiesz, że nie musisz tutaj ciągle być, prawda? - zapytał cicho z nadzieją, że nie brzmi niegrzecznie.
- Muszę - Kyungsoo odparł krótko, przez co Jongdae zmarszczył brwi. Naprawdę działo się z jego przyjacielem coś dziwnego. Jongdae pomyślał, czy chłopak nie jest przypadkiem zmęczony zajmowaniem się nim. Może Jongdae nie skomplementował jedzenia wystarczająco? Nie wiedział jednak, co mógłby dodać. Zupa była dobra, Kyungsoo wspaniale gotuje, ale z obecnym stanem żołądka Jongdae, nie miało to znaczenia, czy była ona dobra czy nie. Kolejny skręt wewnątrz sprawił, że musiał on zagryźć wargę by nie pozwolić bolesnemu jękowi na opuszczenie ust. Boże, jak to bolało.
- Idę do toalety.
- By zwrócić wszystko, co zjadłeś?
Jongdae zamarł w połowie drogi do drzwi i spojrzał na chłopaka zaskoczony. Zimny pot spłynął po jego plecach, kiedy wzrok Kyungsoo zaczął go przeszywać.
- Posłuchaj, ja… - Jongdae urwał i zagryzł wargę ponownie. Chciał coś powiedzieć, cokolwiek. Może jakąś durną wymówkę, by rozzłościć Kyungsoo. Może wtedy jego przyjaciel by go zostawił i przestał wprawiać Jongdae w tak obrzydliwe poczucie winy. Chciał wmówić chłopakowi, że się myli, lecz poczuł kolejny bolesny skręt i złapał się za brzuch, wydając z siebie słabe stęknięcie. Musiał zwymiotować. Zemdleje, jeśli tego nie zrobi. - Kyungsoo, cholera, ja… - wykrzywił się w bólu i po raz kolejny zagryzł wargi, tym razem znacznie mocniej.
- Idź do łazienki. Będziemy w kuchni.
My? Nie miał czasu spytać, przez to, że ruszył biegiem w stronę łazienki, by w ostatnim momencie zwymiotować do muszli i pozbyć się wszystkiego, co udało mu się siłą wmusić w siebie przez cały dzień. Pozwolił sobie na rozpłakanie się jak dziecko i gorące łzy spłynęły po jego twarzy, zostawiając za sobą palące ścieżki na skórze. Jongdae nienawidził siebie. Nienawidził siebie tak bardzo, że nie mógł przestać płakać, nawet gdy już nie wymiotował i po prostu siedział wtulony w muszlę klozetową - spocony, zalany łzami i z największą odrazą względem siebie.
Chanyeol wszedł do łazienki kilka minut później i złapał go za przedramiona, by pomóc mu się podnieść. Kiedy Jongdae już stał, objął go w talii, żeby mieć pewność, że chłopak nie upadnie w czasie chodu i wolnym krokiem ruszył przed siebie. Uścisk Chanyeola był mocny, przez co Jongdae skrzywił się nieznacznie, ale nie śmiał się odezwać. Nie widział za wiele, gdyż jego wizja wciąż była zamazana od wszystkich łez, które z siebie wylał, ale ewidentny smutek Chanyeola atakował go z każdej strony. Znali się od dawna i Chanyeol zawsze dzielił się ze wszystkimi swoją kojącą i radosną aurą. Jongdae nie potrafił wyczuć jej w tej chwili i świadomość, że to jego wina trafiła go niczym piorun. To nie jest w porządku.
- Przepraszam - wymamrotał słabo. Jego wargi drżały i całe jego ciało dygotało. Jongdae w zasadzie czuł jakby umierał.
Chanyeol nie odpowiedział. Prowadził go powoli do małej kuchni, w której zebrała się reszta jego przyjaciół i czekała, aż Jongdae się pojawi. Niestety widok Baekhyuna, Taeyeon, Kyungsoo i Minseoka wywołał u niego nagłą chęć kolejnego wybuchu płaczu. Przerastało go to. Każde z nich miało swoje życie i myśl o tym, że zrzucał na nich swój bagaż emocjonalny, sprawiała, że znowu było mu niedobrze. Odsunął się od Chanyeola i wbił wzrok w podłogę. Czuł się obrzydliwie.
Na chwilę zapanowała cisza i Jongdae czekał na wybuch złości oraz zawodu z zaciśniętymi pięściami i przymkniętymi oczami. Był na to gotowy, ponieważ fakt, że w końcu dowiedzieliby się o jego beznadziejnym stanie był nieunikniony i Jongdae przeżył tę właśnie chwilę we własnej głowie tysiące razy. Był pewien, że odegrał już każdy możliwy scenariusz. Kiedy jednak przez dłuższy czas nikt nic nie mówił, ośmielił się podnieść wzrok i dopiero teraz dostrzegł on coś na kuchennym stole. Zbladł momentalnie, a nogi mu zmiękły na ten widok i stracił całkowitą kontrolę nad swoimi drgawkami, kiedy powietrze powoli uciekało z jego płuc.
- Nie, nie, proszę - głos mu się załamał, kiedy próbował coś z siebie wydusić i cofnął się do tyłu bardziej, uderzając plecami o brudną ścianę swojej na w pół pustej kuchni. Utkwił spojrzenie w podłogę i zmusił się do oddychania, zdając sobie sprawę, że jego przyjaciele wiedzieli znacznie więcej, niż się spodziewał. Jego tabletki i narkotyki leżały niewinnie na blacie stołu i Jongdae nigdy nie czuł się tak odrażający.
- Jongdae - Minseok zaczął spokojnie - Pozwól nam sobie pomóc.
- Błagamy cię - Kyungsoo dodał i Jongdae spojrzał na niego z niedowierzaniem. Pomóc? Chcieli mu pomóc? Czy nie są źli? Zawiedzeni? Dlaczego na niego nie krzyczą? Zamrugał kilkakrotnie i przełknął ślinę, drapiąc się nerwowo po przedramionach.
- Powinniście być na mnie źli.
- Duh, oczywiście, że jesteśmy idioto - Baekhyun prychnął i pokręcił głową, po czym podszedł do Jongdae i objął go ramieniem. - Ale jesteś naszym przyjacielem głupku i nie chcemy byś tak łatwo zniszczył sobie życie.
- Jak mogłeś pomyśleć, że pozwolilibyśmy ci na zrujnowanie się w taki sposób? Za kogo nas masz? - Taeyeon zapytała łagodnym tonem, stojąc tuż za Baekhyunem i położyła swoją drobną dłoń na ramieniu Jongdae. Nawet ze zmartwieniem odmalowanym na twarzy była przepiękna, a w tej chwili dotykała tak brudną osobę jak Jongdae, przez co zakrztusił się na swoich kolejnych słowach.
- Ze mnie… i t-tak nic nie będzie.
- Stary, jesteś takim dramaturgiem - Chanyeol uśmiechnął się zza stołu i Jongdae poczuł jak kąciki jego ust unoszą się mimowolnie, chociaż czuł jak gdyby miał zaraz rozbić sobie głowę o ścianę. Powinni być na niego źli.
- Mi się nie da pomóc. Jestem już skończony - wymamrotał. Minseok, który stał obok Chanyeola, wziął głęboki oddech.
- Zamknij się Jongdae. Pieprzysz od rzeczy - głos Minseoka był spokojny, mimo ostrych słów, które z siebie wyrzucił. - Poważnie? Zamierzasz się poddać tak po prostu? Sięgnąłeś dna, ale nic cię nie powstrzymuje przed podniesieniem się.
Jongdae zakręciło się w głowie. Nie chciał wierzyć, że ta sytuacja była rzeczywistością, nie tak wyglądało to w jego scenariuszach. Jego przyjaciele powinni nazwać go ćpunem i powiedzieć, że ich zawiódł, a najlepiej dla wszystkich by było, gdyby zgnił w jakiejś dziurze, do której przecież należy. Nie powinni go wspierać w ten sposób. To tak nie działa w prawdziwym życiu.
- Jestem taką spierdoliną, naprawdę - mruknął i pokręcił głową, przymykając oczy podczas głębokiego oddechu. - Wiem, że jestem wam winien przyznanie się, ale to jest ciężkie. Ja...Ostatnio zacząłem, um…Okej, to trwa dłużej niż...Kurwa - zacisnął usta w cienką linię i pozwolił się sobie uspokoić. Serce biło mu jak oszalałe i nie potrafił stworzyć pełnego zdania, ale był świadom, że w tej chwili było to ostatnią rzeczą, jaką mógł zrobić dla swoich przyjaciół. - Jestem uzależniony od narkotyków. Chyba - wyrzucił to z siebie szybko i skierował wzrok gdziekolwiek, byle nie musieć patrzeć na ich twarze. - Nie potrafię przetrwać więcej niż kilku dni bez heroiny, ale pomagam też sobie innymi tabletkami. Głównie LSD i antydepresantami. Ale to już wiecie, patrząc na moje odnalezione zapasy na stole.
Przez długi czas nikt nic nie powiedział, aż Kyungsoo westchnął głośno.
- Co jeszcze?
- Coś jeszcze? - Jongdae zwrócił wzrok w jego stronę.
- Co jeszcze robisz?
Jongdae podrapał się nerwowo po głowie. Co miał im powiedzieć? Czy powinien przyznać się, że jego organizm jest już tak wyniszczony, że nie potrafi przyjąć konkretnego posiłku bez natychmiastowego zwrócenia? Czy miał im powiedzieć, że jego harmonogram snu był całkowicie rozpierdolony i Jongdae nie pamięta ostatniego razu, gdy przespał więcej niż dwie godziny? Jak ubrać w słowa to, że znalazł stronę dla ludzi z zapędami samobójczymi i zdecydował się zabić razem z chłopakiem, którego ledwo znał? Jak zareagują, gdy dowiedzą się, że chciał ich tak po prostu zostawić? Czy dalej będą tak wspierający?
- Wiemy, że zwracasz wszystko, co zjesz. Zdajesz sobie sprawę jak wychudzony jesteś? - Kyungsoo spytał, zanim Jongdae zdołał cokolwiek powiedzieć. Jego oczy przepełnione były złością, ale było w nich coś jeszcze. Chłopak wyglądał na zranionego i Jongdae przyrzekł w duszy, że nigdy sobie nie wybaczy doprowadzenia swoich przyjaciół do tego stanu. - Karmię cię od prawie dwóch tygodni i jeśli myślałeś, że nie zauważę, że tracisz na wadze to trochę mnie nie doceniłeś.
- Przepraszam - Jongdae powiedział po prostu, bo była to zasadniczo jedyna rzecz, którą mógł powiedzieć. Było mu tak kurewsko przykro.
- Nie przepraszaj Jongdae. Pozwól nam sobie pomóc - Taeyeon odezwała się, a jej głos był delikatny oraz pełen ciepła i Jongdae poczuł kolejną falę smutku i winy zalewającą go całego. Taeyeon wyglądała jak anioł ze swoimi blond włosami, jasną cerą i lekkim uśmiechem, przez co Jongdae zastanowił się, czy może jednak nie umarł, a to był jego sąd ostateczny.
- Jak chcecie mi pomóc?
- Wysyłamy cię na odwyk - Chanyeol powiedział, jak gdyby to było nic. Kilka chwil zajęło Jongdae dostateczne przeanalizowanie tych słów.
- Wy...Co? - spytał i spojrzał na wszystkich szerokimi oczami. Musiał się przesłyszeć, nie było innej opcji.
- Zamierzamy cię oczyścić. Idziesz na terapię odwykową. Rozumiesz? - Minseok powiedział swoim spokojnym tonem, lecz Jongdae poczuł gęsią skórkę przechodzącą go od góry do dołu. Choć głos Minseoka brzmiał łagodnie, wyraz jego twarzy był przerażający.
- Nie mam na to pieniędzy i dobrze o tym wiecie - Jongdae rzucił i po raz kolejny tego dnia starał się uniknąć ich spojrzeń. Rozejrzał się po swojej maleńkiej kuchni z brudnym kwadratowym stołem i samotnym krzesłem, dwoma szafkami, małą lodówką i starym kaktusem na parapecie. Jongdae miał zestaw sztućców dla jednej osoby, trzy kubki i talerze, jeden garnek, dwie patelnie, dwie miski i brak zasłon. Długie westchnienie opuściło jego usta i Jongdae zmrużył oczy. Nie ma opcji by zgodził się na jakąś terapię. Może i był ćpunem, ale nie był beznadziejnym przypadkiem. A nawet jeśli był to nie zależało mu na polepszeniu. Nic już nie miało i tak znaczenia.
- Nie martw się. Już zapłaciliśmy.
Nie.
- Co? - Jongdae zapytał z niedowierzaniem, a jego dolna warga zaczęła drżeć. - Nie. Proszę, powiedzcie mi, że żartujecie. Proszę - jego oddech zaczął się urywać i Jongdae usilnie próbował uspokoić swoje trzęsące się teraz ręce. - Dlaczego, nie musieliś-- Nie. Nie - Jongdae wiedział już, że przegrał.
Rozpłakał się i ukrył twarz w dłoniach. Przez cały ten czas próbował ukryć swoje problemy przed swoimi przyjaciółmi i starał się by byli w nie jak najmniej zaangażowani. Ostatnią rzeczą, której chciał, było zmuszenie ich do marnowania własnych pieniędzy na jego problemy. Świadomość, że mógł odejść już dawno, gdy tylko jego problemy się pojawiły, uderzyła go z podwójną mocą. Jego przyjaciele mogli żyć w spokoju bez jego toksycznej obecności. Powinien im podziękować za lata przyjaźni, powiedzieć jak bardzo ich kocha i zabić się bez zbędnych ceregieli. Może wtedy nie musiałby żyć z konsekwencjami własnych bezmyślnych decyzji, które będą za nim podążać do końca jego dni. Może Zitao żyłby dalej, bo nie znalazłby nikogo równie wyniszczonego, kto popełniłby z nim samobójstwo w tak dramatyczny sposób jak Zitao tego pragnął. Ale Jongdae był egoistą i tchórzem. Potrzebował swoich przyjaciół. Pragnął ich wsparcia i pożądał ich miłości i zrozumienia, modląc się każdej nocy by żadne z nich go nie opuściło, ponieważ to zniszczyłoby go kompletnie. Mimo to, uczucie bycia ciężarem nie chciało go opuścić.
- Nie zasługuję na was. Jestem resztkami człowieka, a wy...jesteście dla mnie zbyt dobrzy. Dlaczego pomyślelibyście, żeby...i jeszcze...
Jongdae nie chciał zamienić się w szlochający chaos przed wszystkimi, ale było już za późno na jakąkolwiek kontrolę, dlatego uległ emocjom i zaczął płakać jak ledwo narodzone dziecko, powoli tracąc siły i świadomość. Baekhyun i Chanyeol objęli go z obu stron, a Kyungsoo i Minseok głaskali na zmianę po głowie i twarzy. Taeyeon, wciśnięta między chłopaków, zaczęła składać delikatne pocałunki na jego twarzy, przez co był już naprawdę bliski omdlenia. Zniewalające ciepło i uczucie miłości oraz wsparcia stopniowo przejmowały nad nim kontrolę i Jongdae ostatecznie odczuł brak snu, pustkę w żołądku i nieskończone noce pełne intensywnych emocji.
Chanyeol i Minseok zaprowadzili go do łóżka, po tym jak już się uspokoił. Taeyeon nie przestawała głaskać po go głowie, dopóki z jego twarzy nie zniknęły wszystkie łzy i wytłumaczyli mu spokojnie ze szczegółami, co go czeka i dlaczego zdecydowali się na takie środki pomocy. Przeprosili go kilkakrotnie za to, że nie dostrzegli tego, że potrzebuje wsparcia znacznie wcześniej, ale i on przeprosił ich tysiąc razy za to, że nie powiedział im o swoim stanie. Wciąż nie mógł uwierzyć, że zrzucili się na odwyk dla niego i zorganizowali wszystko, bez zawahania. Nie mógł zaakceptować do końca tego bezwarunkowego poświęcenia, ale był za nie wdzięczny każdym atomem swojego ciała. Jego oddech unormował się po czasie i wszyscy odetchnęli z ulgą, kiedy Jongdae uśmiechnął się do nich nieznacznie. Jego oczy błyszczały mimo wycieńczenia.
- Chciałbym, żeby było ze mną w porządku - wyszeptał w ich stronę.
- I będzie - Kyungsoo uśmiechnął się, a serce Jongdae zabiło mocniej. Być może mu się uda. Może odnalezienie sposobu na kontynuowanie życia nie będzie takie trudne.
Wow, ok, wait a sec. W pierwszym momencie byłam mega confused co się dzieje, bo byłam pewna, że Jongdae chciał popełnić samobójstwo, ale myślałam, że podciął sobie żyły, a tu wzmianka o wypadku samochodowym. Ale ostatecznie wszystko zrozumiałam! Pomimo tego, że to właśnie Jongdae jest tutaj główną postacią, najbardziej spodobała mi się postać Kyungsoo. (NIE JESTEM BIASED). Cieszę się, że w tym całym angście znalazło się miejsce dla jego dobrych przyjaciół. Nie każdy ma takie szczęście jak Jongdae :< Trochę ciężko mi przyzwyczaić do tych przekleństw z ust ChenChena haha Ale mimo wszystko pasuje to nastroju i konceptu opowiadania. Szczerze mówiąc mam mieszane uczucia, bo nigdy nie byłam w sytuacji, w której Jongdae się znalazł ani nie miałam bezpośredniego kontaktu z taką osobą, ale po tym pierwszym rozdziale nie czuję takiego współczucia jakbym chciała. Jestem ciekawa co skłoniło go do takich działań, skoro ma tak wyjątkowych przyjaciół u swego boku. Przez moment byłam na niego zła, bo zamiast się nad sobą użalać, powinien w końcu ogarnąć dupę. No i chyba ogarnie skoro wysyłają go na odwyk. Jestem mega ciekawa co będzie dalej i czy poznamy przyczynę stanu Jongdae~~ Zapowiada się naprawdę interesująco! Nie wątpię, że będzie tylko lepiej <3
OdpowiedzUsuń